Kalisto
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Strona Główna -> Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Madlen
młotek



Dołączył: 26 Lut 2006
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6

PostWysłany: Nie 15:58, 04 Cze 2006    Temat postu:

1. Miałam rację co do brata!
2. Jakby razem
3. Wiesz, te suknie… hm. Jeśli są do kostek to te kobiety powinny jeździć na jakiś wózkach. Swobodnie mogłyby się poruszać chyba tylko, gdyby sięgały kolan.
4. Ciągle mi się podoba.
5. Rodzice to chyba też niezwykli ludzie, bo inaczej Wiktoria będzie miała problem z wytłumaczeniem im, że od teraz będzie się za nią włóczył jakiś czarnowłosy książeVery Happy
PS. Ostatnie zdanie śliczne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Delf
rogata Królowa piekła XD



Dołączył: 19 Lut 2006
Posty: 3586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Piotrków Trybunalski

PostWysłany: Nie 17:03, 04 Cze 2006    Temat postu:

No z tymi sukniami, to chyba nie koniecznie, bo gdyby one miały te takie diury na wysokości kostek, to kiecka mogła by być zszyta rówmno i wtedy też byłą by na wysokości kostek.... znaczy no może faktycznie... ale wiesz, to miało być... hmmmm.... może faktycznie suknie trochę zmienię.
A gdzie napisałam jakby osobno, bo problem polega na tym, że ja nie widzę błędu...
Wiktoria, nie bedzie musiała go ukrywać.
Ostatnie zdanie? A jakie jest? (szuka) Aaaa... Dzięki.
Cieszę sie jeśli naprawdę nadal ci się podoba.
Pozdrawiam
Delf


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Delf
rogata Królowa piekła XD



Dołączył: 19 Lut 2006
Posty: 3586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Piotrków Trybunalski

PostWysłany: Nie 23:09, 02 Lip 2006    Temat postu:

Doczekaliście się kolejnej części.
Przepraszam, ze tak długo, ale miałam przestój.



Adam usiadł w fotelu przy biurku. Odwróciłam się do niego.
- I co teraz zamierzasz? - spytałam patrząc na niego z wyrzutem, kiedy położył nogi na stole.
- Być twoim konirem niestety już zawsze i niestety wszędzie.
Po tym stwierdzeniu zapadła bardzo napięta cisza. Przerwały ją odgłosy kroków na korytarzu.
Drzwi otworzyły się i do mojego pokoju wszedł Krzysiek z ,jak zawsze, obojętną miną. Gdyby tylko wiedział, przez co przeszłam...
- Hej, siostrzyczko, czy nie widziałaś mojego odtwarzacza mp3? - spytał zatrzymując wzrok na Adamie. Podszedł do niego i wyciągając rękę powiedział – Cześć. Krzysiek.
- Adam – odpowiedział czarnowłosy zdejmując nogi z biurka i podając mu rękę.
Krzysiek z powrotem odwrócił się do mnie.
- Swoją drogą to czemu tak hałasujecie? Czy wy w ogóle wiecie która godzina?
Przecząco pokręciłam głową.
- Piąta rano!
- Aż tak późno? - powiedziała Kasia.
- Raczej wcześnie. Już ranek. Za dwie godziny muszę wyjść do szkoły – odpowiedziałam. - Jestem nieprzytomna. Jest jakiś sens żebym tam szła?
- Hmmm... Gdybym był nadopiekuńczym starszym bratem, to wywalił bym cię z hukiem do szkoły, ale biorąc pod uwagę, że nim nie jestem, a ty jesteś już pełnoletnia, to rób co chcesz. A tak a propos to mam coś dla ciebie – odrzekł Krzysiek i sięgnął po torebkę z prezentem.
Wyjęłam z niej czarną bluzę z kapturem.
- Dzięki. Jest świetna – powiedziałam i zadowolona położyłam ją na łóżku. Zerknęłam na Adama, mając nadzieję, że wyparował z mojego pokoju. Nie wyparował. Czemu akurat w tej kwestii cuda się nie zdarzają?
- Nie ma sprawy. Pomagała mi ją wybrać moja dziewczyna – rzucił beztrosko Krzysiek i puścił dyskretnie oko do Kasi. Zaraz, jak to puścił oko do Kasi? Czemu on się tak spoufala z moją przyjaciółką?
- Bardzo śmieszne – odpowiedziałam.
- A co jest takie śmieszne? - spytała Kasia siląc się na obojętny ton. SILĄC SIĘ NA OBOJĘTNY TON? Czy oni powariowali?
- No, Krzysiek nie ma dziewczyny – powiedziałam. - Twierdzi, że nie spotkał żadnej na tyle ciekawej, by mógł sobie nią zawracać głowę. Wiem, że jest egoistą. To w końcu mój brat. Musi być w czymś do mnie podobny.
Kasia poczerwieniała na twarzy. Co tu się u licha wyprawia? I czemu jestem nie w temacie?
- No dobra. Koniec nabijania się ze mnie. Masz ten odtwarzacz? - spytał Krzysiek.
- Tu leży – odezwał się Adam podając odtwarzacz z biurka mojemu braciszkowi. Przez krótką, wręcz niezauważalną chwilę miałam wrażenie, że ich spojrzenia spotkały się i przeprowadziły bardzo szybką konwersację.
Krzysiek odwrócił się, wyszedł z pokoju i zamknął za sobą drzwi, życząc im uprzednio dobrej nocy oraz rzucając delikatną sugestię w sprawie Adama:
- Wiki, wyproś kolegę. Jest już późno.
Nie ma to jak szczerość mojego brata!
Znów zapadła złowroga cisza.
- Sprawa wygląda tak, że nie bardzo wiem, po cholerę tu siedzisz. Jak by to ująć... - powiedziałam.
- Spadaj koleś – dokończyła za mnie Kasia.
- Właściwie, to bardzo chętnie, ale chyba nie mogę – odrzekł.
Nagle poczułam się straszliwie senna. Usiadłam na łóżku i natychmiast zasnęłam.
* * *
Standard. Wiktoria usnęła, a ja siedzę na łóżku obok niej i wpatruję się w Adama. Nie cierpię tego kolesia.
- Co robiłaś w zamku? - spytał patrząc mi się w oczy swoim piorunującym wzrokiem.
I co ja niby mam odpowiedzieć?
- A o jakim zamku mówisz? - odpowiedziałam.
- Dobrze wiesz jakim.
Wstał z fotela i podszedł do mnie. Usiadł przy mnie. Czułam się bardzo zagrożona. Byłam prawie pewne, że zaraz się coś stanie.
- Widzisz moja piękna – zaczął - twój problem polega na tym, że to nie ty tu ustalasz reguły. Mam nad tobą przewagę, więc nie igraj ze mną.
Zaczynam się go bać. Co ten kretyn sobie myśli? Pójdę teraz do Krzyśka. Kurczę, nie mogę zostawić Wiktorii. I co robić?
Spojrzałam na przyjaciółkę. Zdążyła przez sen całkowicie wgramolić się na łóżko i uwalić na lewym boku.
Czemu ja mam rozwiązywać jej problemy?
- Idę do łazienki. Nie waż się tknąć Wiki.
- Nie zamierzam nic jej zrobić.
Wyszłam na korytarz. Bez pukania weszłam do pokoju Krzyśka i zamknęłam za sobą drzwi.
Leżał na łóżku i przeglądał znany mi już album na zdjęcia. Kątem oka zerknął na mnie.
- I co tam powiesz? - spytał.
- Czy on się teraz nie odczepi?
- Adam?
- Tak! Adam! Któż by inny?
- Zawsze będzie niedaleko Wiktorii, ale nie musi być u nas w domu. Równie dobrze może być trzy ulice dalej.
- Boję się go – powiedziałam siadając w nogach łóżka Krzyśka.
- Nie zrobi nic Wiktorii, bo jest jej konirem.
- A co ze mną?
- Ja cię przed nim obronię – uśmiechnął się. - Nie masz powodu do zmartwień.
- Dzięki.
Obroni mnie? Może ja mu się jednak chociaż trochę podobam? Nie, po prostu jestem przyjaciółką jego siotry.
Odwzajemniłam uśmiech.
Położyłam się na łóżku opierając głowę o chłodną ścianę. Zerknęłam na pierścionek na swoim palcu. Co z tego, że nie jest mój? Z nim czuję się jakoś bezpieczniej, więc póki co go nie oddam.
Moje powieki stawały się coraz cięższe, aż w końcu nie mogłam powstrzymać już fali snu, która zalała mój umysł.
* * *
Nie wierzę! Kiedy już wydaje mi się, że nic ciekawego w życiu mnie nie spotka, napotykam na swojej drodze tych dziwacznych ludzi.
Może z nimi przeżyję coś fascynującego? Jakąś przygodę?
Spojrzałam na śpiącą Wiktorię. Może ci ludzie nie są tacy źli? Może nie są aż tak głupi? Może im po prostu coś nie wyszło w życiu i dlatego są tak zwariowani?
Zaczynam robić się tkliwa.
Adam ponownie położył nogi na biurku. Ciągle wyczekiwałam momentu, gdy obróci się i rzuci z pazurami na Wiktorię. Nic takiego jednak na razie nie miało miejsca.
Ludzie coraz bardziej mnie zaskakują, a moje życie staje się coraz mniej przewidywalne.
Życie, po prostu życie.
Żałuję tylko jednego – że przemijam tak szybko. O wiele szybciej niż oni.
Czas mnie zabija.
Oni dopiero teraz zaczynają życie. Są młodzi. Przed nimi jeszcze wiele dróg.
Staję się słaba. Co się ze mną dzieje?
Ponownie zerknęłam na Adama. Siedział dokładnie w tej samej pozycji, co przed chwilą.
Koleś, czyś ty zgłupiał? Siedzisz sam z dziewczyną w pokoju i nic? Nawet nie reagujesz?
Placek.
Może ja też powinnam się zdrzemnąć? Czuję się taka zmęczona.
Wylądowałam na kanapie, koło Wiktorii i ułożyłam się do snu. Po chwili już śniłam.
* * *
Wiktoria po woli otworzyła oczy. Usiadła na łóżku i przeciągnęła się. Spojrzała na zegarek. Była dziesiąta piętnaście.
Zerknęła na fotel. Adam nadal w nim siedział z nogami wyciągniętymi na biurku. Okręcił się w fotelu przodem do niej.
- Wyspałaś się? - spytał.
- Tak – odpowiedziała wstając z łóżka.
- Zamierzasz teraz za mną wszędzie łazić?
- Tak.
- Hmmm... Super, ale jak wytłumaczysz to mojemu chłopakowi?
- A musi nim nadal być?
- Tak.
- Zatem coś wymyślę.
Zapadła cisza. Wiktoria zastanawiała się, gdzie podziała się jej przyjaciółka i nagle przez głowę przebiegła jej złowieszcza myśl.
- Co zrobiłeś Kasi? Gdzie ona jest? - spytała Adama.
- Zgwałciłem, pobiłem, a potem zamordowałem i wyrzuciłem ciało do kosza na śmieci.
Wiktoria podbiegła do niego i z całej siły uderzyła pięścią w brzuch.
- Żartowałem! - krzyknął Adam upadając na podłogę i zwijając się w kłębek.
- To gdzie ona jest? - wykrzyczała Wiktoria przez łzy.
- U twojego brata w pokoju.
Spojrzała na skręcającego się na ziemi czarnowłosego mężczyznę. Czyżby miała tyle siły?
- Nie przesadzaj, że cie to tak boli. Nie dostałeś, aż tak mocno, przecież jestem słaba – rzekła wychodząc szybkim krokiem z pokoju. Przebiegła korytarz i gwałtownie otworzyła drzwi do pokoju swojego brata.
Na łóżku leżała śpiąca Kasia, a obok niej Krzysiek trzymający rękę na jej szyi.
Wiktoria przeżyła szok. Podeszła do Krzyśka. Jedną ręką złapała go za usta, a drugą szturchnęła w ramię.
Obudził się i spojrzał na swoją siostrę. Zabrała od niego ręce pokazując mu gestem, by się nie odzywał i wyszedł z nią z pokoju.
Tak więc zrobił. Wyszli na korytarz, a Wiktoria zamknęła drzwi do jego sypialni.
- Coś ty z nią robił? - wysyczała.
- Nic. Tylko spała w moim łóżku – zauważył morderczy wzrok siostry i dodał – tylko spaliśmy i uspokój się z tymi swoimi skojarzeniami.
- Trzymałeś dłoń zaplątaną w jej włosy na jej szyi. To nie jest normalne. Co w ogóle robiła u ciebie w pokoju?
- Bała się twojego przyjaciela, więc siedziała u mnie. Proste?
- Zostawiła mnie na jego pastwę i polazła do ciebie?
- Nie.
- Ona ci się podoba?
- Kto?
- Kasia!
- A w jakim sensie?
Ponownie zapadła cisza.
- Czyli zabujałeś się w niej? - spytała Wiktoria siląc się na przyjazny ton.
- Kochana siostro, uspokój się. Twoja przyjaciółka jest bardzo miła i sympatyczna, ale to dla mnie tylko twoja przyjaciółka. To, że spała na moim łóżku nic nie znaczy. Nie masz do niej zaufania? No to masz problem. A nawet gdybyśmy tu razem coś robili, to po pierwsze: najwidoczniej by tego chciała, a po drugie: tobie nie było by nic do tego i jeszcze jedno: pukaj zanim wparadujesz do mojego pokoju.
Po raz kolejny oboje zamilkli, jakby żadne z nich nie wiedziało co powiedzieć.
- Proszę cię tylko byś pamiętał, że ona jest od ciebie o trzy lata młodsza i w dodatku jest moją przyjaciółką. Jeśli ją skrzywdzisz, to po prostu cię zabiję.
- Znasz mnie. Powinnaś wiedzieć, że nie jestem taki – Krzysiek odwrócił się do niej tyłem i powoli schodził po schodach.
- Czekaj – krzyknęła Wiktoria.
Stanął bez słowa na schodach i odwrócił głowę w jej stronę.
- Przepraszam – powiedziała. - Po prostu się zdenerwowałam. Kasia jest moją przyjaciółką, a ty bratem. Nie chcę ... Po prostu uważaj.
- Nie flirtuję z nią. Daj sobie luzu. Radziłbym ci iść do Adama. Miło spędziliście noc? - spytał i szybko zszedł po schodach. Założył adidasy i wybiegł z domu zanim Wiktoria zdążyła cokolwiek powiedzieć.
Oszołomiona obrotem spraw wróciła do swojego pokoju.
Adam siedział w fotelu, a z jego ust sączyła się cieniutka stróżka krwi i skapywała na dywan. Zachowywał się jakby dostał porządny łomot.
- Nie rozumiem... - powiedziała podchodząc do niego z głupkowaty wyrazem twarzy. - Co tu jest grane? Nie jestem przecież na tyle silna i nie uderzyłam cię tak mocno, a poza tym nie walnęłam cię w szczękę, więc co się stało?
- Ech... - westchnął. - To przez to, że jestem twoim konirem – odpowiedział łapiąc powoli oddech i przecierając wierzchem dłoni zakrwawioną wargę. - Ja nie mogę skrzywdzić ciebie, ale za to ze wzmożoną siłą odczuwam rany zadane przez ciebie. Możesz się teraz wyżyć na mnie – dodał spoglądając na nią spode łba.
- Stałeś się... moim niewolnikiem? - spytała. Robiło jej się go żal. Wydawał się taki przybity.
Nie odpowiedział, ale po dłuższej chwili kiwnął głową.
Kiedy litowała się nad nim przypomniała sobie, że to przecież on ciągnął ją nieprzytomną przez pustynie i spowodował w ten sposób liczne rany na jej ciele. Dotknęła jednej z nich. Zabolało. Syknęła.
Nim zdążyła się opanować, kopnęła mocno w nogę Adama.
- To za moje rany – wykrzyczała i ponownie kopnęła.
Wiktoria przestała kontaktować. Nie zwracała uwagi na wycie i jęki czarnowłosego mężczyzny, który już dawno spadł z fotela i leżał na podłodze. Był taki słaby, tak nędzny, że nie mogła się powstrzymać. Ogarnęła ją dzika furia. Uderzyła go w głowę. Krew obfitymi strumieniami spływała po jego ciele rozlewając się na podłodze i tworząc coraz większe kałuże.
Adam spróbował jeszcze wstać, ale brakło mu sił i wycieńczony padł na podłogę tracąc przytomność.
Wiktoria usiadła na podłodze chowając twarz w kolanach.
* * *
Ziewnęłam i wstałam z łóżka. To był naprawdę dziwny sen. Przeciągnęłam się i rozejrzałam. To przecież nie jest mój pokój.
O, matko! Przecież to pokój Krzyśka! Czyli jednak nie spałam? Dlaczego ja mam takie pokopane życie? Spojrzałam na lewą dłoń. Tkwił na niej piękny pierścionek z niebieskim kamieniem.
Nie wierzyłam własnym oczom.
Wyszłam z pokoju, przebiegam korytarz i z cichym skrzypnięciem otworzyłam drzwi pokoju Wiktorii.
To co zobaczyłam przeraziło mnie. Koło fotela leżał w kałuży krwi nieprzytomny Adam, a na przeciwko niego siedziała skulona Wiki.
- Co tu się stało? - krzyknęłam podbiegając do przyjaciółki.
- Pobiłam go – odpowiedziała ze strachem spoglądając na nieruszającego się księcia.
- Jak to go pobiłaś? - spytałam z niedowierzaniem.
- Jest moim konirem. Nie może mnie uderzyć, za to silnie odczuwa każdy mój cios. Nie mogłam się powstrzymać, żeby mu nie oddać za te rany – odrzekła pokazując na rany na swoim ciele. - Nie wiem co się stało. Ogarnęła mnie jakaś furia. Nie byłam sobą. Boję się, że go zabiłam.
Łza spłynęła jej po twarzy.
Ratunku. Jedyne co przychodzi mi do głowy, to: UCIEKAĆ!
Ja rozumiem, że była na niego wściekła, ale jak mogła, tak go urządzić?
Podeszłam do Adama, żeby sprawdzić, czy żyje. Dotknęłam dwoma palcami jego szyi i poczułam wolny puls.
- Żyje – powiedziałam.
Nie mogłam na niego patrzeć. Był tak zakrwawiony, że zrobiło mi się go szkoda. Zobaczyłam, że otwiera oczy.
- Budzi się – rzuciłam przez ramię.
Wiktoria zbliżyła się do niego. Uklękła przy jego głowie i położyła ją sobie na kolanach.
Przypomniałam sobie, jak dokładnie to samo robiłam ja w odwrotnej sytuacji, kiedy Wiki nieprzytomna leżała na śniegu, a Adam próbował dać jej odtrutkę.
Właśnie. Próbował dać jej antidotum. Ratował ją. Nie chciał by umarła, a mógł ją zostawić tam razem ze mną. Zabrać nam książkę i uciec, jednak zainteresował się jej życiem i... to go zgubiło. Gdyby wtedy nam nie pomógł, Wiki nie ukradłaby naszyjnika, nie przeleciałaby do tamtego świata, nie stałby się jej konirem i nie leżałby teraz w kałuży własnej krwi na podłodze. Czasem nie warto być dobrym. Wbrew powszechnej opinii, to nie popłaca.
* * *
Maria obudziła się dzisiaj wyjątkowo późno.
Podleciała do góry i z radością rozejrzała się po pokoju. Radość zamieniła się najpierw w zdziwienie, potem w strach, a na koniec w żal.
Na dywanie leżał zakrwawiony Adam, a jego głowa bezwiednie spoczywała na kolanach Wiktorii.
- Co tu się stało? Przespałam jakiś niezły kawałek – pomyślała Maria podlatując do zbiorowiska. - Wiesz co młoda? Przeholowałaś... Hmmm... Pozostaje jeszcze kwestia, która z as to zrobiła.
Nie powiem należało mu się, ale czym wyście go biły? Tasakiem? Nie wiecie, że jak kogoś się zabija, to robi się to poza własnym domem? Teraz od razu was znajdą i zamkną w więzieniu, a ja będę do was czasem przylatywała i grała wam na harmonijce. Może wtedy mnie wreszcie zauważycie i z braku laku zaczniecie ze mną gadać.
Ludzie, to padalce...
Mamusia zawsze powtarzała ,,Nie zadawaj się z ludźmi”, a ja nie posłuchałam i teraz mam... świetne kino i ubaw po pachy!
Maria przysiadła na parapecie.

Pozdrowienia dla Pająków
Delf


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Delf
rogata Królowa piekła XD



Dołączył: 19 Lut 2006
Posty: 3586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Piotrków Trybunalski

PostWysłany: Śro 16:00, 05 Lip 2006    Temat postu:

* * *
Boże, co we mnie wstąpiło? Czemu to zrobiłam?
Zakrwawiona głowa Adama leżała na moich kolanach. Już dawno nie miałam tak silnych wyrzutów sumienia.
Jego oczy powoli otwierały się.
- Przepraszam – powiedziałam unikając jego spojrzenia. - Nie chciałam.
- Chciałaś – wyszeptał w bólu. - Nic by mi się nie stało gdybyś tego nie chciała.
- Przepraszam, nawet nie wiesz, jak mi przykro.
- Mi chyba bardziej – powiedział i wypluł trochę krwi. - Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że jesteś taka.
- A ty mogłeś ciągnąć mnie przez pustynię po piachu? - spytałam.
Nikt się nie odezwał. Jakaś mucha wykonała lot dookoła sypialni bzycząc przy tym niemiłosiernie.
- Przenieść cię na łóżko? - spytałam. Naprawdę czułam się winna. Co się ze mną stało? Jak mogłam go tak pobić?
- Zostaw mnie. Już zrobiłaś swoje. Może jeszcze mi dokopiesz? Tylko kilka razy i wykituję. Będziesz miała mnie z głowy. Hmmm... ale problem będzie stanowiło ciało. No tak... A poza tym jestem twoim konirem i za zamordowanie mnie spotkałaby cię kara, ale jaka to kara nie zamierzam ci mówić. Będziesz miała ,,miłą” niespodziankę.
- Przestańcie – powiedziała Kasia. - Adam, przeniesiemy cię na łóżko, ale musisz nam pomóc, nie jesteśmy tak silne.
Adam wymownie spojrzał na moją twarz, jak by mówiąc,,Uważasz, że ona jest słaba? To spójrz, co ze mną zrobiła”.
- Oj, uspokój się. Wiktoria, pomóż mi.
Wstałam. Złapałam go za ramiona, a jego głowę oparłam o siebie. Nadal nie był w stanie samoistnie jej utrzymać. Kasia podtrzymywała jego plecy i w tej dziwnej pozycji przeszliśmy parę kroków i położyłyśmy go na moim łóżku.
Minę miał zbolałą, obrażoną i raczej mało zadowoloną.
Ułożyłyśmy go wygodnie wzdłuż materaca i przykryłyśmy kołdrą, ja zaś położyłam się w szerz na łóżku. Jego głowę położyłam sobie na brzuchu. Próbowałam zapomnieć, że cierpi tak przeze mnie, lecz on ciągle mi o tym przypominał.
- Wydaje ci się, że mnie w ten sposób udobruchasz? - spytał po chwili milczenia.
- Staram się być miła.
- Tylko nie przesadzaj. Wiem jak umiesz miłosiernie wybaczać.
- To wy sobie pogadajcie, a ja zaraz wracam. Muszę zadzwonić do mamy.
- Wróć szybko, bo boję się o swoje życie – odrzekł z przekąsem Adam. Nadal krwawił, a może to tylko stara krew? Nie jestem już pewna.
Kasia wyszła delikatnie zamykając drzwi.
* * *
Kasia, od kiedy wstała dziś rano i ujrzała Adama wiedziała, że nie jest z nim dobrze. Kto mógł im pomóc?
Była niemalże pewna, że jedyną taką osobą jest Krzysiek.
Sięgnęła do kieszeni po telefon. Znalazła jego numer w spisie i zadzwoniła. Odebrał praktycznie od razu.
- Słucham – usłyszała męski głos w słuchawce.
- Hej. Mówi Kasia, przyjaciółka Wiktorii – odpowiedziała opierając się o ścianę.
- No cześć. O co chodzi? - odpowiedział.
- Hmmm... Jak by to ująć... Po wczorajszym dniu uważam, że jesteś jedyną osobą, która może nam pomóc i ... - nagle urwała, bo na korytarz wyszła Wiktoria.
- Idę zrobić kawę Adamowi – powiedziała schodząc po schodach.
- Dobrze mamo. Będę po południu już na pewno w domu. Tak nie martw się. Co? Nie, nie zapomniałam... - Kasia prowadziła dalej fikcyjną rozmowę. Kiwnęła głową do Wiktorii. - Mamo no przestań.
- Mam rozumieć, że przeszła obok ciebie moja siostrzyczka, a ona ma się nie dowiedzieć o naszej rozmowie? - spytał Krzysiek.
- Tak, mamo. Będzie w sam raz.
- No to o co chodzi?
- Wiki pobiła do nieprzytomności Adama, kiedy odkryła, że jako jej konir obrywa o wiele mocniej niż, w rzeczywistości. Obudził się już, ale jest cały zakrwawiony. Pluje krwią i wygląda, jak by miał zaraz zejść – powiedziała bardzo szybko na wydechu. - Co mamy zrobić?
- Hmmm... Wejdź do mojego pokoju.
Kasia szybko przeszła korytarzem i gwałtownie otworzyła drzwi. Weszła do środka.
- Jestem – powiedziała przymykając z powrotem drzwi.
- Ok. Podejdź do biurka i wyjmij z dolnej szuflady fiolkę z błękitnym proszkiem.
Kasia otworzyła ostatnią szufladę. Było w niej pełno różnej wielkości fiolek z dziwnymi substancjami, o najróżniejszych kolorach. Wyjęła tę z drobnym błękitnym proszkiem i schowała do kieszeni bluzy.
- Mam – oznajmiła triumfalnie.
- Dobrze. Łatwo poszło. Teraz musisz dać mu to do połknięcia, ale on nie może zauważyć, że ty to robisz, ani nie możesz dać tego Wiktorii, bo jak jej wytłumaczysz skąd masz lekarstwo? Nie może się dowiedzieć, że to ode mnie. Ona o niczym nie wie i postaraj się by tak zostało.
- Gdzie jesteś? - spytała, jakoś tak odruchowo.
Po drugiej stronie słuchawki zapadła nieprzyjemna cisza.
- Daleko – w końcu odezwała się nieodwzajemniona miłość Kasi.- Nie interesuj się tak moim życiem.
- Przepraszam. Wymsknęło mi się, ale powiedz, kiedy będziesz? Przykro mi, że cię pytam, ale jesteś tu potrzebny. No dobra, może przesadzam. Nie chciałam się narzucać.
- Będę za pół godziny – odrzekł po namyśle. - Nie narzucasz się. Jestem zwyczajnie trochę zajęty, ale nie chciałem być dla ciebie nieuprzejmy.
Znów w słuchawce zapadła cisza.
- Do zobaczenia – powiedziała z przekąsem Kasia.
- Do zobaczenia – odpowiedział Krzysiek.
- Jak mam podać mu lekarstwo? - pomyślała Kasia wychodząc z pokoju. - Kawa! Dosypię mu tego do kawy. Czy Krzysiek mówił ile mam tego wsypać? Chyba nie... Wsypię jak najwięcej.
Zeszła po schodach do kuchni. Wiktoria wyjmowała akurat kubek kawy z szafy.
- Hej, może ci pomóc? - rzuciła obojętnym tonem do przyjaciółki.
- Nie, nie trzeba... Kasia, jak ja mogłam mu to zrobić? Jest debilem, ale jak mogłam się tak zachować? Nie byłam sobą. Od wczoraj wszystko jest nie tak! I wiesz co? Zaczęło się od niego. To jego wina! - Wiktoria postawiła trzy kubki na blacie pod oknem. Wsypała do nich kawę i czekając, aż zagotuje się woda, odwróciła swą twarz do przyjaciółki.
- Idź z nim porozmawiaj, a ja wam doniosę kawę – odrzekła Kasia. - I pamiętaj o jednym. On chciał od nas tylko książkę. Kiedy zaczęła działać na ciebie trucizna w niej zawarta nie zostawił nas tam. Został i dał ci odtrutkę. To ty potem ukradłaś naszyjnik i dobrowolnie przeniosłaś się do jego świata. Ciągnął cię wtedy przez pustynię i poharatał po drodze. Wiem o tym. Zauważ jednak, że został twoim konirem. Powiedział ci, że możesz go przez to łatwo wykończyć, a ty... rzuciłaś się na niego i prawie zabiłaś.
- Naprawdę tak myślisz? - wyszeptała Wiktoria idąc w stronę schodów z przybitą i urażoną miną.
- Tak. My zaczęłyśmy,a konkretniej, zaczęłaś ty – odrzekła Kasia nalewając wrzątek do kubków.
- Nie wiem co powiedzieć...
- Mi nie mów nic. Ja cię rozumiem. Powinnaś pogadać z Adamem.
Wiktoria ruszyła wolnym krokiem po schodach. Zabolały ją słowa przyjaciółki. Poczuła się jeszcze bardziej winna.
Kasia wyjęła z kieszeni fiolkę. Połowę wsypała do jednej z trzech szklanek. Wymieszała łyżeczką, postawiła na tacy i starając się pamiętać, że proszek jest w środkowym kubku, zaniosła na górę.
Zatrzymała się przed drzwiami sypialni Wiktorii.
- A co jeśli Krzysiek chce otruć Adama? Oni się chyba nie polubili. Cała wina wtedy spadnie na mnie. Co ja wygaduję? Powinnam wierzyć Krzyśkowi, ale czy na pewno? Na moich oczach zabił dwóch ludzi... w mojej obronie... Czuję się winna. Co za pokopany dzień. A Adam? Przecież to nie jest normalne. Co będzie gdy rodzice Wiktorii wrócą do domu i zobaczą go zakrwawionego na łóżku córki? Pomyślą, że mają pełnoletnią sadystkę wyhodowaną na własnym łonie. Czadowo się zapowiada – pomyślała Kasia i wzięła głęboki oddech. Spokojnie przekręciła klamkę i... drzwi ani drgnęły.
* * *
Zostawiłam Kasię w kuchni i powłóczystym krokiem udałam się do sypialni. Po cichu weszłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi.
Muszę mu wszystko wytłumaczyć, ale... po co? Przecież to zwykły nieznajomy... No dobra, niezwykły... Heh, czarujący w przenośni i dosłownie.
Zamknęłam oczy i starałam się skupić na tym co i jak powiedzieć. Mój czarnowłosy nieznajomy ma zbyt krępujące spojrzenie, więc zamknięte powieki działają jak tarcza.
- Musisz mnie wysłuchać. To ważne – powiedziałam.
- Ależ bardzo chętnie wszyscy cię wysłuchamy – zabrzmiał w tej chwili najmniej oczekiwany męski głos – głos mojego ojca. Szybko otworzyłam oczy.
W pokoju miało miejsce dziwne spotkanie. Na fotelu siedział ojciec, matka pochylała się nad Adamem, a pod sufitem krążyła wrona.
Kiedy oni tu wleźli? Zamek w drzwiach szczęknął. Spróbowałam nacisnąć klamkę. Nic.
Krzyknęłam. Może usłyszy mnie Kasia?
- Nie masz po co się wydzierać. Nikt cię nie usłyszy i nie wejdzie tutaj dopóki nie wyjaśnisz mi co jest grane – powiedziała twardo mama. Przyłożyła rękę do czoła Adama – ma gorączkę. Musimy coś z nim zrobić.
Ukradkiem zerknęłam na czarnowłosego mężczyznę. Jego mina wyrażała jedynie chęć ucieczki. Szybko przeniósł wzrok ze ściany na mnie. Poczułam się, jak by jego spojrzenie prześwietliło mnie na wylot.
Oparłam się o drzwi nadal patrząc w jego nieziemsko niebieskie oczy i w tym momencie wydarzyło się coś niesamowitego.
- Uważaj, co mówisz. Oni nie wiedzą, że jestem twoim konirem – usłyszałam męski głos we własnej głowie... głos... Adama. - Powiedz, że zaraz im wszystko wyjaśnisz.
- Dajcie mi chwilkę, a wszystko wam wyjaśnię – powiedziałam sama niewiedząc, czemu to robię.
- Lepiej żebyś miała dobrą wymówkę – rzucił ojciec poprawiając marynarkę.
- W jaki sposób ze sobą rozmawiamy? - spytałam w myślach.
- Telepatia – odezwał się głos. Cały czas patrzyłam na Adama. Nie poruszał ustami.
- W jaki sposób to możliwe?
- To proste. Nasze umysły kontaktują się w innym czasie i przestrzeni. Rozmawiamy gdzieś naprawdę, lecz tutaj słyszymy tylko echo naszej rozmowy. To jest taki nasz... prywatny kanał.
- Jestem w szoku. Ja... przepraszam za... te rany... Nie panowałam nad sobą, a zresztą wiesz, jak to jest.
- O tym porozmawiamy później. Teraz zajmij się spławieniem rodziców.
- A więc, było tak: Adam – zaczęłam wykład wskazując ręką na mojego telepatycznego rozmówcę – był w knajpie. Napadło na niego dwóch kolesi i urządzili go... no w każdym razie nie wygląda najlepiej. Nie widział nawet ich twarzy, bo szybko wyprowadzili go na zewnątrz, a tam było ciemno. Nie miał szans! Ich było dwóch, wielkich chuliganów, a on sam jeden, a i tak walczył dzielnie. Kiedy mężczyźni zostawili go nieprzytomnego przed barem, znalazł go Krzysiek, a ponieważ wiedział, że to mój znajomy, zaniósł go do samochodu i przywiózł do nas do domu.
Wnieśliśmy go na górę i położyliśmy na moim łóżku i to by było na tyle – zakończyłam starając się robić wiarygodny wyraz twarzy.
- Gdzie jest twój brat? - spytał ojciec.
- Pojechał do apteki po środki przeciwbólowe. Powinien lada moment być – odrzekłam. Uff... Chyba to kupią.
- Trzeba zadzwonić do jego rodziców – zasugerowała troskliwie mama.
- Mamo... On jest dorosły. Nie mieszka z rodzicami – wykrztusiłam starając się przemyśleć każde słowo. - Oni..
- ...nie żyją – dokończył Adam, po raz pierwszy, odkąd się tu znalazłam, zabierając głos, przynajmniej na głos... eee..., znaczy nie w mojej głowie. Już wszystko mi się plącze. - Mieszkam sam. Naprawdę jestem szczęśliwy, że was poznałem. Daliście mi tyle ciepła – spojrzał z uwielbieniem na mnie. Czyżby sarkazm? - Bardzo państwu dziękuję.
- Nie ma za co. Cieszymy się, że mogliśmy pana gościć w naszym domu – wymamrotał ojciec.
- Mamo, a co tu się dzieje? Czemu drzwi się same przekręciły na zamek? Czemu zapomnieliście o moich osiemnastych urodzinach? Czemu nikt nas nie słyszy poza tym pokojem?
Mama niespokojnie spojrzała na Adama, lecz ten udał, że padł z wycieńczenia i słodko śpi, a może naprawdę usnął?
- Widzisz kochanie, nic nie jest tak proste, jak mogło by się nam wydawać, a każdy z nas popełnia kiedyś błędy – wymamrotała mama. - Poprzedniego dnia mieliśmy do załatwienia coś bardzo ważnego. To nie mogło czekać.
- A co jest ważniejszego od osiemnastych urodzin córki? - spytałam podniesionym głosem.
- Jej życie – wyszeptała podchodząc do mnie, tak blisko, że dzieliło nas nie więcej niż dwadzieścia centymetrów. - Kochanie, nawet nie wiesz, jak bardzo było mi przykro, gdy w tak ważnym dla ciebie dniu nie mogłam złożyć ci życzeń.
- W jaki sposób zamknęliście drzwi?
- Wyjaśnimy ci to innym razem – wtrącił się ojciec.
- Nie innym razem! Teraz! - wykrzyczałam uderzając pięścią w drzwi. Mama przytuliła się do mnie.
- Obiecuję, że wszystko ci wyjaśnię, ale nie w tej chwili – wyszeptała mi do ucha.
- Grrrr... Czemu ten ptak lata pod moim sufitem?
- Jaki ptak? A ten... Musiał wlecieć przez okno – odpowiedział ojciec. - A sio, a sio! - krzyknął machając rękoma i wrona wyleciała skrzecząc wniebogłosy.
Jestem w szoku. Moja rodzina jest jeszcze bardziej zakręcona, niż Adam! Co ja tu do cholery robię?Zaraz, jak to otwarte okno? Jest środek zimy. Nikt nie zostawia tak po prostu otwartych na oścież okien...
Nagle drzwi do pokoju otworzyły się i stanęła w nich pełna furii Kasia.
- Co tu się dzieje? - wykrzyczała. - O, państwo Moren, jak dobrze, że państwa widzę! W kuchni jest wielka mysz!
- Jak to mysz? - spytał ojciec i podbiegł do drzwi.
- Ogromna mysz. W kuchni. Niech państwo coś zrobią – wychlipała Kasia przez łzy.
Rodzice zbiegli po schodach. Kasia otarła łzy i postawiła tacę na szafce.
- Szybko. Pomóż mi go posadzić. Przecież nie będzie pił na leżąco – powiedziała.
- Kawa jest chyba najmniej istotna w tej sytuacji – wykrztusiłam przez zaciśnięte zęby.
- Nie koniecznie. Słyszałam kiedyś, że wyciąg z kofeiny pomaga leczyć rany – odrzekła Kasia.
Dlaczego mam rażenie, że w tym pokoju każdy ma jakąś tajemnicę? Czemu ja nic nie wiem?
Wspólnie posadziłyśmy Adama, tak, że głowę opierał o ścianę. Nie wyglądał za dobrze.
- Masz dziwną rodzinkę i bardzo dobrze kłamiącą przyjaciółkę – zwrócił się do mnie.
Kasia podała mu jeden z trzech kubków. Spojrzał na nią, a potem powąchał kawę. On myśli, że to my chcemy go otruć? To przecież jego działka.
Gdy podniósł wzrok znad szklanki z zainteresowaniem przyjrzał się Kasi, ale nic nie powiedział.
- O co chodzi? - spytałam go telepatycznie. Nie doczekałam się odpowiedzi na to pytanie. Udawał, że nie słyszy. Spokojnie wypił łyk, a potem kolejny. Żadne z nas nie odzywało się.
Czyżby Kasia też była... stamtąd? Będę musiała poważnie z nią porozmawiać...
- Co robiłaś na pustyni? - wypaliłam przypatrując się uważnie przyjaciółce.
- Ratowałam ci skórę – odpowiedziała.
- I chyba ci się nie udało? Adam został moim konirem. A właśnie, skąd wiedziałaś, że nim został i skąd wiesz, co to oznacza?
Kasia odruchowo przekręciła złoty pierścionek na palcu. Złoty pierścionek z dużym niebieskim kamieniem. Zaraz, a skąd ona go wzięła?
- Co to za pierścionek?- spytałam. - Nie stać cię na niego.
- Kupiłam na bazarze. Jest sztuczny.
- Tak, czyli w każdej chwili możesz go wyrzucić?
- Nie, nie mogę. Jak sama zauważyłaś nie noszę ze sobą worka z pieniędzmi i nie będzie mnie stać już na drugi taki, ale tak. Dla kogoś takiego jak ty jest bez wartości.
Ponownie zapadła cisza tak pełna napięcia, że można by ją ciąć. Kto chce kupić kilogram napiętej ciszy?
- Adam, o co tu chodzi? - spytałam w myślach.
- Mnie nie pytaj. Pogadaj z nią – odpowiedział.
- Czy ty...
- Czy co?
- Czy ty zawsze słyszysz moje myśli?
- A co boisz się, że poznałem wszystkie twoje zawstydzające wspomnienia?
Zarumieniłam się na twarzy.
- Nie, ale nie chciałabym, żebyś siedział w mojej głowie. Moje myśli, to moje myśli. Nikt nie ma prawa ich oglądać.
Kasia nie odzywała się i skutecznie omijała moje spojrzenie.
- Mam was wszystkich dość! Co tu się dzieje? - wykrzyczałam.
- Chyba zaczęło się ode mnie – usłyszałam głos Krzyśka. Stał w drzwiach opierając się o futrynę. Moja rodzina ma jakieś niesamowite zdolności pojawiania się niepostrzeżenie w najbardziej odpowiednich momentach. - Uznałem, że księgi nikt nie będzie szukał w szkolnej bibliotece. Cóż, myliłem się – uśmiechnął się rozbrajająco do... Kasi! Super. Czyli ma gdzieś moje prośby i lamenty i nie zostawi mojej przyjaciółki w spokoju? To oznacza wojnę. Czy ona nadal jest moją przyjaciółką? Znaczy się Kasia, że wojna to wiem i co więcej jest to przyjaźń aż po grób.
Zaraz. Chwila. Muszę sobie to poukładać. Niby to mój brat schował księgę? Skąd wie o księdze...? Trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam. Krzysiek jest w to zamieszany? Nie mogę uwierzyć... W tym pokoju każdy wie o mnie więcej niż ja sama!
- Zastanawiam się tylko kogo z was mam zabić pierwszego – rzuciłam siadając koło Adama. Ten koleś jest od początku dziwny, ale jako, że go pobiłam i czuję się winna nie chowam do niego urazu. Taki gest wybaczenia. Co ja knocę? Przecież ja go nienawidzę! No dobra. Mam sprzeczne myśli, ale w tej chwili to nie jest ważne.
- Jak się czujesz? - spytałam w myśli Adama i spojrzałam na niego. Wyglądał... o niebo lepiej! Nie miał na sobie żadnych śladów pobicia. Rany i siniaki stały się niewidoczne. Położyłam swoją lewą dłoń na jego prawej. - W jaki sposób tak szybko wyzdrowiałeś?
- Dobre pytanie. To pewnie ta kawa. Kto ją zaparzył?
- Ja, to znaczy najpierw ja, ale potem przyszła Kasia i... to ona robiła kawę.
- Słuchaj, ona dosypała mi lekarstwa.
- Jak to? Skąd miała by je wziąć?
- O to spytaj brata.
Nie odesłałam mu żadnej myśli.
- Mój kochany braciszku i wspaniała przyjaciółko, możecie mi coś wytłumaczyć? Taki mały szczególik – powiedziałam i zamknęłam oczy. Strasznie bolą. Jestem bardzo zmęczona. Chce mi się spać.
- Zamieniamy się w słuch – oznajmił mój wyrodny braciszek podchodząc do łóżka i siadając obok Kasi, która poczerwieniała na twarzy.
- Kto wyleczył Adama? A co najważniejsze: jak to zrobił i czym?
W pokoju rozległo się ciche bzyczenie. Jakaś natrętna mucha krążyła pod sufitem drażniąc swym bzyczeniem uczestników debaty.
- Kasia zgodnie z moim poleceniem znalazła lekarstwo i podała mu je – wyjaśnił Krzysiek.
- ...w kawie – dokończyła Kasia. - Ja mam lepsze pytanie. Czemu twoi rodzice jeszcze tu nie wrócili? Co oni robią?
- Och, oni wiedzą, że mysz to maskarada. Po prostu próbują nie zwracać na nas uwagi. To taka ich nowa, pewnie kiepskiej jakości metoda wychowawcza – Krzysiek przysunął się do Kasi i delikatnie pocałował ją w policzek. - To jakie stosunki będą między mną, a twoją przyjaciółką, to moja i jej sprawa. Nie twoja – rzucił w moim kierunku, po czym szybko wstał i poszedł do swojego pokoju.
- Oby nie seksualne – dodał Adam, za co dostał szturchańca w bok. Przez chwilę bałam się, że znów go uszkodziłam, ale nic się nie stało.
Czy mój braciszek pił do mnie? Co do sytuacji – brak komentarza. Idę się powiesić.
* * *
Przeżyłam chwilę grozy, gdy po pokoju latała ta przeklęta wrona. Nienawidzę ptaków! Dobrze, że wspaniała Wiktoria kazała ojcu wypędzić tego stwora.
Co oni tu wyprawiają? Jakieś nieoczekiwane zjazdy rodzinne. Dziwne zwroty akcji. Sama zaczynam się tu już gubić. Czy ludzie zawsze są tacy nieobliczalni, czy też tylko ja trafiłam na szaleńców? Krzysiek okazał się chyba jeszcze bardziej tajemniczy, niż sam Adam. Pełna konspiracja. Gdyby ktoś wreszcie wytłumaczył mi te zachowania ludzi, byłabym usatysfakcjonowana.
No i pocałował tę młodą... Jak dla mnie, robi się tu za słodko.
Osiągnę wielkie cele, tylko... jeszcze nie teraz, ale kiedyś pamiętnego dnia pokażę tym dziwacznym ssakom, gdzie raki zimują!
Przeleciałam w dalszy, cieplejszy kąt pokoju.
* * *
- Och, oni wiedzą, że mysz to maskarada. Po prostu próbują nie zwracać na nas uwagi. To taka ich nowa, pewnie kiepskiej jakości metoda wychowawcza – Krzysiek przysunął się do mnie i... pocałował w policzek! - To jakie stosunki będą między mną, a twoją przyjaciółką, to moja i jej sprawa. Nie twoja – rzucił w kierunku Wiktorii i wyszedł z pokoju. On mnie pocałował! Co prawda tylko w policzek, ale to oznacza, że czuje coś do mnie. Zaraz, czy to miało znaczyć, że Wiktoria zabroniła mu... podrywać mnie? Co ona sobie myśli? Ja chcę być podrywana! Krzysiek pośpiesznie wyszedł z pokou.
- Oby nie seksualne – dodał Adam. Ten facet mnie dobija. Umie zepsuć nawet najbardziej wzniosłą chwilę jednym, głupim komentarzem.
- A co, myślisz, że tobie się poszczęści? - spytałam patrząc na niego z wyrzutem.
- Mam już kogoś innego na oku, więc dzięki – odpowiedział.
- Wiki? Czy ja dobrze zrozumiałam? Nie podoba ci się, że lubię twojego brata? - odrzuciłam włosy z twarzy.
- Dobrze zrozumiałaś.
Spojrzałam na dłoń przyjaciółki zaciskającą się na dłoni Adama.
- Tak? Ja nie mogę kochać twojego brata, a ty zdradzać Marcina z tym kolesiem możesz? - wykonałam szybki gest w stronę ich dłoni.
- Właśnie w tym problem! Przed chwilą mówiłaś, że go lubisz, a teraz już kochasz! On jest od ciebie o cztery lata starszy. Faceci w tym wieku śpią ze swoimi dziewczynami, a on nie jest wyjątkiem! To, że teraz z nikim nie chodzi o niczym nie świadczy. Myślisz, że zawsze tak było? Otóż nie. Miał wiele dziewczyn. Ciebie też porzuci, jak wszystkie inne, a ty przyjdziesz do mnie zaryczana, bo oczywiście zakochasz się w nim na zabój! - wykrzyczała Wiktoria, a jej oczy z każdą chwilą robiły się coraz bardziej szkliste. - I tak się składa, że nie zdradzam Marcina! - puściła rękę Adama i wstała z łóżka. Postanowiłam zrobić to samo.
Łzy napłynęły mi do oczu. Jak ona mogła tak mnie potraktować?
- Jesteś podła! Mam dość całego tego: księcia, zamku, pustyni, spadania w czarną otchłań, znikania, pierścionków, naszyjników, nienormalnych rodziców, nienormalnych przyjaciół i kłamstwa! Nie zamierzam nigdy więcej cię ratować! Wychodzę i nie licz, że kiedyś wrócę. Nie jako twoja przyjaciółka. Ze mną nie wygrasz.
Wypadłam z pokoju i z całej siły trzasnęłam drzwiami, tak, że prawie wypadły z zawiasów. Pędem pognałam do domu, płacząc po drodze niemiłosiernie.
* * *
Usiadłam na obrotowym fotelu, tyłem do Adama. Ukryłam twarz w dłoniach i oparłam się o biurko. Nie chciałam, by ktokolwiek widział, jak płaczę, a zwłaszcza Adam.
Podszedł do mnie i okręcił fotel przodem do siebie. Kiedy stał nade mną i patrzył na moje łzy, odniosłam wrażenie, że jestem takim malutkim, nic nie znaczącym człowiekiem, ziarenkiem piasku na pustyni wieczności. I co mam zrobić? Jak mam wyjaśnić mojemu chłopakowi, że non stop przesiaduje u mnie jakiś facet? I... Oj, naprawdę nie wiem czemu złapałam go za rękę. Po prostu tak jakoś wyszło, bo gdy nasze umysły łączą się, czuję, jakbym znała go od zawsze, jakby był moim najlepszym przyjacielem. Nie chodziło o żadne wyższe uczucie, takie jak np. Miłość, czy nienawiść. Chociaż właściwie, to drugie jest mi bardzo często bliskie. W końcu nie jest normalne, że dwie zupełnie obce sobie osoby rozmawiają ze sobą telepatycznie, więc niejako mam powody, by zwariować...
- Chyba powinienem sobie pójść – powiedział i podszedł do okna. - Ostatnimi czasy miałaś zbyt wiele przeżyć.
- Adam? - wyszeptałam telepatycznie.
- Tak? - usłyszałam w swojej głowie.
- Wytłumacz mi o co tu chodzi. Proszę.
- Tego zrobić nie mogę.
- Czemu?
- Bo to nie moja sprawa.
- Mam też pytanie, które dotyczy ciebie.
- Jakie to pytanie?
- Dlaczego jesteś moim konirem? Dlaczego masz się mną opiekować? Mam rozumieć, że skoro ty tu jesteś, to znaczy, że jestem w niebezpieczeństwie?
- Jak by to ująć...
- Najprościej.
- Jesteś w niebezpieczeństwie, ale przy mnie nic ci nie grozi. Przynajmniej tak będzie przez dłuższy czas. Czemu rozmawiamy na ten temat za pomocą telepatii?
- To proste, nie chcę, żeby usłyszeli nas rodzice.
Otarłam łzy i wyciągnęłam telefon komórkowy. Dwadzieścia pięć nieodebranych połączeń i osiem wiadomości? Od kogo to?
Przeliczyłam wszystko i tak: osiemnaście nieodebranych połączeń od Marcina, cztery od Justyny i trzy od Martyny.
A wiadomości wyglądały następująco:
,,Hej kochanie! Przepraszam, że nie wróciłem z wami po telefon Kasi, ale naprawdę ojciec by mnie zabił. A jak się czuje moja pełnoletnia dziewczyna? Odpisz”- od Marcina.
Ech, kiedy on to pisał, ja walczyłam z woźnym...
,,Przepraszam, że nie wpadłam na imprezkę, ale moja siostra wylądowała w szpitalu. Mam nadzieję, że rozumiesz i się nie gniewasz” - od Justyny.
,,Czemu nie odbierasz telefonu?” - Marcin. Dwie minuty później przysłał kolejną wiadomość: ,,Obraziłaś się, że poszedłem bez ciebie?”, a potem kolejną: ,,Czemu nie odbierasz?” i ,,Zdzwoń do mnie, kiedy nabierzesz ochoty na rozmowę ze swoim chłopakiem – tylko przypominam”. Godzinę później nie wytrzymał i napisał ,,Odbierz wreszcie ten telefon!!!!!!”. Ostatnia wiadomość była z rana od Martyny: ,,Czemu nie ma cię w szkole?” Wyłączyłam telefon. Pogadam z nimi później.
- Kto mi zagrażał? - spytałam, nadal używając telepatii.
- To jest trochę skomplikowane... – Czyżby Adam się zmieszał?
- Kto mi zagrażał? - powtórzyłam pytanie, a czarnowłosy westchnął ciężko.
- Ja i moje królestwo.
- Słucham?
Boże, o czym on mówi? Stał się moim opiekunem, bo mi zagrażał i... jakie znowu królestwo?
- Widzisz... Moje królestwo czasami... zabija ludzi, którzy wiedzą na ich temat za dużo. Jestem synem króla... Twój brat i przyjaciółka pojawili się w pałacu. Kasia odciągnęła straż, a Krzysiek bez problemu dostał się do mego ojca i zaszantażował go. Nie wiem czym i jak, ale król nie miał wyjścia i uczynił mnie twoim konirem. Muszę cię teraz pilnować, a ponieważ możesz skutecznie mnie zniszczyć nikt nie ruszy ciebie.
Zatkało mnie. Takiego wytłumaczenia się nie spodziewałam.
- Dlaczego mi to powiedziałeś?
- Bo spytałaś.
- O wiele rzeczy pytałam, a na niewiele odpowiadasz.
- Ech... Kiedy dobrze skonstruujesz pytania na które znam odpowiedź, muszę ci odpowiedzieć. Nie ma to jak być konirem...
- To powiesz mi, czy słyszysz wszystkie moje myśli?
- Tego akurat nie muszę robić. Muszę odpowiadać tylko na pytania, które dotyczą ciebie.
- To przecież dotyczy.
- Tak, ale jednocześnie mogę to uznać za swoje własne informacje, których udostępniać ci nie muszę.
- Powiesz mi?
- Nie.
- Ale czemu?
- To była odpowiedź. Nie słyszę wszystkich twoich myśli. Widzę tylko te które chcesz, żebym zobaczył.
- Widzisz?
- Tak, myślisz zarówno obrazami, jak i słowami. Niedługo zaczniesz rozróżniać jedno od drugiego. Teraz potrafisz tylko, zupełnie nieświadomie, uznać obrazy za słowa, które twój mózg podstawi do reszty, tak by według ciebie wszystko pasowało.
- To się nie dzieje naprawdę – wypowiedziałam na głos.
- Zapewniam cię, że się dzieje – odrzekł.
- To żadne wytłumaczenie. Wyobraź sobie, że widzisz coś lub kogoś, kogo coraz częściej uważasz za wytwór swojej wyobraźni, a on ci mówi, że istnieje naprawdę. Uwierzył byś mu?
- Tak, już nie raz uwierzyłem.
- Kolejny powód dla którego nie możesz istnieć...
- Kobiety są straszne...
- Jeszcze jedno... Wydaje ci się, że Kasia... hmmm..., że nie miałam racji robiąc jej takiej afery?
Tobie się po prostu wszystko popieprzyło. Przyjaciół uznajesz za wrogów, a wrogów za przyjaciół.
* * *
Kasia w błyskawicznym tempie mijała pobliskie budynki nie zwracając uwagi na nic i na nikogo. Po chwili dotarła do swojego bloku. Wbiegła do klatki i włączyła windę. Nie działała – na klamce wisiał napis ,,AWARIA”. Zrozpaczona wbiegała na dziesiąte piętro po schodach do swojego mieszkania. W ciągu ostatniej doby miała taki zastrzyk wszelkich atrakcji, że już na szóstym piętrze nie miała siły się ruszyć. Usiadła na stopniach dysząc ciężko. Wyjęła telefon z kieszeni. Dochodziła pierwsza. Rodzice byli zatem jeszcze w pracy. Sięgnęła do kieszeni spodni po klucze od domu, ponieważ nie znalazła przeszukiwała kolejno cztery pozostałe.
- A niech to szlag trafi! Zostawiłam je u Wiktorii – pomyślała i beznamiętnie opadła na poręcz. - A niech się wypcha. Może mi nigdy nie oddawać tych kluczy. Świat się nie zawali! Ale ja nie wejdę do domu... Boże, co za pech.
Po chwili zwątpienia i bolesnego ubolewania Kasia postanowiła wybrać się do jakiś znajomych. Nie miała jeszcze tylko pomysłu, kogo uszczęśliwić swoją osobistością. Na klatce było praktycznie tak samo zimno, jak na zewnątrz, więc zebrała się z kamiennych schodów i pognała na dół.
Wolnym krokiem wyszła z klatki i skręciła w prawo. Najpierw bardzo cieszyła się, że Krzysiek ją pocałował, jednak im bardziej się nad tym zastanawiała, tym bardziej żałowała.
- Dlaczego on musi być jej bratem?Dlaczego nie jest zwykłym fajnym chłopakiem? - myślała. - I co z tego, że jest jej bratem? To co, już nie może mi się podobać? Wiktoria jest dziwna, zresztą, jak cała ta rodzinka.
Kasia postanowiła przez parę dni zachowywać się, jakby nie znała Wiktorii, a potem pójść do niej do domu i odzyskać klucze. Nie wiedziała tylko, jak zachować się względem Krzyśka... Dzisiaj nie była pewna już niczego. Zamordował na jej oczach dwie osoby, bez niczego. Nie stanowiło to dla niego żadnego problemu.
-No i gdzie ja mam iść? Moi znajomi pewnie siedzą w szkole... - przemknęło jej przez głowę.
Skręciła w stronę parku.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aton
upadły bożek słońca XD



Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 1382
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6

PostWysłany: Śro 16:07, 05 Lip 2006    Temat postu:

Zawsze, decydując o tym czy mam coś czytać patrzę na ostatnie zdanie rozdziału. Albo ostatni akapit.
Zapewne kiedyś, gdy będzie mi się nudziło zacznę to czytać. Ale teraz, ta końcówka wywołała mój uśmiech. Coś mi się wydaje, że to nie jest opowiadanie, które mi się spodoba... Ale najpierw muszę przeczytać całość, więc zapewne za około tydzień napiszę coś bardziej konkretnego co do treści.

Napiszę to tutaj, bo nie chce mi się pisać jednolinijkowego posta:
Zdarza się. Opowiadanie nie musiało ci się spodobać, tym bardziej po przeczytaniu ostatniego akapitu. Pogadamy na ten temat, jak kiedyś przeczytasz całe Kalisto.
Smile
Pozdrawiam
Delf


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Madlen
młotek



Dołączył: 26 Lut 2006
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6

PostWysłany: Pią 21:39, 07 Lip 2006    Temat postu:

Hm.
Och podoba mi się. Dość ciekawe, nie nudzi. Lubię Adama, lubię Krzyśka, zastanawiający są rodzice Wiktorii i wygląda na to, ze cała jej rodzinka ma coś wspólnego z magią itp. Ale powinnaś bardziej się wczuwać w postacie swoich bohaterów. Za mało uczuć, za mało opisów, dziwna i za spokojna reakcja Kasi na śmierć tych ludzi i całą przygodę pałacową. Ciekawie, ale musisz pracować nad stylem i sposobem opisywania, co ciągle mi czegoś brakuje. I hm, ale nie wiem, czy ta narracja pierwszooosobowa to dobry pomysł. Zdecydowanie lepiej jest jednak trzymać się konsekwentnie: albo pierwsza, albo druga czy trzecia osoba.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Strona Główna -> Opowiadania Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4
Strona 4 z 4

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Bluetab template design by FF8Jake of FFD
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin