Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ania
Kalosz
Dołączył: 22 Lut 2006
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6 Skąd: z Bochni
|
Wysłany: Czw 18:01, 04 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Najbardziej podoba mi sie początek. Taki mroczny i daje dużo do myslenia:D ale naprawde daje do myślenia . Rzuca na ten temat zupełnie nowe, nieznane nam do tąd światło
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Delf
rogata Królowa piekła XD
Dołączył: 19 Lut 2006
Posty: 3586
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6 Skąd: Piotrków Trybunalski
|
Wysłany: Czw 21:02, 04 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Doczekaliście się noewego odcinka. Pozdrowienia dla Tuśki. KAsia powraca. Za to w tym kawałku sama Wiktoria poszła na ubocze.
Życzę miłej lektury.
* * *
Maria od kiedy pamiętała chciała umieć latać. Teraz, gdy nareszcie grawitacja nie stanowiła dla niej przeszkody nie dawało jej to szczęścia. Patrzyła na otaczających ją ludzi. Nic dla nich nie znaczyła. Była dla nich niczym.
Chciała by tak, jak oni znaleźć sobie partnera życiowego, założyć rodzinę i wychować dzieci.
Miała już co prawda swoje pociechy, jednak ich ojciec ją opuścił, a same młode też wyfrunęły z matczynego gniazda szybciej niż by się to mogło wydawać za rozsądne.
W ten sposób Maria, tułana żalami, została na tym padole zupełnie sama.
Pewnego dnia wleciała do jakiegoś domu by schować sie przed zimnem ogarniającym okolice.
Po schodach dotarła na górę. To co zobaczyła, nie potrafili byśmy zrozumieć, więc przełożę to na nasze wyobrażenie świata.
Na środku małego pokoju stała młoda dziewczyna w dżinsowych spodniach i czarnej bluzie z kapturem. Miała ciemno rude włosy z jasnymi pasemkami. Była ładna, ale w gruncie rzeczy dla Marii wyglądała całkiem przeciętnie. Koło niej siedziała jakaś druga dziewczyna w podobnym wieku i też długich, ale czarnych włosach.
Maria spostrzegła, że rudowłosa dziewczyna robi coś dziwnego, a mianowicie... znika.
- Nareszcie jakaś okazja. Będę mogła przeżyć jakąś ciekawą historię. Poznać jakiegoś człowieka z bliska – pomyślała entuzjastycznie Maria podlatując do dematerializującej się kobiety i gdy ta już prawie była niewidoczna Maria dosięgnęła jej włosów w ostatniej chwili i zniknęła razem z nią.
Dziwnie się czuła. Świat wokół zawirował, a ją spowił mrok. Kręciło jej się trochę w głowie.
Cały czas czuła, że spada, aż w końcu upadła z hukiem na kamienie. Obolała podniosła się, otrzepała i podleciała do młodej dziewczyny.
- Ludzie są dziwni – pomyślała przyglądając się jej - Leci taka za przygodą (no bo co innego ona może robić? Przecież ludzie i tak nie mają nic do roboty), a potem stoi i patrzy przestraszonym wzrokiem w swoje stopy. W słup soli się zmieniła czy co?
Maria spostrzegła, że zbliża się w ich kierunku jakiś czarnowłosy mężczyzna. Podszedł po woli do jej towarzyszki (nadal patrzącej na swoje jakże cudne stopy) i stanął na przeciwko niej, tak, że musiała zobaczyć jego czarne buty.
Z początku dziewczyna wyglądała jak by wcale nie zamierzała podnieść wzroku, lecz w pewnym momencie spojrzała na mężczyznę z wyższością.
- O matko... Ludzie mnie dobijają. Kto im dał mózgi? Piekarz? - przeszło przez głowę Marii – Jak im się udało przetrwać na Ziemi? Tylko dlatego, że żarli wszytko. Świnie też dzięki temu przetrwały. Głupi ma zawsze szczęście... Oto cena jaką muszę płacić za swoją mądrość – ostatnie zdanie poprawiło jej humor.
- Czyżby nasza złodziejka się przestraszyła? Chcesz do domku? - czy wszyscy ludzie są tacy wredni?
- Nie igraj ze mną – następna kretynka... Udaje wielką damę..
- Nie ma tu nikogo oprócz nas. Nikt się nie dowie jeśli cię zabiję – ja tu jestem. Cieszę się, że mnie nie lekceważysz.
- A więc zrób to – tak, tak... Daj mu jeszcze nóż. No na co czekasz? Będzie widowisko. Daj mu ten nóż. A fakt, nie masz noża...
- Głupio postępujesz. Narażasz się. Jesteś nieobliczalna. Nie masz zahamowań. Muszę cię kiedyś nauczyć jak żyć – się znalazł nauczyciel. Chodź po maluj mój świat... Chodź, pokażę ci jak wygląda prawdziwy nauczyciel. Spójrz na mnie. Pokonuję wszystkie przeciwności losu. No tylko mnie nikt nie widzi, ale to szczegół.
- Phi... - po jakiemu to? Dusisz się?
Maria zobaczyła jak mężczyzna popycha rudowłosą na ziemię.
- Eee... Co on chce jej zrobić? Nie, to będzie obrzydliwe. Nie lubię dzieci. Ludzie są obrzydliwi..
- Zostaw mnie – właśnie. Zostaw ją. Kurcze.. Odzywa się we mnie feminizm. Precz z facetami! Precz z brunetami! Precz z przystojniakami!
- Sama do mnie przyszłaś głupia dziewczyno. Teraz zapłacisz za swój brak rozumu – przyganiał kocioł garnkowi? Głupek...
Maria przyglądała się jak, młody mężczyzna łapie dziewczynę za ręce i ciągnie za sobą po piachu – tak ludzie to robią? O fe.. - dodała zniesmaczona Maria i mimo wszystko poleciała za nimi.
* * *
Co za idiotka? Co ona sobie myślała? Czy jej zupełnie odbiło? Może przeszła pranie mózgu?
Zadawanie tych pytań samej sobie wcale mi nie pomagało w czekaniu na Wiktorię. Zaraz co ja mówię? Przecież ta kretynka może już nigdy nie wrócić! A co zrobię, jak wróci jej matka, a jej nie będzie? Chociaż nie, jej mama będzie dopiero rano. Mamy czas. Narazie. Ech... Pozostaje jeszcze kwestia brat. O nim nie pomyślałam. Hmm.. Jeżeli pojawi się w domu to ja chyba nie będę umiała mu kłamać. Za bardzo mi się podoba i te jego oczy... ich się nie da okłamać. Ech..
Dobra wracam na ziemię. Póki co zajmujemy się zaginionymi w akcji przyjaciółkami.
Zerknęłam za zegarek była już północ, a Wiktorii ani widu, ani słychu.
* * *
Maria spokojnie podążała za ludźmi.
- Mógłbym cię wiele nauczyć – czy on nie ma o czym gadać w takiej chwili? - W końcu po to tu przyszłaś, prawda? Z chorej ciekawości. Podejrzewam jednak, że będę cię mógł nauczyć tylko jednego.
- Taaa? A czego? Jak się robi dzieci? Ale bałwan... - pomyślała Maria – wiesz koleś, nie chciała bym cię denerwować, ale kochanka ci straciła przytomność.
Przyglądała się, jak czarnowłosy ciągnie towarzyszkę, jak z jej ran zaczyna się powoli sączyć krew.
- Czemu nic nie mówisz? Czyżby zabrakło ci sił? - nie wierzę. Zauważyłeś? Aleś ty bystry. Pogratulować rozumku.
Czarnowłosy zatrzymał się i spojrzał na dziewczynę.
- Owacje na stojąco! Zauważyłeś, że zemdlała – pomyślała Maria i spostrzegła, że mężczyzna odwraca się z powrotem do wcześniej ustanowionego kierunku – koleś... Przestajesz mi się podobać. Zabijesz ją.
Wędrowali tak przez dłuższy czas. Czarnowłosy nie odezwał się już więcej.
W końcu na przeciwko ich pochodu z mroku wyłoniła się piękna budowla. Kryształowy zamek. Szkło lekko barwione na niebiesko dawało piękne wrażenie chmur. Pałac był jednocześnie wielką, ciężką budową, a wyglądał tak zwiewnie. Zza przezroczystych ścian wyłaniali się zwykli ludzie zajęci swoimi codziennymi sprawami.
- Facet, gdzie ty nas prowadzisz? - pomyślała Maria.
Doszli do głównej bramy, swoją drogą bardzo pięknej bramy z niebieskiego szkła na której widniały różne napisy, niestety nic nie znaczące dla Marii.
Przy bramie stał wartownik. Nasz młody mężczyzna powiedział do niego coś niezrozumiałego i wrota otwarły się po woli.
- Ty, strażnik! Może nie zauważyłeś, ale ten facet ciągnie za sobą nieprzytomną zakrwawioną kobietę. Może byś tak ruszył ten wielki tyłek i coś zrobił? - wykrzyczała. - Po co ja gardło zdzieram? I tak mnie nie słyszysz...
* * *
Przedostałam się przez bramę i moim oczom ukazał się najpiękniejszy, jak do tej pory widok.
Podłoże wyłożono tu malutkimi płyteczkami w różnych odcieniach niebieskiego.
Z niedowierzaniem uniosłam wzrok na sam zamek. Z daleka jego ściany wyglądały pięknie, jednak dopiero teraz widać było ich misterność.
Zbudowane były z ogromnych kawałków błękitnego szkła. Na nich wygrawerowano cieniutkimi krętymi kanalikami piękne wzory w których zatopiona była jakaś, ciągle płynna czerwono pomarańczowa substancja.
Nigdy nie widziałam czegoś równie pięknego. Z wrażenia zaparło mi dech. Jak wspaniale było by tu mieszkać. Może ludzie zwracali by na mnie większą uwagę wśród tych wszystkich szczegółów, a może dopiero w nich kompletnie nie można by było mnie zauważyć. Ja wam jeszcze pokażę.
Wielcy mi homo sapiens. Skąd wyście się wzięli? Możecie być jednak pewni, że ja Maria czegoś dokonam, czegoś wielkiego, chodź by nikt na mnie nie zwracał uwagi.
Swoją drogą fakt, że nie ma tu nikogo podobnego do mnie wydaje mi się podejrzany. Nie mogę jednak powiedzieć, bym tęskniła za ,,swoimi”.
Ups... Gdzie tych dwoje. No chyba ich nie zgubiłam? A już ich widzę.
No naprawdę.. Ja na serio uważam, że ta podłoga jest śliczna, ale koleś naucz się nosić damy na rękach. Ćwicz bary. Mówię ci nie jedno już widziałam. Dziewczyny wolą mocne bary.
Doszliśmy do wąskich, ale bardzo wysokich, strzelistych drzwi. Czarnowłosy przyłożył dłoń do ich klamki i wymruczał niezrozumiałe słowa. Drzwi delikatnie poruszyły się. Mężczyzna szarpnął za klamkę i wstąpiliśmy do środka.
* * *
Kasia nadal siedziała pogrążona w rozmyśleniach na łóżku, gdy do drzwi zadzwonił dzwonek.
- Tylko spokojnie. Zachowaj spokój. Nic się nie dzieje, a Wiktoria zaraz tu wróci - pomyślała wstając z łóżka. - Albo i się stanie...
Wyszła z pokoju i pobiegła do drzwi. Wzięła głęboki wdech i wydech.
- Kto? - krzyknęła.
- Hej. Myślałem, że to mój dom, ale może się pomyliłem – odpowiedział radosnym głosem Krzysiek – brat Wiktorii.
- Wiedziałam, że tak będzie. Od samego początku wiedziałam, że tak będzie – pomyślała i z duszą na ramieniu otworzyła drzwi, a on wszedł do środka.
Uśmiechnęła się szeroko i gdy tylko zobaczyła pytające spojrzenie Krzyśka miała już odpowiedź.
- Nie pomyliłeś się – odrzekła z wesołym wyrazem twarzy.
- A gdzie rodzice i moja siostrunia? - spytał nie podejrzewając niczego.
- Wiktoria poszła się kąpać. Wasi rodzice nocują u znajomych, a ja tutaj – wytłumaczyła.
- Boże, zrób coś żeby to kupił – pomyślała gorączkowo poprawiając nieistniejące pasmo włosów.
- Czyżbyś się denerwowała? - spytał z rozbawieniem.
- Co? Nie, a dlaczego pytasz? - opuściła rękę.
- Poprawiałaś cały czas włosy których nie masz.
- Sugerujesz, że nie mam włosów? - zaśmiała się i znów wyszczerzyła w uśmiechu. - Daj spokój.
- O matko! Zaraz zemdleje – pomyślała. - Zaraz mnie rozpracuje. Co ja plotę? Przecież nie uwierzy, że jego siostra zniknęła przez jakiś głupi medalion.
Krzysiek zdjął plecak i wyjął z niego torebkę prezentową. Wypakował z niej ładną czarną bluzę z czerwonym podszyciem kaptura. Z tyłu miała mały żółty napis ,,Don't worry be happy”.
- I jak? Myślisz, że spodoba się Wiki? - podał jej bluzę do ręki.
- Tak. Bardzo ładna. Na pewno się jej spodoba.
- Zrobić ci kawy? - spytał idąc do kuchni.
- Tak. Jeśli możesz, to będę wdzięczna.
- Bardzo?
Wyszczerzyła się w uśmiechu.
- Tak. Bluzka spodoba się Wiktorii, jeśli tylko będzie miała możliwość ją zobaczyć. Mogłam zabrać jej ten naszyjnik. Co jeśli przez niego stracę przyjaciółkę? A nikt nam nie pomoże, bo nikt nam nie uwierzy. - pomyślała Kasia. - Muszę coś wymyślić, na wypadek gdyby nie wracała, a kąpiel trwała by zbyt długo.
Spokojnym delikatnym krokiem podążyła do salonu i usiadła na fotelu. Tym samym co ostatnio.
Chwilę później zjawił się Krzysiek niosąc dwie kawy. Usiadł w fotelu na przeciwko niej.
- Widzę, że nawet pamiętasz jaką kawę pijam – rzuciła.
- Mam bardzo dobrą pamięć.
Podniosła swój kubek i napiła się łyk ciemnego płynu.
W zamyśleniu przyglądała się bratu Wiktorii. Nie byli do siebie podobni.
Krzysiek był wysoki, szczupły i wysportowany. Miał jasno-brązowe włosy sięgające mu do karku.
Przyjrzała się jego dłoniom. Na wewnętrznej stronie lewej ręki dostrzegła cieniutką szramę. Gdy widziała go ostatnio z pewnością jej nie miał.
- Co kombinujesz? - spytał wyrywając ją z zamyślenia.
Prawie się nie zakrztusiła. Wykrył je. Wywęszył kłamstwo i niepokój.
- Hmm? Zastanawiam się co to za blizna – próbowała ratować sytuację Kasia.
- Jaka blizna?
- Ha! Teraz ty nie wiesz co powiedzieć – pomyślała.
- Dobra. Ty nie chcesz mi powiedzieć czegoś, ja też mam coś do ukrycia. Ok – wyszeptał Krzysiek.
- Wybacz, ale i tak byś nie uwierzył – spojrzała na zegarek. Już w pół do pierwszej.
- Pamiętaj, że jestem bratem Wiktorii i też mam nierówno pod sufitem.
- Mimo to – po raz pierwszy tej nocy uśmiechnęła się naprawdę szczerze. - nie uwierzył byś. Ja sama nie wierzę.
- Czyli uważasz, że bluzka się jej spodoba?
- No jasne. Jest świetna. Sam ją wybierałeś? – wzięła kolejny łyk kawy.
- No co ty. Pomagała mi moja dziewczyna.
Prawie zadławiła się kawą, kiedy to usłyszała.
- On ma dziewczynę? No jest ładny, mądry i wysportowany, ale... Tak, niby czemu miał by nie mieć? Przecież i tak nie ma bladego pojęcia o tym co ja myślę. Nie wie, że mi się podoba.
Krzysiek wybuchnął śmiechem.
- A co wydaje ci się, że ja nie mogę mieć dziewczyny?
- Nie... ja tylko.. - po raz pierwszy od kiedy była małym dzieckiem nie potrafiła wymyślić żadnej wymówki. Na jej policzkach pokazały się wyraźne rumieńce.
- To jak uczciłyście osiemnastkę Wiki? - spytał. Widział jej rumieńce, ale mimo to udawał, że tego nie zauważył.
- Ech... Podejrzewam, że to jej najgorsze urodziny – powiedziała jednym tchem zasłaniając twarz rękoma.
- Jeśli pójdę do łazienki i zapukam w drzwi usłyszę jej głos.
- Tak – podniósł się z fotela. - Dobra. Nie ma jej tam.
Kasia położyła nogi na fotelu. Chciała się w nich schować. Po twarzy pociekły jej łzy. Skrywane emocje momentalnie się ulotniły.
- Hej. Uspokój się. Na pewno nie jest tak źle, a po za tym ja was nie wydam – uśmiechnął się blado. Czuła, że zaczyna się martwić o siostrę.
- Nic nie nikomu nie powiem, tylko chcę wiedzieć gdzie ona jest.
Kolejna fala łez zalała jej policzki.
- Jeśli mu czegoś nie powiem, to zaraz mnie trzaśnie. Boi się o Wiki – pomyślała Kasia. - Ale co ja mam mu powiedzieć?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Tuśka
Nerka
Dołączył: 25 Lut 2006
Posty: 53
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6 Skąd: Z ukrycia i cienia
|
Wysłany: Pią 22:15, 12 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
No więc, jak obiecałam tak też czynię i skomentuję twoje dzieło
He he, no cóż ja ci mogę kobieto napisać?
Chiałabym coś, ale nie będę psuła lektury innym W każdym razie ty wiesz, że to jest genialne jak mało co... buahahahahaha... ciągle mi się chce śmiać jak o tym pomyślę.
A teraz do rzeczy. Obraz jaki przedstawiłaś, ten na "pustyni", chodzi o ten zamek... wyobraźnia posunęła mi przed oczy zamek Lodowego Ifryta... który jest co prawda z lodu, ale łatwo go przemianować na kryształ Robi się coraz ciekawiej, zaczynam mieć pewne przypuszczenia co do tego kim, czy też czym jest Kalisto, a doszłam do wniosku, że może to jakaś królowa??
Oczywiście masz BIG PLUSA (prawie jak big milk to brzmi ) za to że jest tu Kasia, bo nie pamiętam czy już kiedyś o tym pisałam, ale Kasia jest moją ulubioną bohaterką, jak na razie. Jest dla mnie taka prawdziwa i taka... taka... no nie wiem, łatwo mi się ją wyobraża i w ogóle.
Braciszek Wiki... no cóż, sól w oku biednej Kasi (Popieram)
Całokształt? 5+
Nie mogę się doczekać kolejnej części.
Acha, no i sory że nie napisałam wcześniej, ale no po prostu wiesz jak jest
Pozdrawiam
;0*
P.s.: Zapomniałam się zapytać, czy brat Wiki jest jakiś "nienormalny"? W sensie nieludzki, czy cóś bo ta blizna.... ach te tajemnice
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Neremi
Osiołek Matołek
Dołączył: 20 Lut 2006
Posty: 275
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6 Skąd: z Książki
|
Wysłany: Sob 12:22, 13 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Oooo... Ja tu nie skomentowałam:)
zaraz to naprawię
CZęść ta kolejan Kalisto jest pisana z perspektywy marii - norm,alnie w Marii się zakochałam:)
Jest świetna:) Ja wiem kim ona jest...No ale nie zdradze...
Bardzo mnie zaintrygował brat Wiki...
Ta tajemnicza blizna...I doskonała pamięć
Chyba nie przesadzę że jak narazie ta cześć wydaje mi się najlepsza:D A napewno najśmieszniejsza.
Trzeba dodac że jest śmieszna - ale ten śmiech kontrastuje z dreszczykiem emocji, strachem ciekawością a w pewnych momentach zlością
Swietne, naprawdę, bardzo mi sie podoba;P
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Madlen
młotek
Dołączył: 26 Lut 2006
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
|
Wysłany: Sob 14:21, 20 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
No, no.
Lepiej Delf. Te rodziały były lepsze od poprzednich. Maria niezła, Adam(to ten z poprzedniej części?) fajny. Komentarze Mari ciekawe - tylko skąd ona u licha wzięła się w domu Wiktorii? Hm? Kim ona jest? Ptakiem? Ptaki wlatują do domów? I ta osiemnastka - nie wierzę, że rodcie mogli zapomnieć!
Brat Wiktorii intrygujący. Na zwykłego to on nie wygląda. To w ogóle JEST jej brat?
W każdym razie jest dobrze. Tym razem naprawdę udało ci się mnie zaciekawić i czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Delf
rogata Królowa piekła XD
Dołączył: 19 Lut 2006
Posty: 3586
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6 Skąd: Piotrków Trybunalski
|
Wysłany: Nie 1:18, 21 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Kolejna fala łez zalała jej policzki.
- Jeśli mu tego nie wytłumaczę, to zaraz mnie trzaśnie. Boi się o Wiki – pomyślała Kasia. - Ale co ja mam mu powiedzieć?
W pomieszczeniu zapanowała bardzo niezręczna i krępująca cisza. Powietrze stało się tak gęste, że można by je kroić.
- Zrozum. Niezależnie od tego co odwaliłyście nic nikomu nie powiem. Wiktoria wolała by, żebyś powiedziała mi o co chodzi, jeśli miała by kłopoty. Wie, że może na mnie zawsze liczyć – powiedział Krzysiek próbując w delikatny sposób wyciągnąć prawdę z Kasi.
Na spodniach miała już dwie wielkie mokre plamy łez. Chciała się opanować, ale nie mogła.
- Nie wiem jak zacząć – westchnęła, a głos utknął jej w gardle.
- Proponował bym od początku – mówiąc to wstał z fotela i ukucnął obok niej.
Wzięła ostatni głęboki wdech i zabrała się za tłumaczenie.
* * *
Jeśli widok zamku z zewnątrz Maria mogła uznać za cudowny, tak dla określenia wyglądu pomieszczeń we wnątrz zabrakło jej słów.
Hol w którym się znaleźli sprawiał wrażenie nierealnego. Każdy, kto pierwszy raz go widział z niedowierzaniem przecierał oczy.
Przed Marią rozpościerała się plątanina szklanych korytarzy. Rozejrzała się dookoła i nie mogła wyjść z podziwu. To było coś najpiękniejszego w jej życiu.
Spojrzała w dół i nie zobaczyła podłogi. Pod nimi znajdowały się liczne labirynty szklanych korytarzy z czego każdy zdawał się tętnić życiem przechodzących przezeń ludzi.
Mężczyzna podniósł rudowłosą i niósł ją na rękach. Być może dlatego, że było mu jej żal, a być może przez patrzące na niego zszokowane postaci.
- Brawo koleś. Ja zawsze w ciebie wierzyłam – pomyślała Maria.
Podążali jednym z krętych korytarzy, aż doszli do szerokich złotych drzwi.
Czarnowłosy bez zbędnych uprzejmości, takich jak pukanie, wszedł do pomieszczenia, a za nim dyskretnie wsunęła się Maria.
Na środku niewielkiej sali w złotym tronie siedział stary, siwy mężczyzna. Dwie kobiety, siedzące obok niego wstały natychmiast i wyszły.
- Pojawił się problem ojcze – powiedział czarnowłosy kładąc Wiktorię na szklanej podłodze. Jej krew delikatnie spływała na zimną szybę.
- Kim jest ta kobieta? - odpowiedział starzec. Jego głos brzmiał władczo, a ostre rysy twarzy dawały wrażenie surowego, ale sprawiedliwego władcy.
- To ona znalazła księgę.
- Ach tak. Czyli to już teraz? Zwykli ludzie zaczynają wtrącać się do naszych spraw – zapadła chwila milczenia. - Obawiam się mój chłopcze, że kończy się nasza era. Nastają nowe czasy. Ludzie coraz bardziej się buntują.
- Poradzimy sobie mój ojcze. Nie zagrażają nam aż tak bardzo – młody mężczyzna wyprostował się dumnie.
- Czy wiesz synu kim jest ta dziewczyna?
- Zwykłą narzucającą się nam i wtrącającą sie do nie swoich spraw dziewuchą – starszy człowiek pokręcił ze smutkiem i goryczą głową.
- Nie mój drogi. Od teraz jest już nasza.
- Chcesz dać jej prawa? Chcesz ją zwrócić na Ziemię? - spytał z niedowierzaniem czarnowłosy.
- O... Widzę, że historia się rozkręca. Ktoś ci przytarł nosa młodzieńcze? Hehe... I dobrze ci tak.
- Tu nie chodzi, o to czego chcesz. Dlaczego ta kobieta jest cała we krwi?
- No? Tłumacz się teraz, tłumacz. Opowiedz, jak to ją szarpałeś po pustyni.
- Nie wiem. Kiedy ją zobaczyłem po raz pierwszy wyglądała już tak – starszy człowiek spojrzał na niego wrogo. - No dobrze... Może trochę ją uszkodziłem.
- Może trochę ją uszkodziłem?! Czy ty zwariowałeś? Straciłeś już resztki honoru i jakichkolwiek ludzkich uczuć?
- Uznałem ją za..
- Za co? Za śmiecia? Co ty sobie wyobrażasz? Jak ją tak pokancerowałeś?
- Oj.. - mężczyzna pobladł ze strachu. - No nie miałem siły jej nieść po pustyni i...
- I co? - prawie krzyknął starzec.
- Chciałem jej pokazać, kto tu rządzi. Lot bardzo ją osłabił, więc nie stawiała większych oporów. Może nie byłem delikatny, ale po za kilkoma siniakami – surowe spojrzenie ojca. - no dobra i kilkoma małymi ranami nic się jej nie stało.
- Nauczę cię delikatności synu. Wiesz, że teraz musiał bym szukać dla niej konira, a nie wiadomo jak by się to skończyło?
- Tak, ojcze – odpowiedział z pokorą młody człowiek.
- Wiesz zatem, kto zostanie mianowany jej konirem, gdy tylko złoży przyrzeczenie?
- Proszę. Nie rób mi tego. Przecież zdajesz sobie sprawę z tego, że ryzykujesz moje życie. A jeśli ona będzie chciała się mścić?
- Lepiej dla ciebie żeby nie miała powodu.
- Ojcze, błagam cię. Nie każ mi tego robić.
- Przykro mi – rzucił krótkie spojrzenie na syna. - Udaj się teraz z Morin. Ona zajmie się resztą. Kiedy złożysz już przyrzeczenie wróć do mnie. Ja tym czasem spróbuję obudzić tą młodą damę.
- Za kim mam iść? Dziewczyna, czy chłopak? Chłopak, czy dziewczyna? Hmmm... Mimo wszystko zostanę z naszą poszkodowaną – pomyślała Maria. - Może moja inteligencja na coś tu się przyda.
Stary człowiek pstryknął palcami. Do pokoju natychmiast przybyły dwie (wcześniej wyproszone) kobiety. Kazał im zaopiekować się dziewczyną i przywrócić ją do stanu świadomości.
Jedna z kobiet machnęła ręką i w jej dłoniach pojawiły się nosze. Wiktorię na tychże noszach wyniesiono z królewskiego pokoju wizytowego, a Maria poleciała za nią.
* * *
- I tak to właśnie było – zakończyła Kasia. Wcale nie czuła się lepiej po wyznaniu prawdy. Wzrok Krzyśka stał się zimny, niemalże lodowaty.
Wstał i poszedł na górę.
- Co on robi? Obraził się? Chyba nie ma do mnie pretensji? No co ja mogłam zrobić? No co? - pytała w myśli gorączkowo sama siebie.
Postanowiła mimo wszystko nie ruszać się z fotela.
Po chwili usłyszała głośne szybkie kroki na schodach. Krzysiek zbiegł z jakimś albumem na zdjęcia.
- Mówiłaś, że jak miał na imię ten chłopak? - spytał siadając na kanapie.
- Adam.
- Czy to on – pokazał na zdjęcie w albumie.
Zdjęcie przedstawiało Krzyśka i paru innych młodych ludzi na jakimś szlaku turystycznym w górach. Kasia przyjrzała się i zobaczyła mężczyznę, który je porwał – Adama.
- Skąd ty go znasz? - wybałuszyła oczy ze zdumienia.
- Powiedzmy, że miałem okazję go poznać. Był trochę dziwny, ale w gruncie rzeczy nie wydawał się niebezpieczny. Wyczuwałem w nim coś dziwnego i ten naszyjnik... Wtedy w górach też coś o nim słyszałem. Kiedyś spytałem go gdzie mieszka, a on odpowiedział, że i tak bym mu nie uwierzył, ale jest to ogromna chata.
- Mam płakać, śmiać się, czy iść zabić? - powiedziała. Nie mogła już wytrzymać tej presji.
- Nie płacz, bo to nic nie da. Nie idź się zabić, bo nie będę miał co zrobić z ciałem. Ewentualnie możesz zacząć parskać śmiechem - odpowiedział rzucając jej ciężkie spojrzenie, po którym absolutnie nie poczuła się lepiej.
- Słuchaj, może pójdziemy do pokoju Wiktorii? Może, jeśli tam zniknęła to i tam się pojawi.
- Teoria dobra. Ciekawe czy zadziała.
Wstali i ruszyli po schodach. Kasia uchyliła drzwi. W pokoju nie było nikogo. Padła się na łóżko. Marzyła teraz tylko o dwóch rzeczach – żeby Wiki wróciła i żeby mogła iść spać.
Krzysiek krążył po pokoju, aż w końcu usiadł obok leżącej Kasi.
Oczy powoli zamykały się jej. Poczuła jeszcze tylko, jak ktoś przykrywa ją kołdrą i zasnęła.
* * *
Wiktoria powoli otworzyła oczy. Początkowo wszystko wydawało się rozmyte i zamglone, a na środku obrazu pojawiła się czarna kropka, lecz już po chwili świat nabrał ostrości i kopka poszła w nie pamięć.
- Na Boga! Gdzie ja jestem? - spytała w duchu sama siebie rozpaczliwie rozglądając sie po wąskim i długim szklanym pokoju.
Wszystkie ściany i podłogi były zrobione z kryształu. Usiadła na łóżku i spojrzała w dół. Zapanowało tam dziwne poruszenie i po paru sekundach do pokoju wbiegła starsza kobieta.
Jej twarz otaczała plątanina jasnoniebieskich włosów sięgających aż do pasa. Podeszła do Wiktorii.
- Jak się czujesz drogie dziecko? - spytała siląc się na uśmiech.
- Gdzie jestem?
- To nie ładnie odpowiadać pytaniem na pytanie. Jesteś w najpiękniejszym miejscu i masz wielkie szczęście, że żyjesz.
Wiktoria przebiegła gwałtownie palcami po szyi. Wisiorka nie było.
Wstała z kanapy i dopiero teraz zauważyła, że jej ubranie jest całe podarte, a na ciele widnieje wiele ran i ranek. Z niektórych nadal sączyła sie krew.
* * *
O! Śpiąca królewna się obudziła! Gratuluję miło się spało? Wygodnie?
Kiedy wracamy do domu, bo zaczyna mi się nudzić. A ta twoja kumpela? Ta taka czarna? Zostawiłaś ją w domu? Nie na paskudzi ci?
* * *
Co się ze mną dzieje? Czy to jakiś koszmar?
Przyjrzałam się tym ranom. Pełno w nich piasku. Pewnie ten idiota szarpał mnie przez pustynię. Nie... Chyba nie był by aż takim chamem. Na pewno nie.
- Uklęknij. Idzie nasz władca – rzuciła szybko starsza kobieta padając na kolana.
A to niby czemu? Skoro mam nie dożyć jutrzejszego dnia, to mam gdzieś wszystkich władców tego świata.
Drzwi Otworzyły się i do pomieszczenia wszedł starszy mężczyzna. Siwa broda i wąsy okrywały znacznie jego twarz.
- Witam cię młoda damo w naszym królestwie – Ker.
- Witam waszą wysokość – odpowiedziałam bez przekonania.
- Widzę, że twoje rany wyglądają juz znacznie lepiej.
- Lepiej? To znaczy wyglądały jeszcze gorzej? Czy wy jesteście nienormalni? Chcę wrócić do domu i mam to wszystko głęboko gdzieś.
* * *
- Witam cię młoda damo w naszym królestwie – Ker – Co za pokręcona rodzinka... To nawet króla znaleźli.
Podleciałam do starca. Hmmm... Gdyby ta głupia dziewucha chociaż trochę się ze mną liczyła, to mogła bym jej pomóc, ale gdy cię nikt nie słucha na darmo możesz krzyczeć i zdzierać gardło.
- Witam waszą wysokość – No ładnie kochaniutka. Do króla z sarkazmem?
- Widzę, że twoje rany wyglądają juz znacznie lepiej – Taaa... Ty se facet wylecz ranę w mózgu, bo ona chyba u was dziedziczna.
- Lepiej? To znaczy wyglądały jeszcze gorzej? Czy wy jesteście nienormalni? Chcę wrócić do domu i mam to wszystko głęboko gdzieś – Wyglądają lepiej. Tak, oni są nienormalni. Jedyną mądrą i interesującą osobą o zwyczajnej ludzkiej świadomości jestem ja – Maria. Właściwie, to ja też chcę już wrócić. Jak głęboko to masz?
* * *
Wiktoria widziała nutę niezadowolenia w wzroku króla, lecz zupełnie ją to nie obchodziło.
Wpatrywała się w zamyślonego starca.
- Słuchaj uważnie. Wrócisz do siebie, ale pod jednym warunkiem. Musisz przyjąć konira.
- Co? - odpowiedziała prawie krzycząc. - Co niby mam zrobić?
- Konir to rodzaj strażnika. Będziesz połączona z nim pewną siłą, ale to już ci on wytłumaczy.
- Kim ma być ten mój konir?
- Moim synem. Jeszcze tylko chwila. Adam właśnie składa przysięgę.
- Chcesz, żeby opiekował się mną ten idiota.
- Zgadłaś – starzec uśmiechnął się ironicznie.
- Nie! To przez twojego synka jestem cała poraniona. Wybacz, ale podziękuję za takiego opiekuna. A teraz pozwól mi odejść w spokoju.
- Najpierw musisz mieć swojego konira.
- To ja jednak podziękuję.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Madlen
młotek
Dołączył: 26 Lut 2006
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
|
Wysłany: Nie 10:09, 21 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
To było coś najpiękniejszego w jej życiu.
Może "najpiękniejsze miejsce, jakie widziała w życiu?"
szklanych korytarzy
Powtórzenie
Jej krew delikatnie spływała na zimną szybę.
mhm? Krew może delikatnie spływać? Może: powoli.
- Chcesz dać jej prawa? Chcesz ją zwrócić na Ziemię? - spytał z niedowierzaniem czarnowłosy.
- O... Widzę, że historia się rozkręca. Ktoś ci przytarł nosa młodzieńcze? Hehe... I dobrze ci tak.
- Tu nie chodzi, o to czego chcesz. Dlaczego ta kobieta jest cała we krwi?
- No? Tłumacz się teraz, tłumacz. Opowiedz, jak to ją szarpałeś po pustyni.
Zaznacz co mówi Maria, może, bo ja musiałam dwa razy przeczytać. Poza tym starzec powinien chyba powiedzieć: o to czego chcĘ. Ja chcę. Bo Adam nie mówił, że czegoś chce. Spytał tylko, czego chce ojciec.
ostrości i kopka poszła w nie pamięć.
Kopka?
Mężczyzna podniósł rudowłosą i niósł ją na rękach.
hm. Ja bym przez niósł dodała jeszcze teraz
być może przez patrzące na niego zszokowane postaci.
A nie lepiej - przez zszokowane spojrzenia ludzi dookoła?
Fajne.Było więcej błędów, ale teraz nie mam czasu wypisywać. Mimo wszystko podoba mi się bardzo i czekam na ciąg dalszy. Ciekawi mnie, czy ten Adam to ten sam z poprzedniej wersji - czy może odpowiednik Chrisa?
Cóż, mnie zaciekawia coraz bardziej. Czekam na ciąg dalszy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Tuśka
Nerka
Dołączył: 25 Lut 2006
Posty: 53
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6 Skąd: Z ukrycia i cienia
|
Wysłany: Nie 14:39, 21 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Hm.... odczego by tu zacząć?
Może od tego, że nie będę wypisywać błędów, bo sama je robię, ale zauważyłam kilka które wydaje mi się powinnaś poprawić
A teraz treść,
Lepiej, lepiej, dużo lepiej. Opisy są coraz ciekawsze, fabuła się rozkręca, bohaterowie coraz bardziej tajemniczy i zaskakujący
Maria rządzi, he he.
Bardzo mi się spodobał ojciec Adama, kogoś mi przypomina, ale nie wiem kogo (jak sobie to uświadomię, to dam ci znać )
Co do Wiktori, to chyba powinna być ździebko wystraszona, zaskoczyła mnie jej reakcja mówiąc szczerze, ale to nic i tak mi się podoba.
Jak już mówiłam (pisałam) z części na część piszesz coraz lepiej, widać że szukasz najlepszych sposobów przekazania swoich, że tak powiem, wizji
I tak trzymaj, jestem jak najbardziej za
No to nie pozostaje mi nic innego jak podziękować za kolejną część opowioeści i grzecznie czekać na następną.
pozdrawiam i ściskam
Tuśka
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Madlen
młotek
Dołączył: 26 Lut 2006
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
|
Wysłany: Nie 14:50, 21 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Dalszy ciąg błędów
Czasowniki w trybie przypuszczającym, takie jak: byłaby, poszedłby, pobiegłby o ile się nie mylę piszemu razem z by. A ty często odzielasz.
Dziwi mnie piasek w ranach Wiktorii - to nie oczyścili ich?
Kiedy piszesz dialogi, przydałoby się to trochę zrównoważyć jakimiś opisami. Inaczej ciut sucho wszystko wygląda. I Wiktoria rzeczywiście jest coś mało przestraszona.
Czekam w każdym razie na ciąg dalszy. Ciekawi mnie, jak to będzie gdy Adam będzie musiał pilnować Wiktorii.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Delf
rogata Królowa piekła XD
Dołączył: 19 Lut 2006
Posty: 3586
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6 Skąd: Piotrków Trybunalski
|
Wysłany: Nie 15:42, 21 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Błędy zaraz popoprawiam.
Co do strachu Wiktorii:
Mnie po tylu zdarzeniach w tak szybkim tempie już chyba nic nie przerażało.
Ale całe jej zachowanie jest zamierzone.
Znaczy nie myślcie sobie, że to po prostu błąd.
Czytajcie uważnie, a w kolejnych częściach wszystko sie będzie wyjaśniało.
Pozdrawiam
Delf
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Delf
rogata Królowa piekła XD
Dołączył: 19 Lut 2006
Posty: 3586
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6 Skąd: Piotrków Trybunalski
|
Wysłany: Pią 10:58, 26 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
A oto kolejny odcinek Kalisto. Miłego czytania.
- To ja jednak podziękuję – odrzekła wstając i ruszając w kierunku drzwi.
Starzec tylko pstryknął palcami i momentalnie przy drzwiach pojawiło się dwóch uzbrojonych wojowników. Wiktoria zdruzgotana wróciła na posłanie.
- To kiedy przybędzie twój synalek? - poddała się. Starzec radośnie klasnął w dłonie.
- Dobry wybór – powiedział.
- Jaki znowu wybór? Nie było innej możliwości.
- Ależ była. Mogłaś wybrać, a nawiasem mówiąc nadal możesz, przechadzkę z moimi strażnikami na dół, do celi.
- Bardzo dowcipne...
- Wiem. A teraz wybacz. Muszę się przygotować do uroczystości. Za chwilę powróci tu mój syn.
Król oddalił się rytmicznym krokiem, a jego włosy i broda falowały jak u galopującego konia.
W jakiś dziwny sposób miała odczucie, że to koń. Wiedziała, że to głupie i nienormalne, ale było w nim coś ,,końskiego”.
* * *
No kobieto! Nareszcie wdajesz się w moją krew. Gdybyś jeszcze tylko posłuchała trochę mych rad, to na pewno zaszłabyś daleko. Tia... Najpierw musiała byś mnie słuchać. Co ja ci takiego zrobiłam, że mnie olewasz? Czemu wszyscy mnie lekceważą? No czemu? Co zrobiłam temu światu?
Ja wam jeszcze pokażę! Zobaczycie to ja – Maria, zmienię bieg wydarzeń. Będą opowiadać o mnie legendy – o pierwszej istocie, takiej jak ja – której posłuchał człowiek.
* * *
Wiktoria siedziała na łóżku, gdy do pomieszczenia wszedł Adam ze strażnikami.
- Chodź – powiedział czarnowłosy.
- Nie tak szybko. Twój ojciec powiedział, że wytłumaczysz mi co to ten cały konir.
- Opiekun – odrzekł przekręcając oczami.
- Precyzyjniej proszę.
- No tylko tyle, że będę zobowiązany się tobą opiekować. Oczywiście jeśli nie chcesz...
- Ależ oczywiście, że nie chcę! Czy tobie się wydaje, że mam ochotę na takiego podłego, zawszonego i chamskiego ochroniarza? Cały problem polega na tym, że twój ojciec nie uznaje sprzeciwów!
- Zdążyłem zauważyć... i mogła byś się liczyć ze słowami?
- Nie, debilu! Poraniłeś mnie i masz to wszystko gdzieś, a na dodatek... - przerwała, bo jeden ze strażników, szybkim nie zauważonym przez Wiktorię ruchem, przyłożył jej nuż do gardła.
Poczuła, jak jej puls gwałtownie wzrasta i zrobiła coś tak głupiego, że aż trudno to sobie wyobrazić.
Uderzyła strażnika łokciem w brzuch i spróbowała wykręcić mu rękę, co skończyło się kłutą raną w jej ramieniu. Chciała uciekać, ale drogę zagrodzili jej wojownicy przy drzwiach, prezentujący bardzo dziwnie zdobione szable, gotowe ukarać każdego niepożądanego gościa.
Stała na środku sali otoczona przez wrogów i nie wiedziała co zrobić. Spojrzała kątem oka na Adama. Wyraźnie widziała jego triumfalny uśmiech.
* * *
Ha! Tak! Dołóż mu! Niech se nie pozwala. Oł... Facet wbić dziewczynie sztylet w ramię... Co za brak kultury... Zachowujecie się po prostu skandalicznie. W ogóle tutejsi panowie zeszli na psy. Do czego to doszło? A ty się koleś tak nie szczerz. Czemu ten czarnowłosy głupek się tak ironicznie uśmiecha? Jak ja ich nie lubię. Kiedyś im powiem do słuchu...
* * *
W ataku paniki i strachu Wiktoria wybuchnęła głośnym histerycznym śmiechem. Echo roznosiło go po całym zamku. Łzy ciekły jej po policzkach, delikatna strużka krwi spływała po ramieniu. Uklękła na podłodze.
- To jest najgorszy dzień w moim życiu! Osiemnaste urodziny? Dobre sobie. Porwał mnie jakiś kretyn, przedmioty się dematerializują, chcą mi przyczepić jakiegoś konira – którym ma być mój porywacz! A i jeszcze ten sam facet ciągnie mnie nieprzytomną przez jakąś cholerną pustynię! Jakiś król uważa mnie za świetny materiał na błazna, a ja nie mogę nic zrobić! Pomijam fakt, że nawet moi rodzice zapomnieli, że mam urodziny i pomijam, że Kasia musi się teraz tłumaczyć Krzyśkowi, ale najbardziej wnerwia mnie ten twój cholerny, irytujący uśmiech – wykrzyczała patrząc z furią na Adama.
- Straże, zostawcie nas samych. – powiedział spokojnym, opanowanym głosem.
Ochroniarz z którym walczyła wpatrywał sie w nią, jak w wariatkę.
- Jesteś tego pewien panie? - zapytał nie spuszczając wzroku z dziewczyny, którą teraz starał się zrozumieć, jednak bez skutku.
- Tak. Odejdźcie.
Wiktoria łkała cicho. Spojrzała na podłogę. Pod nimi zrobiło się zbiegowisko. Wszyscy przyglądali się jej, ale nikt jakoś nie wyglądał na chociaż trochę zasmuconego jej losem. To byli zwykli gapie, przyszli tylko, żeby popatrzeć.
Adam dał znak jednemu ze strażników i ten udał się piętro niżej i rozgonił zaciekawiony tłum.
- Zamilcz – powiedział, gdy tylko spostrzegł otwierające się do kolejnej fali wyzwisk usta Wiktorii.
- Wszystko co każesz panie – prychnęła. - Nawet nie mam siły, ani możliwości ci odpowiedzieć. Jesteś górą. Wygrałeś. Miłe uczucie?
- Nie bardzo. Trochę boli, kiedy tak krzyczysz.
- O! Ależ jestem w szoku! Ty coś czujesz... Kto by pomyślał? - rzuciła ocierając łzy. - Dzięki tobie biję rekordy! Jeszcze nigdy nie byłam w takiej histerii, a już na pewno nie tyle razy w ciągu jednego dnia.
- Wstań – podał jej rękę.
Odrzuciła ją i z wielkim trudem wstała o własnych siłach. Była skrajnie wykończona, a ciało zaczynało odmawiać posłuszeństwa. Tak mocno chciało jej się spać, że gdyby teraz się położyła, nie była by już w stanie usnąć.
- I co teraz? - spytała kierując się do drzwi. - Zostaniesz tym całym konirem i zabijesz mnie, a może tylko się poznęcasz?
- Hmmm... Chyba jednak się poznęcam. Będzie przynajmniej więcej zabawy – uśmiechnął się. W odpowiedzi rzuciła mu karcące spojrzenie. - Przecież żartowałem. Nic z tych rzeczy. Właściwie... Można by przyjąć, że ta nasza przysięga, to będzie taki pakt o nieagresji między mną, a tobą.
- Po tej przysiędze naprawdę wrócę do domu i zostawisz mnie w spokoju?
- Wrócisz do domu. Nie martw się – odpowiedział i zanim zdążyła coś wykrztusić do pokoju wbiegła młoda dziewczyna w czerwonym stroju. Miała dziwnie ułożone i powykręcane krótkie, żółto-pomarańczowe włosy.
- Panie, król się niecierpliwi – oznajmiła.
- Już idziemy.
Adam szarpnął ją za rękę i już wędrowali długimi i krętymi korytarzami. Co chwilę wspinali się po jakiś schodach. W końcu znaleźli się na szczycie szklanej wierzy. Widok był nieziemski.
Wiktoria rozejrzała się. Był to dość mały okrągły pokoik. W samym jego centrum stał na marmurowym podwyższeniu srebrny stół.
- No, wreszcie jesteście. Zaczynałem się już denerwować – na wstępie stwierdził król.
- Dzięki wam cały czas się denerwuję – powiedziała Wiktoria, ale zamilkła, gdy Adam przyłożył jej łokciem w żebro.
- Mówiłaś coś? - spytał król.
- Nie – wykrztusiła.
- To dobrze. A zatem możemy przystąpić do uroczystości – młody blondyn o jasno niebieskich oczach wniósł do pomieszczenia na tacy złoty kielich z czerwoną substancją, którą Wiktoria uznała za wino. - Podejdźcie tutaj – wskazał prawą ręką na stół.
Weszli na podwyższenie. Adam uklęknął, więc Wiktoria postanowiła zrobić to samo. Blondyn podał
jej puchar. Uważnie przyjrzała się charakterystycznym żłobieniom, którymi był całkowici pokryty.
Dziewczyna, która przybyła po nich podała jej mały sztylet.
- Co to jest i co ja mam z tym zrobić? - spytała zaskoczona Wiktoria.
- Musisz zrobić sobie rankę na serdecznym palcu lewej ręki i skropić kilka kropel swojej krwi do czary.
- P co? Cała jestem w ranach. Weź sobie z nich krew – pomyślała.
Adam rejestrował każde, nawet najmniejsze drgnienie jej mięśni. Powolnym ruchem przecięła skórę i uroniła kilka kropli do naczynia.
Król z zadowoleniem spojrzał na kielich. Podniósł go i wsypał jakiś srebrny pył do krwi. W czarze zawrzało. Wzniósł się z niej fioletowy dym, który potem zmienił barwę na jasno różową.
Wiktorię przeszył ostry ból w lewej łydce. Szybko podwinęła nogawkę i po zewnętrznej stronie, tuż nad kostką ujrzała dziwny tatuaż czerwonego feniksa walczącego z białym pegazem.
- Co to ma być? - wyszeptała Adamowi.
- Proszę cię. Nie teraz – wyszeptał.
- Czy przyrzekacie nie zdradzić naszych sekretów? - wyrecytował starzec.
- Przyrzekamy – odrzekł Adam, a chwilę po nim Wiktoria.
- Czy przyrzekacie nie oszukiwać się nawzajem?
- Przyrzekamy – odpowiedzieli chórem.
- Czy ty Adamie, przyrzekasz bronić już zawsze Wiktorii?
- Przyrzekam.
- Czy ty Wiktorio, przyrzekasz nie nadużywać swoich praw?
- Przyrzekam.
- W takim razie niech wasze umysły spolą się w jeden i wasze drogi skrzyżują już na zawsze.
- Czuję się, jak bym była na ślubie... i to w dodatku własnym – pomyślała Wiktoria.
Adam złapał ją za rękę i położył na swoim prawym ramieniu. Z jej palców zaczęły błyskać niebieskie smugi światła. Lewą rękę Adam położył na jej ramieniu, a z jego dłoni strzeliły czerwone płomienie.
Wiktoria była pod wrażeniem.
- Jak to możliwe? - spytała sama siebie. Nagle poczuła dziwny ucisk w żołądku. Marcin... Czuła się nie w porządku wobec niego. Był przecież jej chłopakiem, a ona właśnie składała bardzo dziwne przyrzeczenie innemu.
- Ojcze, Czy mogę zaprowadzić już Wiktorię do domu? Jest już za pewne bardzo zmęczona tym wszystkim – powiedział Adam, jak by wiedząc, o czym myśli.
- Ależ oczywiście. Skoro nasz gość chce już wracać..., ale może zostaniesz na noc?
- Nie! - pomyślała gorączkowo.
- Wydaje mi się jednak ojcze, że marzy o powrocie do swojego własnego łóżka i porządnej drzemce.
- Skoro tak uważasz – starzec klasnął w dłonie, a straże przy drzwiach rozstąpiły się. - Zatem idźcie.
Ruszyli krętymi korytarzami z powrotem na dół. Doszli do głównej bramy, nie zamieniając po drodze ani słowa. Przedostali się za nią i znaleźli się na pustyni.
* * *
Kasia powoli otworzyła oczy. Była sama w pokoju Wiktorii.
- A jednak, to nie był tylko zły sen – pomyślała.
Wstała z łóżka i przeciągnęła się.
- Jeśli to wszytko nie jest koszmarem, to powinien być tu jeszcze Krzysiek – przemknęło jej przez głowę.
Wyszła z pokoju Wiktorii i przeszła do pokoju brata swojej przyjaciółki. Drzwi były uchylone. Po cichu popchnęła je i weszła do środka.
Krzysiek siedział przy biurku tyłem do niej i przeglądał jakieś notatki.
- Hej – powiedział. Zebrał papiery na jedną kupę i schował do szuflady.
- Hej – odrzekła wystraszona Kasia. - Wiktoria nadal się nie pojawiła.
- Kiedy on zauważył, że weszłam? - pomyślała.
- Nie. Musisz mi coś wyjaśnić. Czy aby na pewno powiedziałaś mi całą prawdę i niczego nie przeoczyłaś? Jesteś pewna, że mężczyzna na zdjęciu ze mną, to wasz Adam.
- Tak. Jestem pewna – oznajmiła – i nie skłamałam – dodała po chwili.
- Musiałem się upewnić. Widzisz, jeśli to rzeczywiście on, to mamy problem.
- Czemu?
- Bo nasz bohater za pewne będzie chciał zawładnąć Wiktorią. Dlatego właśnie musimy dopilnować, by to on stał się jej konirem. Opiekunem – dodał widząc jej wyraz twarzy. - To nie pozwoliło by mu działać na jej szkodę.
- Wszystko fajne, ale jak chcesz tego dokonać?
- Zawsze znajdzie się jakiś sposób.
* * *
- To jest najgorszy dzień w moim życiu! Osiemnaste urodziny? Dobre sobie. Porwał mnie jakiś kretyn, przedmioty się dematerializują, chcą mi przyczepić jakiegoś konira – którym ma być mój porywacz! A i jeszcze ten sam facet ciągnie mnie nieprzytomną przez jakąś cholerną pustynię! Jakiś król uważa mnie za świetny materiał na błazna, a ja nie mogę nic zrobić! Pomijam fakt, że nawet moi rodzice zapomnieli, że mam urodziny i pomijam, że Kasia musi się teraz tłumaczyć Krzyśkowi, ale najbardziej wnerwia mnie ten twój cholerny, irytujący uśmiech – A w moim jeden z ciekawszych dni. Przynajmniej coś się dzieje. Momentami miewam nawet wrażenie, że zostałam zauważona.
- Straże, zostawcie nas samych – Znowu chcesz ją pociągać sobie po piachu? Jakie to romantyczne...
- Jesteś tego pewien panie? - A co? Chciał byś się z nimi w trójkącik zabawić? Przez ludzi mam migrenę.
- Tak. Odejdźcie – Czasami wydaje mi się, że powinnam ich zostawić samych... ale po co?
Oooo! Widzę, że dużo tu gapiów. To musi być straszne... Wszędzie w tym zamku każdy może cię podglądać.
- Zamilcz – Nie słuchaj go! Nawrzucaj mu!
- Wszystko co każesz panie – prychnęła. - Nawet nie mam siły, ani możliwości ci odpowiedzieć. Jesteś górą. Wygrałeś. Miłe uczucie? - Co prawda, nie to miałam na myśli kochaniutka, ale niech ci będzie...
- Nie bardzo. Trochę boli, kiedy tak krzyczysz – Co cię boli? Kup se maść. Ostatnio widziałam reklamę czegoś takiego... no nie wiem jak się nazywało, ale se to kup.
- O! Ależ jestem w szoku! Ty coś czujesz... Kto by pomyślał? Dzięki tobie biję rekordy! Jeszcze nigdy nie byłam w takiej histerii, a już na pewno nie tyle razy w ciągu jednego dnia. – To ty nie robisz tak zawsze?
- Wstań – nie przyjmuj jego ręki, to cham i prostak.
No w górę, w górę. Nie rób cierpiętniczej miny, nic ci to nie da. Wstawaj! No już!
- I co teraz? Zostaniesz tym całym konirem i zabijesz mnie, a może tylko się poznęcasz? - Czemu wy ciągle o tym piachu?
- Hmmm... Chyba jednak się poznęcam. Będzie przynajmniej więcej zabawy –Kretyn! - Przecież żartowałem. Nic z tych rzeczy. Właściwie... Można by przyjąć, że ta nasza przysięga, to będzie taki pakt o nieagresji między mną, a tobą. - Po prostu mnie zatkało. Pakt o nieagresji? Pakt to z diabłem można podpisać, a nie z tobą facet! No w sumie, to można dlatego i z tobą...
- Po tej przysiędze naprawdę wrócę do domu i zostawisz mnie w spokoju? - Nie ufaj facetowi! To egoiści!
- Wrócisz do domu. Nie martw się – Widzisz? Widzisz, jak zręcznie ominął pytanie o to, czy cię zostawi? Fakt, nie widzisz... Nie jesteś aż tak błyskotliwa.
A niech to! Ludź z żółto – pomarańczowymi włosami wkracza do akcji! Zastanawiam się jak to jest z kobietami mieszkającymi w tym zamku. Przecież jeśli podłogi są szklane, a one chodzą w sukniach to wszystko im widać!
Przyjrzałam się uważnie czerwonej sukience młodej dziewczyny, która stała przed nami. Od dołu była podszyta. Miała tylko małe wycięcia, przez które wystawały stopy. Śmieszny widok. Doprawdy śmieszny. Nie kupuj kobiety w worku? Hahaha Dobre... Nie mogę...
- Panie, król się niecierpliwi – Ja też zaczynam.
- Już idziemy. - No to ruchy.
Leciałam za nimi krętymi korytarzami, wspinałam się po schodach, aż nareszcie znalazłam się na szczycie wierzy w małym okrągłym pokoju. Na jego środku, na marmurowym wzniesieniu majestatycznie prezentował się srebrny, dość niski stolik. Moją uwagę skupiłam jednak na królu. Ten człowiek niepokoi mnie. Sprawia wrażenie kogoś, kto liczy na nagrodę.
- No, wreszcie jesteście. Zaczynałem się już denerwować – Już to słyszeliśmy.
- Dzięki wam cały czas się denerwuję – Uważaj. Nie zadzieraj z królem. Niech będzie tą jedyną osobą, której na razie nie dopieczesz
- Mówiłaś coś? - No co ty? Ja nic nie słyszałam.
- Nie – No właśnie.
- To dobrze. A zatem możemy przystąpić do uroczystości. Podejdźcie tutaj. - Albo mi się wydaje, albo w tym kielichu jest krew. Podleciałam bliżej. Tak, to jest krew.
Po co ta w dziwnej kiecce daje Wiktorii (tak jej było?) nożyk?
- Co to jest i co ja mam z tym zrobić? - Czyli ty też nie wiesz? Myślałam, ze tylko ja taka nieskapliwa. Chociaż właściwie, nie chcę cię denerwować, ale mam przeczucie, że to służy do samookaleczenia.
- Musisz zrobić sobie rankę na serdecznym palcu lewej ręki i skropić kilka kropel swojej krwi do czary. - A nie mówiłam? Kurcze... Miałam oduczyć się mówić ,,a nie mówiłam”...
Czemu się tam zadymiło?... Ale fajny tatuaż! Też taki chcę! Ja bym wolała ważkę, zawsze chciałam być ważką. Żyją sobie w spokoju. Wszystkim się podobają... To takie słodkie.
- Co to ma być? - Odpowiadaj.
- Proszę cię. Nie teraz – A kiedy?
- Czy przyrzekacie nie zdradzić naszych sekretów? - Ja Maria przyrzekam!
- Przyrzekamy – No ja też! Ja też! Dostanę tatuaż?
- Czy przyrzekacie nie oszukiwać się nawzajem? - Nie przyrzekam.
- Przyrzekamy – Hahaha! Już to widzę, Szokujecie mnie!
- Czy ty Adamie, przyrzekasz bronić już zawsze Wiktorii? - Przed sobą też?
- Przyrzekam. - Nie krzyżuj palców! Ja wszystko widzę!
- Czy ty Wiktorio, przyrzekasz nie nadużywać swoich praw? - NIE!
- Przyrzekam. - Tak?
- W takim razie niech wasze umysły spolą się w jeden i wasze drogi skrzyżują już na zawsze. - Brzmi, jak z kiepskiego serialu.
O ja! Świecicie! Też chcę być latarką! Też chcę!
- Ojcze, Czy mogę zaprowadzić Wiktorię do domu? Jest już za pewne bardzo zmęczona tym wszystkim – Czyżbyś zmądrzał? Nie...
- Ależ oczywiście. Skoro nasz gość chce już wracać..., ale może zostaniesz na noc? - Oczy wychodzą mi z orbit na myśl o takiej możliwości.
- Wydaje mi się jednak ojcze, że marzy o powrocie do swojego własnego łóżka i porządnej drzemce. - Czyżbyś naprawdę zmądrzał?
- Skoro tak uważasz. Zatem idźcie. - Dziki ci o królu! Hehe...
Podążyłam za Adamem i Wiktorią po krętych schodach i długich korytarzach spowrotem na dół. Dotarliśmy do głównej bramy i przedostaliśmy się przez nią. Dookoła znowu roztaczała się ogromna pustynia.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
MhoOok
Stara pajęczyca XD
Dołączył: 16 Maj 2006
Posty: 2961
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6 Skąd: Cirith Ungol
|
Wysłany: Pią 17:32, 26 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Wybacz Delf, ale przeczytałam tylko ostatnie zdanie i już mam uwagę. Jak pustynia mogła sie roztaczać?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Tuśka
Nerka
Dołączył: 25 Lut 2006
Posty: 53
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6 Skąd: Z ukrycia i cienia
|
Wysłany: Pią 22:57, 26 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Jak ci napiszę, że to jest super-hiper-bomba-szał to pewnie stanę się strasznie nudna... eh, ale co tam.
Kurcze, wiesz co? Ja jestem strasznie niecierpliwa, strasznie się powoli wszystko dzieje (nie zrozum mnie źle, bo chodzi mi o to, że jestem strasznie ciekawa kilku spraw i nie mogę się doczekać kiedy się one wyjaśnią!)
Dlatego właśnie mam wrażenie, że się tak wszystko ciągnie i ciągnie w nieskończoność
Kasia, nadal jestem nią zafascynowana (chyba za mocno powiedziane, ale coś koło tego) i jestem śmiertelnie ciekawa jaka jest jej rola w tej historii
Krzysiu ^^ czyżby miał coś wspólnego z "kryształowym królestwem"?
No i Maria wymiata powaliła mnie wyjątkowo jej gadka:
"- Straże, zostawcie nas samych – Znowu chcesz ją pociągać sobie po piachu? Jakie to romantyczne...
- Jesteś tego pewien panie? - A co? Chciał byś się z nimi w trójkącik zabawić? Przez ludzi mam migrenę."
I jeszcze to, że ona też chce świecić jak latarka
He he
No nic, to ja czekam na kolejną część. Wenki życzę i czasu^^
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Madlen
młotek
Dołączył: 26 Lut 2006
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
|
Wysłany: Sob 18:57, 27 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
(Załamuje ręce)
Błędy!!!
Z poprzedniego odcinka. Boi? Boję!
Cytat: | przyłożył jej nuż do gardła. |
nÓż bo nOże
Cytat: | szczycie szklanej wierzy. |
Śmiać się czy płakać? WIEŻY!!!
Cytat: | W końcu znaleźli się na szczycie szklanej wierzy. Widok był nieziemski.
Wiktoria rozejrzała się. Był to dość mały okrągły pokoik. W samym jego centrum stał na marmurowym podwyższeniu srebrny stół. |
Dziwnie to brzmi. Widok był nieziemski, bo znaleźli się w ogrągłym pokoju?
Cytat: | którymi był całkowici pokryty. |
Całkowicie
Po co!
Cytat: | powiedział Adam, jak by wiedząc, o czym myśli. |
jakby razem
Cytat: | szczycie wierzy w małym okrągłym pokoju |
Ż!!!
Radzę myśli Marii zaczynać od nowej linijki.
Cytat: | ze tylko ja taka nieskapliwa |
że. I to nieskapliwa... no hm.
Z pustynią się zgadzam. Miała uciec i by jej nie było?
Cóż. Ciągle mi się podoba, ciągle błędy mnie załamują, ciągle lubię Marie i ciągle... hm bez ciągle, miałam chyba rację z tym, że brat Wiktori to wcale nie jest zwykły brat(a może to nie jest jej w ogóle rodzina?) i ciągle czekam na ciąg dalszy, Mam nadzieje że szybko i z mnejszą ilością błędów.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Delf
rogata Królowa piekła XD
Dołączył: 19 Lut 2006
Posty: 3586
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6 Skąd: Piotrków Trybunalski
|
Wysłany: Nie 0:20, 04 Cze 2006 Temat postu: |
|
|
* * *
- Co proponujesz?- spytała Kasia.
Krzysiek popatrzył przed siebie zamglonym wzrokiem.
- Nad czym tak dumasz? Albo raczej, co wymyśliłeś? – pomyślała.
- Zaraz ci powiem.
Kasia potrząsnęła głową i skupiła całą swoją uwagę na nim.
- Zastanawiam się, jak to załatwić bez twojego udziału. Jako, że nie widzę innej możliwości muszę wytłumaczyć ci wszystko pokrótce. Zrozum jedno – nie mogę ci powiedzieć wielu rzeczy i musi ci wystarczyć tylko to, co wytłumaczę. Obiecujesz, że nie będziesz zadawała pytań i nigdy nikomu, nawet Wiktorii o tym, czego będziesz świadkiem nie powiesz? - powiedział bardzo przekonującym głosem Krzysiek.
- Jeśli to ma jej pomóc...
- Obiecujesz?
- Obiecuję – powiedziała zastanawiając się poważnie, czy dobrze robi.
- A więc przed nami długa droga – otworzył szufladę i wyjął z niej scyzoryk. - Trzymaj i użyj tylko w razie potrzeby – rzucił krótko i podał go jej.
- Co ty szykujesz?
- Żadnych pytań. Naprawdę żadnych. Nie żartuję. Traktuj mnie od tej chwili i przez najbliższą godzinę, jak dowódcę.
- Dobrze generale – odpowiedziała.
- Czemu ja mu aż tak ufam? - spytała samą siebie.
Krzysiek zamknął szufladę. Wstał i podszedł do szafy z ubraniami. Otworzył ją i po kolei przeszukiwał wszystkie półki. W końcu wyjął biały worek wielkości dwóch dłoni. Usiadł na łóżku. Odpiął woreczek i wyciągnął z niego sygnet z niebieskim oczkiem. Założył pierścień na mały palec lewej ręki i podszedł do Kasi.
- No, komu w drogę temu czas – powiedział i złapał ją za rękę. Położył prawą dłoń na lewej i oboje powoli zaczęli znikać.
Kasia rzuciła mu jeszcze tylko ostatnie zrozpaczone spojrzenie. W odpowiedzi ścisnął mocniej jej palce i oboje zdematerializowali się.
* * *
Poczułam dziwny skurcz w żołądku, a potem pustkę. Miałam nieodparte wrażenia, że spadam – lecę w dół.
Złapałam się mocniej Krzyśka, a już po chwili byłam cała w niego wtulona.
Spadaliśmy coraz szybciej, aż w końcu z impetem uderzyliśmy w piasek. Przeturlaliśmy się kilka razy przez siebie. Zatrzymałam się w dość dziwnej pozie – twarz w piasku, nogi na głowie Krzyśka.
Szybko wstałam i rozejrzałam się dookoła.
Super. Po prostu nie mogło być lepiej. Dookoła nas rozpościerała się ogromna pustynia. Brak jakiejkolwiek żywej, ani chociażby martwej duszy.
- Gdzie jesteśmy? - spytałam.
- Wybacz, ale wszystko w swoim czasie – odpowiedział Krzysiek otrzepując spodnie z piasku. - Chodź. Musimy znaleźć pewien zamek.
- Zamek? - odrzekłam zaskoczona.
- Nasz Adam jest księciem.
Zrobiłam tylko durnowatą minę. Przestaję nadążać. Spokojnie Kasiu.... Weź głęboki wdech ... i głęboki wydech... A teraz liczymy do dwudziestu. I po tym mam się niby poczuć lepiej? Raz... Wdech... i powolny wydech... i głęboki wdech... powolny wydech...
- Co ty robisz? - spytał Krzysiek, kiedy dochodziłam do dziesięciu.
- Metoda relaksa... Właściwie to nic. Nieważne. Próbuję po prostu zrozumieć co do mnie mówisz, jednak im dłużej o tym myślę, tym bardziej dochodzę do wniosku, że to absolutnie bez sensu.
- Ludzie są straszni... Uspokój się, bo nie mamy czasu na fochy. Musimy sprawić by Adam stał się konirem – powiedział Krzysiek z uspokajającym uśmiechem na twarzy. Zaraz, co ja mówię? Jaki kojący uśmiech. Wydaje mi się, czy użył słowa ,,my”? Że niby ja mam robić akcję ratowniczą? Ja nie chcę do Adama! Wszystko, ale z dala od tego kolesia! A tak w ogóle, to gdzie ja jestem?
- To co robimy? - spytałam.
- Chodź – odpowiedział i ruszył przed siebie i wkładając biały woreczek do kieszeni swojej bluzy.
Wędrowaliśmy tak dłuższy czas. Odkryłam wtedy, że:
1. podarłam spodnie,
2. mam dwie różne skarpetki,
3. scyzoryk Krzyśka ma niezłe bajery (niestety niektóre przyrządy nie chciały się otworzyć),
4. nie wzięłam torebki...
5. siedzę na jakimś zadupiu, a mojej kochanej przyjaciółki, jak nie było, tak nie ma,
6. metoda relaksacyjna przestała na mnie działać,
7. gdzie do jasnej cholery na tym odludziu jest jakiś kibel? Muszę do WC!
Niestety dookoła nie znalazłam ani nowych spodni, ani pary skarpetek, żadnych torebek i zaginionych przyjaciółek. Toaleta istnieje tu tylko w mych snach...
Tak... Mogła bym pójść w krzaki, ale tu nawet krzaków nie ma... Siku! Dlaczego to spotyka zawsze mnie?
Krzysiek szedł parę kroków przede mną. Nie spytam się go przecież o kibel...
Zacznę liczyć. Może wtedy czas szybciej minie. Raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, osiem, dziewięć, dziesięć, jedenaście... osiemdziesiąt jeden, osiemdziesiąt dwa. Już dłużej chyba nie wytrzymam. Dobra, niestety będę musiała przeżyć ten stres...
- Krzysiek... - zaczęłam.
- Tak? - rzucił nadal idąc przed siebie. Wzięłam głęboki wdech.
- Muszę do łazienki – Krzysiek zatrzymał się i głośno się śmiejąc obrócił się i popatrzył na mnie.
- Nie wytrzymasz? - spytał.
- Nie – moja twarz powoli przybierała czerwony kolor.
- Toalety tu nie znajdziesz. Jeśli poczekasz jeszcze trochę, to dotrzemy do zamku.
- No dobra, może dożyję... Zresztą nie widzę innej możliwości.
Matko, co za obciach. Czemu to zawsze spotyka mnie? No czemu?
Co ja tu robię? Gdzie jestem? Spojrzałam na Krzyśka. Szedł po prawej stronie wpatrzony w jeden punkt, jak by tam coś było. Przecież tu nic nie ma!
Cały czas martwiłam się o Wiktorię. Co z nią będzie? Czy wróci do domu? Czy zdążymy zanim Adam jej coś zrobi? Czy uda się nam zrobić z niego tego całego konira? I czy kiedyś jeszcze wrócimy do domu i będziemy prowadzić normalne życie?
Mam wrażenie, że nawet jeśli, przeżyję i dotrę do swojego domu, to do zwykłego życia nigdy nie będę potrafiła wrócić.
Z rozmyślań wyrwał mnie głos Krzyśka.
- A oto i zamek – powiedział i wskazał dłonią na budynek przed nami.
Był to olbrzymi niebieski, szklany zamek. Jak mogłam go nie zauważyć?
Z pewnością można by go nazwać dziełem sztuki. Misterne zdobienia i żłobienia zdawały się żyć w martwym szkle.
Zbliżyliśmy się do głównej bramy na której widniały fascynujące obrazy uskrzydlonych ludzi i herosów – za pewne tutejszych bohaterów. Na samym jej szczycie widniał duży pegaz z białego złota, a tuż pod nim nie zrozumiały dla mnie napis.
Krzysiek szepnął coś strażnikowi, a ten otworzył nam przejście.
Przestąpiliśmy próg i powędrowaliśmy po pięknym rynku do srebrnych drzwi.
- Wchodź – powiedział Krzysiek otwierając drzwi.
- A co to? - zapytałam.
- Twoja upragniona toaleta – odpowiedział z lekkim uśmieszkiem.
Speszona weszłam do środka. Znalazłam się w przestronnym pomieszczeniu w srebrno – niebieskiej tonacji.
Na jego środku stała śliczna błękitna fontanna. Przeszłam koło niej i doszłam do toalety.
Załatwiłam swoją potrzebę i podeszłam do umywalki by umyć ręce. Odkręciłam kurek i ku swojemu przerażeniu zauważyłam, że zamiast wody z kranu leci niebieski płyn. Darowałam sobie mycie rąk i jeszcze bardziej przestraszona wyszłam z łazienki.
Krzysiek w między czasie zdążył skołować dla nas jakieś dziwne ciuchy.
- Włóż to. Musimy się wmieszać w tłum– powiedział podając mi zieloną sukienkę zszytą na dole tak, że miała jedynie dwie małe dziury na stopy. Jednym słowem przypominała worek.
Założyłam ją pośpiesznie na swoje ubranie. Na głowę zarzuciłam kaptur spod którego ledwo było widać mi twarz. Krzysiek okrył się czarnym płaszczem i tak jak ja zakrył głowę.
- Muszę dostać się do króla, żeby go zaszantażować. Problem polega na tym, że przed salą w której obecnie przebywa jest dwóch strażników. Twoim zadaniem będzie odciągnąć ich uwagę ode mnie – powiedział z powagą. - Nie zbagatelizuj sytuacji. Pamiętaj, że oni są niebezpieczni. No, a poza tym w tym królestwie wszystkie korytarze są przezroczyste, więc będzie nas bardzo łatwo zauważyć. Uważaj na siebie.
- Dobrze, będę uważała. Jeśli jeszcze kiedyś usłyszę od Wiktorii, że nie jestem gotowa do poświęceń, to ją zabiję...
- Ok. Rozdzielimy się przy pomniku syreny i wtedy zajmiesz czymś strażników – powiedział i wyciągnął złoty pierścionek. - Kiedy zauważysz, że pierścionek świeci odejdziesz i spotkamy się przy głównej bramie. Wszystko jasne?
- Tak, chyba tak. Mam nadzieję, że trafię do wyjścia.
- Trafisz młoda. Pierścionek cię poprowadzi – to mówiąc wziął moją prawą dłoń i założył mi pierścionek na palec. - To twój pierwszy tego typu wypad?
- Jeśli można to tak nazwać, to tak – odpowiedziałam siląc się na obojętny ton.
- Życzę powodzenia i szczęścia. Przyda się nam obojgu.
- Dzięki.
Zakapturzeni i odziani w dziwne stroje ruszyliśmy w stronę jednego z wielu szklanych korytarzy. Wędrowaliśmy tak dłuższy czas nie odzywając się do siebie, aż doszliśmy do pomnika syreny. Wtedy Krzysiek delikatnie mnie popchnął i ukrył się za jedną z figur.
Spojrzałam przed siebie. W odległości około 4 metrów ode mnie stało dwóch uzbrojonych mężczyzn. Strażnicy. I co teraz? Nie mając żadnego planu podeszłam do nich.
Gdy jeden z nich spojrzał na mnie postanowiłam improwizować.
- Przepraszam bardzo. Przyjechałam do cioci i chyba zabłądziłam – powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
- A jak nazywa się ciocia?
- Ojej... Wyleciało mi z głowy... Jak to było? Takie bardzo popularne nazwisko... - O matko, żeby ten idiota postępował po mojej myśli.
- Armen? - spytał.
- O tak! Właśnie. Ewa Armen. Wie pan może, gdzie mogę ją znaleźć?
Strażnicy wymienili zdumione spojrzenia i w końcu odezwał się do tej pory milczący ochroniarz.
- To moja matka. Nie żyje od 2 lat – powiedział.
Czemu ja mam zawsze takiego pecha? Zobaczyłam jak Krzysiek wychyla się zza rzeźby.
- Jak to? Naprawdę? Przecież, to nie możliwe – odpowiedziałam z udawanym smutkiem.
- Możesz najwyżej pójść do niej na grób.
- Tak, koniecznie... ale ja niestety nie wiem, gdzie tu jest cmentarz.
Strażnicy ponownie wymienili spojrzenia, aż w końcu syn Ewy Armen odezwał się.
- Mogę cię tam zaprowadzić.
- Naprawdę? Będę bardzo zobowiązana – ulżyło mi, ale to tylko jeden strażnik, a drugi?
- Oczywiście, to przecież moja matka.
- Naprawdę dziękuję.
Strażnik przeszedł ze mną kawałek. Odwróciłam się zdziwiona do drugiego.
- A pan nie dotrzyma nam towarzystwa? Im więcej osób dołączy do modlitwy, tym lepiej.
- Niestety nie mogę. Ktoś musi pilnować komnaty.
- Doprawdy... Co sie może stać w tak krótkim czasie? Modlitwa jest bardzo ważną częścią życia i trudno bez niej po śmierci.
Mężczyźni ponownie wymienili spojrzenia.
- Właściwie, to ma pani rację. Pójdziemy szybko. Nikt nawet nie zauważy.
Strażnik dołączył do nas i ruszyliśmy przez gąszcz kryształowych korytarzy. Delikatnie obejrzałam się przez ramię. Dostrzegłam jeszcze, jak Krzysiek przebiega do sali, której przed chwilą strzegli moi towarzysze i znika za jej drzwiami.
Wydostaliśmy się na rynek i skręciliśmy w pierwszy korytarz po lewej stronie. Przemierzyliśmy go szybkim krokiem i doszliśmy do zielonych drzwi. Jeden ze strażników otworzył je i przedostaliśmy się przez nie do pięknego ogrodu. Ruszyliśmy jedną z krętych ścieżek między cudownymi rzeźbami z rośli, alejami kwiatowymi oraz ślicznymi małymi drzewkami.
Nagle strażnicy zatrzymali się. Jeden z nich popchnął mnie na ziemię, a drugi przyłożył ostrze do gardła.
- Dla kogo pracujesz? - krzyknął syn Ewy.
- Nie wiem o co ci chodzi – odpowiedziałam czując zimny metal przy swojej krtani.
Czemu zawsze ja? Mężczyzna odłożył nóż od mojej szyi.
- Gadaj, kim jesteś? - wychrypiał. Nagle zrobiło mi się bardzo gorąco.
- Naprawdę nie mam pojęcia o czym mówisz! - wykrzyczałam.
Jeden ze strażników kopnął mnie silnie w brzuch. Zwinęłam się na ziemi i niemogąc wydusić ani słowa czułam gorące łzy spływające mi po policzkach.
- Po co tu przybywasz?
- Do ciotki – i kolejne kopnięcie w brzuch. Nie mogłam złapać powietrza.
Mężczyzna złapał mnie za gardło i podniósł do góry.
- Zrozum, cholerny szpiegu, że takich, jak ty w naszym królestwie nie traktuje się uprzejmie.
- Nie jestem żadnym szpiegiem! - wydusiłam z siebie i w tym momencie przeszedł mi po głowie plan ucieczki. Przecież wystarczy zrobić z tym pierścionkiem coś, żeby wrócić. Tylko co? Zaryzykować? Może się uda? Ale co wtedy z Krzyśkiem? Przecież nie zostawię go tutaj, nie ja... i nie jego.
To co mi pozostaje? Scyzoryk! Co mi po scyzoryku...?
Mężczyzna z całej siły rzucił mnie na ziemię. Szybko wyjęłam scyzoryk z kieszeni.
Co mi może pomóc? Jeśli już coś, to chodzi o te elementy, których nie udało mi się wcześniej otworzyć.
Stawiając wszystko na jedną szalę ruszyłam jeden z tych nieużytecznych elementów. Ku mojemu zaskoczeniu wyskoczył bez żadnego problemu. I co teraz? Nic się nie stało.
Mężczyźni wybuchnęli donośnym, szyderczym śmiechem. Jeśli teraz mnie zabiją, to mam nadzieję, że ktoś zauważy, że oddałam życie za Wiktorię... Po twarzy pociekła mi kolejna fala słonych łez.
Jedna z nich upadła na otworzony element scyzoryka.
Wokół mnie zabłysnęła fala fioletowego światła. Gdzieś huknęło i już po chwili stał koło mnie Krzysiek, ale... z mieczem! W rękach miał miecz! Gotowy do walki stał między mną a strażnikami.
Czy wspominałam już, jak bardzo on mi się podoba? Krzysiek – nie miecz.
Wojownicy z dzikim okrzykiem rzucili się na Krzyśka, który jednym sprawnym ruchem... podciął im gardła. Ich krew zalała ziemię dookoła nas.
Stałam jak oniemiała. Kim on jest? Borze... On zabił tych ludzi!
Spojrzałam na kałuże krwi i zrobiło mi się potwornie niedobrze. Z wielkim trudem powstrzymałam odruch wymiotny. Właśnie na moich oczach zginęli ludzie.
Krzysiek mordercą? Przerażająca perspektywa, a jednak... Jednak ich zabił... i to jednym ruchem.
Zbyt wprawnie... za szybko i za łatwo mu to poszło, robił to już pewnie wiele razy. W końcu przecież co to takiego kogoś zabić? Podciąć gardło?
Jak on tak mógł? Co tu się dzieje? Gdzie ja jestem i... z kim ja tu jestem? Czy to ten sam chłopak z którym jako dziecko wychodziłam na spacery z psem? Ten sam z którym razem z Wiktorią bawiłyśmy się w ogródku? Ten sam, który naprawiał zabawki Wiktorii?
Tu coś nie gra. Tu naprawdę coś nie gra. Czuję się jak w grze, albo jak w Matrixie. Co ja tu robię?
Spojrzałam na Krzyśka, teraz budził we mnie jedynie strach. Szybko zdjął swoją czarną szatę i wytarł w nią klingę miecza. Znowu zrobiło mi się słabo. Przede mną nadal leżały dwa trupy. Nie patrzyłam na nie. Starałam się omijać je wzrokiem.
- Zdejmij tę kieckę – powiedział Krzysiek.
Bez słowa zrzuciłam z siebie to przedziwne ubranie i znowu mogłam swobodnie poruszać się w swoich ciuchach.
Z zamku dobiegały krzyki. Najwyraźniej wiadomość o naszym przybyciu szybko się rozeszła.
- Wszystkie pytania i odpowiedzi w domu – krzyki narastały. - Daj rękę z pierścionkiem.
Szybko wyciągnęłam dłoń. Krzysiek posypał ją srebrnym pyłkiem. Znowu spadanie? Tylko nie to. Zerknęłam jeszcze przez ramię brata Wiktorii. Pędził ku nam rozwścieczony tłum wojowników.
W jednej chwili długie spadanie wydało mi się czymś pięknym. Chcę już lecieć!
Poczułam szarpnięcie i znowu spadałam trzymając mocno rękę Krzyśka.
Ej, zaraz! Rozumiem, że on mnie bronił i nie zrobił tego bez przyczyny, ale jednak był zdolny zabić... i w dodatku wygląda na to, że nie po raz pierwszy. Leciałam w czarnej pustce kręcąc się dookoła własnej osi i coraz bardziej zaczynałam się bać Krzyśka. Puściłam jego dłoń. Poczułam, jak się oddala.
Jak to się oddala? Zaczęłam machać rękoma, ale już nigdzie nie było Krzyśka. Próbowałam krzyczeć, ale mój głos ginął w otchłani.
Co się teraz stanie? Czy dotrę do domu Wiktorii?
Przerażona spostrzegłam wynurzający się z mroku zegar. Jego wskazówki pędziły z zawrotną prędkością do tyłu. Chwilę po nim pojawił się drugi zegar. Jego wskazówki bardzo powoli poruszały brnęły przodu. Co tu jest grane?
Leciałam tak dłuższą chwilę. Zegary krążyły raz w jedną, raz w drugą stronę wokół mnie.
W końcu zniknęły, a ja z impetem uderzyłam twarzą w... piasek.
Leżałam na piachu i modliłam się by był to tylko ogromny kurz w piwnicy Wiktorii, albo chociaż jej ogródek, byle nie była to ta cholerna pustynie.
Podniosłam głowę. NIE! Czemu ja mam takiego pecha? Po co puszczałam jego rękę? Nie!
Zrozpaczona uderzyłam pięściami w piasek i nagle ktoś rzucił mi się na plecy. Chciałam go uderzyć, uciekać, ale gdy się obejrzałam zobaczyłam... Wiktorię. ZOBACZYŁAM WIKTORIĘ!
Zamurowało mnie. To niewiarygodne! Wiktoria! Byłam taka szczęśliwa, że ją zobaczyłam, że nic inne się nie liczyło.
Przycisnęłam ją mocniej do siebie.
- Nic ci nie jest? - wykrzyczałam przez łzy szczęścia. Wzruszenie ściskało mi gardło.
- Nie, a tobie? Co ty tu robisz? - odpowiedziała Wiki, tak jak ja, przez łzy.
- A jak myślisz? Przybyłam cię uratować przed tym cholernym Adamem! Jak ja się cieszę, że cię widzę!
Usłyszałam chrumknięcie za plecami. Obejrzałam się i zaskoczona ujrzałam Adama. Po raz kolejny w przeciągu ostatniej godziny zamurowało mnie.
Odwróciłam się z powrotem do Wiktorii i dopiero teraz zauważyłam okropne rany na jej ciele.
Podeszłam do Adama i bez większego zastanowienia strzeliłam mu w twarz.
- Jak mogłeś ją tak poharatać? Jesteś potworem! - wykrzyczałam stojąc w odległości około dwudziestu centymetrów od niego.
Nasz czarnowłosy rozmasował sobie policzek. Nie odezwał się już ani słowem. Wyglądał jednak, jak by wszystko się w nim gotowało.
Usiadłam na piasku i przyglądałam się pięknemu krajobrazowi. Niebo przed burzą jest zawsze takie piękne. Podoba mi się, gdy nadchodzą czarne chmury. Zaraz! Co ja gadam jaka burza?
Potrząsnęłam głową i spojrzałam w stronę Słońca. Naprawdę zbierało się na burzę.
- Wydaje mi się, czy idzie burza? - spytałam.
- To nie jest zwykła burza, ale z pewnością możemy uznać to za znak, by stąd spadać.
Adam wyjął naszyjnik i złapał Wiktorię za rękę, a Wiktoria mnie.
Znów poczułam szarpnięcie i świat zawirował. Spadałam teraz z zawrotną szybkością w czarną otchłań, w niekończącą się przepaść.
* * *
Chwila moment... Co ta ciemna tu robi? Kasia? Tak jej było? Co ona tu robi? Niesamowite, wreszcie zaczyna sie coś dziać w tym moim nudnawym życiu.
Czemu ona wali w piasek pięściami? Nowa metoda peelingu?
- Nic ci nie jest? - Ledwo się pojawiła, a już się wydziera. Co za brak kultury...
- Nie, a tobie? Co ty tu robisz? - Przyjechała na wycieczkę, a bo co?
- A jak myślisz? Przybyłam cię uratować przed tym cholernym Adamem! Jak ja się cieszę, że cię widzę! - On... stoi za tobą koleżanko... Jak sie kogoś obgaduje, to trzeba sie najpierw rozejrzeć dookoła.
O! Nasz czarnowłosy postanowił zostać zauważony i wydaje jakieś dziwne, wzbudzające kontrowersje odgłosy?
- Jak mogłeś ją tak poharatać? Jesteś potworem! - Uderzyłaś go! Kobieto, ty nawet nie masz pojęcia, jak bardzo cię lubię. Dowal mu, dowal! To cham i prostak. Przyłóż mu z dyńki, albo z kopa mu!
A ty co sobie tak spokojnie niebo oglądasz? Powaliło? Zajęcie niezbyt adekwatne do chwili.
- Wydaje mi się, czy idzie burza? - Spojrzałam w górę i kochana, nie masz tego zaszczytu szczerego kłamstwa i niestety tak, idzie burza i to chyba nawet całkiem spora.
- To nie jest zwykła burza, ale z pewnością możemy uznać to za znak, by stąd spadać. - To lecimy już do domu? A zaczynało być miło... Ech... Powrót do codzienności, szarej codzienności.
Złapałam się ostatniego ogniwa czyli Kasi i poczułam szarpnięcie, a po nim wszystko się zakręciło, a ja leciałam w dół, jak kamień w wodę.
* * *
Wreszcie poczułam upragnioną podłogę pod stopami. Nawet się nie przewróciłam. Nie było mi jednak dane długo cieszyć się tą chwilą gdyż po momencie pojawili się Adam i Kasia, lądując na mnie, jak na poduszce.
Nie wierzyłam we własne szczęście. Nareszcie w domu. Nareszcie... wstałam i rzuciłam się na Kasię. Razem zaczęłyśmy radośnie podskakiwać.
Adam usiadł w fotelu przy biurku. Odwróciłam się do niego.
- I co teraz zamierzasz? - spytałam patrząc na niego z wyrzutem, kiedy położył nogi na stole.
- Być twoim konirem niestety już zawsze i niestety wszędzie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
Bluetab template design by FF8Jake of FFD
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|