Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tuśka
Nerka
Dołączył: 25 Lut 2006
Posty: 53
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6 Skąd: Z ukrycia i cienia
|
Wysłany: Pią 20:56, 10 Mar 2006 Temat postu: I'm nothing |
|
|
Wstęp do prologu
Nad szarą wodą jeziora
otulona delikatną, brylantową mgłą
stoi pochylona postać
w szarej potarganej przez wiatr szacie
nie widać jej twarzy z cienia
który rzuca kaptur
jej kruczoczarne włosy przysłaniają oblicze
pochylona szepcze słodkie
a zarazem gorzkie słowa
i odbiera potajemnie rybie życie
nasza przyjaciółka
Śmierć
Prolog właściwy
Księżyc - kochanek śmierci, zna wszystkie jej szepty i tajemnice. Wieczny wędrowiec. Dostaje się do wszystkich miejsc...
Muska promieniami nagie skały, wierzchołki drzew. Tuli chmury, osłaniając nimi czyny, które niepowinny wyjść na światło dzienne, które powinny pozostać tylko między nim, a cieniem serca.
Jest świadkiem innego życia, tego, obnażającego prawdziwą naturę wszystkich żywych istot. Tego w którego istnienie nie chce wierzyć słońce...
Całuje lekko każde okno i czeka, aż ktoś zaprosi go do środka odsłaniając zasłony i jednocześnie wszystkie swoje sekrety. A potem blednie i ulatuje, by opowiedzieć wszystko na innym krańcu Ziemi, by wyjawić prawdę swojej najdroższej przyjaciółce.
Dzisiaj najpierw odwiedził zwyczjne, ludzkie miasteczko. Pukał do wielu ciemnych okien, był tłem dla niejednego, przeciągającego się, czarnego kota. Przesunął się na zachód, aswaltową drogą, dmuchając, by ożywić kurz zalegający na poboczach.
Uśmiechnięty wśliznął się między drzewa zanjomego lasu. Witał się pieszczotliwie z każdym drzewem, z każdym liściem.
Księżyc - Homo Viator, nie płacze, nie współczuje... więc nie proś go o pomoc.
- To boli... to tak strasznie boli.. - ktoś łkał w ciemnościach.
-Ciiii...
-Pomocy... - szelest liści zagłuszał słowa.
-To nie potrwa długo...
-Zabierz mnie stąd... to tak bardzo boli...
-Już dobrze...
-Nie chce... nie tak... - głos załamał się, a drzewa łapczywie pochłaniały każdą z łez, które wsiąkły w czarną ziemię.
-Zamknij oczy...
-Niech to... już przestanie boleć... proszę...
-Ciiiii... I tak nikt się nie dowie o twoim cierpieniu... ciii...
- Opowiedz im.... proszę... opowiedz...
Zerwał się wiatr, ogarniając ramionami wszystkie zakątki lasu i zabierając z nich to co niepotrzebne... zabrał i ból.
Koniec prologu:)
Wiem, że jest krótko i przepraszam za to.
Opowiadanko to dedykuję Delf.
Pozdrawiam i ściskam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Lily-vs-Potter
Kubuś Puchatek
Dołączył: 01 Mar 2006
Posty: 87
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Sob 20:29, 11 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
Śliczne opowiadnko:) sweet:D
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Louis
Trampek
Dołączył: 19 Lut 2006
Posty: 75
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6 Skąd: ze szpitala dla psychicznie chorych im. koziołka- Matołka pod wezwaniem króla Lwa
|
Wysłany: Sob 22:59, 11 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
lily, jeśli tój komentarz ma brzmiec 'sliczne opowidanko", to ptosze cie- nie psiz go wcale. Rozwijaj troszke wypowiedzi, bo będę naprawde ZŁA!!!
Popatzr- ja pisząc tobie ostrzezenie ujełam to w wielkszej ilości słów niz ty.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Delf
rogata Królowa piekła XD
Dołączył: 19 Lut 2006
Posty: 3586
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6 Skąd: Piotrków Trybunalski
|
Wysłany: Śro 18:25, 15 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
Heh.
Tuśka! Ja cię kocham. To opowiadanie jest świetne. Prolog i właściwy i wstęp do prologu są genialne. Kocham twój styl, ten sposób pisania. W sumie niewiem czemu aż tak... ale naprawdę świetnie piszesz.
Czekam na dalszą część.
Pozdrawiam
Delf
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Neremi
Osiołek Matołek
Dołączył: 20 Lut 2006
Posty: 275
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6 Skąd: z Książki
|
Wysłany: Pią 19:22, 17 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
Tuśka!Raz to to że ty jesteś genialna, dwa to to że twoje opowiadania są genialne!No cudo poprostu!Ale i tak najbardziej podoba mi się wstęp do prologu...A dalszy właściwy prolog to już normalnie cacuszko!Taki mroczny...i tajemniczy...Mmm...I'm loving it!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Tuśka
Nerka
Dołączył: 25 Lut 2006
Posty: 53
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6 Skąd: Z ukrycia i cienia
|
Wysłany: Pią 19:58, 31 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
-1-
Jak to jest, że księżc tak uparcie śledzi nasze kroki, myśli i czyny? Że nie znudziło mu się jeszcze oglądanie ludzkich tragedii przez te miliony lat...
Znowu z upodobaniem oblał swym srebrzystym światłem zwykłe, nie wyróżniające się niczym miasteczko. Jego uwaga skupiła się dziś na okazałym, dwupiętrowym, ceglanym domu, którego ściany porośnięte były przez bluszcz i róże. Uśmiechnął się, kiedy pomiędzy gąszczem czarnych liści dostrzegł otwarte okno. Odegnał od siebie chmury i wysłał w tym kierunku swoje promienie.
Wpadł do obszernej sypialni, oświetlając jej bogate wnętrze.
Wszystko, co się tu znajdowało utonęło w srebrnym blasku. Ogromne lustro w rzeźbionej, złotej ramie odbijało refleksy świetlne, wyglądało jak zaczarowane...
Promienie delikatnie omiotły mahoniowe meble i perski dywan, aż dostały się do upragnionej części pokoju...
Powoli, nie śpiesząc się dotknęły śpiącej kobiety, podziwiając ją leżącą prosto, z dłońmi splecionymi poniżej piersi. Zasnęła trzymając w dłoniach lśniące, ciemnobrązowe skrzypce i smyczek... Wyglądałya jakby przed chwilą skończyła grać i padła ze zmęczenia... Czarne, długie włosy falowały wokół jej twarzy z jakąś elegancką nonszalancją. W blasku księżyca jej skóra była blada, wręcz przezroczysta. Kontrast pomiędzy bielą jej ciała a czarno-czerwoną sukienką, był nienaturalnie wyraźny... a mimo to Księżyc nie marzył o niczym innym jak tylko o tym, by w swej niemej wędrówce po niebie dostać się do ust dziewczyny i złożyć na nich niebiański pocałunek.
cdn.
(Dla Kuby....)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Tuśka
Nerka
Dołączył: 25 Lut 2006
Posty: 53
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6 Skąd: Z ukrycia i cienia
|
Wysłany: Sob 2:27, 01 Kwi 2006 Temat postu: |
|
|
(cd.)
O czym śni ta młoda, ubrana w czerń kobieta, ze skrzypcami na piersiach? Co może ją odwiedzać w
najgłębszych czeluściach snów? Kogo widzi? Z kim rozmawia? Dla kogo gra? A może przed czymś
ucieka? Może to nie jest dobry sen, mimo, że leży tak spokojnie, bez ruchu...
A może widzi las nocą? Może czuje ból i słyszy własny głos błagający o skrócenie męki... może...
może... czy te pytania mają w ogóle sens? Ale jeśli nie, to co o tym myśleć?
Leżąca bez ruchu, blada, w sukni, niczym w żałobie... po sobie samej.
-2-
Jasne światło spowiło jej powieki, czuła ciepło i czyjąś bliską obecność. Było jej tak dobrze, nie miała
najmniejszej ochoty otwierać oczu. Leżała sobie wygodnie na miękkim posłaniu, czuła pod głową
małą poduszeczkę "pewnie znowu Danuta była tutaj w nocy". Ten zapach... czy to lilie? Muzyka?
Śpiew? Co się dzieje?
-Anno...
To był tak cudowny głos... męski... ale taki jednocześnie nieludzki. Czyżby wczoraj wypiła o jedną
lampkę wina za dużo?
-Anno, obudź się.
"Nie, nie chcę się budzić jeżeli jesteś tylko wytworem mojej wyobraźni". Poczuła gorącą dłoń na
swoim nagim ramieniu.
-Anno, już pora...
-Jeszcze kilka minut...- wyszeptała na wpółprzytomna.
Nagle dźwięk się wyostrzył... ta muzyka, czy to organy? Ale... co się dzieje?
Powoli otworzyła oczy. Obraz miała zamazany, oślepiało ją ostre światło. Anna uświadomiła sobie, że
leży w swojej ulubionej sukience, w której występowała na specjalnych koncertach... Czemu, do licha
trzyma w dłoniach skrzypce? Chyba jednak wypiła za dużo...
-Anno, to już nie sen... - Za wszelką cenę chciała poznać właściciela tego głębokiego, cudownego
głosu. W końcu jej oczy oswoiły się z dziwnym blaskiem, a to co zobaczyła sprawiło, że krzyknęła
głośno, momentalnie siadając.
Rozejrzała się. Tak, to nie było złudzenie. Była tu... dokładnie tu! W kościele pod wezwaniem
św.Dyzmy.
Spojrzawszy w prawo ujrzała jasny ołtarz, a za nim księdza Bonifacego. Ksiądz coś mówił, ale
słyszała niewyraźnie, jak przez ścianę, jego głos był przytłumiony, widziała po jego obu stronach
ministrantów, ubranych w jednakowe szaty, ze spuszczonymi głowami. Jeden z chłopców, ze skośnie
ściętą grzywką, był zaaferowany wyrywaniem skrzydełek wielkiej muchy, dostrzegła to nadzwyczaj
wyraźnie... Spojrzała w lewo i zaparło jej dech w piersiach.
W nawach siedzieli ludzie... znajomi, przyjaciele, krewni, najbliższa rodzina... wszyscy odziani w
czerń, głęboką lub wyblakłą... Każda z siedzących tam osób miała w rękach czarne książeczki i
zdawała się być zagłębiona w modlitwie. Anna dostrzegła swoją ciotkę, Urszulę chlipiącą cicho i co
chwila ocierającą oczy jedwabną chusteczką.
Nie mogła w to uwierzyć.... nie, to chyba sen, w najgorszym wypadku jakiś okrutny żart... pewnie
Grzegorz znów coś wymyślił...
Ale nie, to nie był sen, ani żart. Była tu, przed ołtarzem. Siedziała w bogatej trumnie wykonanej z
ciemnego drewna, otoczona swoimi ulubionymi kwiatami, których zapach był teraz tak bardzo ostry...
Przed sobą miała ludzi, którzy opłakują jej odejście... "Ale przecież właśnie się podniosłam! Hej,
przestańcie płakać! Obudziłam się!"
-Nie...
Anna spojrzała w stronę skąd dobiegł ją tajemniczy głos.
-Ale i tak... Obudziłaś się wreszcie ze snu, jakim było życie Anno.
Czy to możliwe? Miała przed sobą mężczyznę o najjaśniejszych oczach jakie w życiu widziała,
najjaśniejszych włosach i skórze... Miał na sobie białą szatę, która jednak zdawała się mienić
wszystkimi kolorami tęczy... i... tak... to był niezaprzeczalny fakt... mężczyzna ten miał skrzydła.
Potężne szare skrzydła, które wypełniały całą przestrzeń bocznego ołtarza...
(cdn.)
(A oto kolejna część. Mam nadzieję, że się wam spodoba)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Delf
rogata Królowa piekła XD
Dołączył: 19 Lut 2006
Posty: 3586
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6 Skąd: Piotrków Trybunalski
|
Wysłany: Pią 20:12, 07 Kwi 2006 Temat postu: |
|
|
Jak to jest, że księżc tak
chyba księżyc
Wyglądałya
Wyglądała
Jasne światło spowiło jej powieki, czuła ciepło i czyjąś bliską obecność.
Chyba lepiej by było ,,bliskość"
Jej! Tuśka! To jest śliczne! Pisz szybko kolejną część, bo cię po prostu uduszę. Napradę mi sie popdoba. Umiesz pisać. MAsz ładny styl, czego chcieć więcej?
,, Obudziłaś się wreszcie ze snu, jakim było życie Anno."
To zdanie było takie... brak mi słów, takie ... intrygujące? pociągające? zagadkowe? dające do myślenia? ciekawe? wspaniałe?
Kocham cię Tuśku.
Pozdrawiam
Delf
P.S. Tylko streszczaj się, bo nie mogę się doczekać kolejnej części.
:]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Tuśka
Nerka
Dołączył: 25 Lut 2006
Posty: 53
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6 Skąd: Z ukrycia i cienia
|
Wysłany: Pon 0:26, 22 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Nareszcie mnie wena dopadła No to miłej lekturki, chociaż nie jest to wybitnie długie
Czy to możliwe? Miała przed sobą mężczyznę o najjaśniejszych oczach jakie w życiu widziała, najjaśniejszych włosach i skórze... Miał na sobie białą szatę, która jednak zdawała się mienić wszystkimi kolorami tęczy... i... tak... to był niezaprzeczalny fakt... mężczyzna ten miał skrzydła.
Potężne szare skrzydła, które wypełniały całą przestrzeń bocznego ołtarza...
Mężczyzna uśmiechał się, lecz nie był to zwykły uśmiech... nie wyrażał nim bowiem sympatii... to było raczej coś głębszego, coś czego nie potrafiła w żaden sposób pojąć. Wyciągnął do niej rękę i pomimo odległości poczuła jak jakaś niewidzialna siła ciągnie ją w jego stronę. Sama nie wiedziała jak i kiedy stanęła obok trumny patrząc prosto w jaskrawe oczy anioła. Była przerażona... czuła że... ale czy to możliwe, żeby była w stanie czuć cokolwiek? Przecież nie żyje. A mimo to odczuwała lęk, jakiego nie zaznała nigdy w życiu.
Anioł skiną głową czytając w jej myślach. Odwróciła się i spojrzała do wnętrza trumny, na śpiącą
wiecznym snem Annę. Na jej sino-bladą twarz, na skrzypce spoczywające na piersiach....
Skrzypce... jej życie, jej pasja i miłość. Spojrzała na trzymany w dłoni instrument. Już nigdy na nich
nie zagra... to koniec.
Uniosła twarz spoglądając na tłum ludzi, który zapełnił wnętrze parafialnego kościoła.
- Chcesz ich zobaczyć po raz ostatni? Chcesz usłyszeć ich głosy? - na jej nagim ramieniu spoczęła
gorąca dłoń anioła.
- Tak...
W tym momencie dźwięk się wyostrzył. Teraz wyraźnie słyszała głos proboszcza, który wygłaszał
kazanie:
- Życie ludzkie jest jak trzcina....
Anna obeszła trumnę, zeszła po trzech stopniach, które prowadziły do głównego ołtarza i ruszyła
między dwoma rzędami ławek.
- ... kiedy wiatr zawieje, trzcina się wygina, tak samo dzieje się z ludzkim życiem...
W pierwszym rzędzie siedzieli jej rodzice i bliscy krewni. Matka i ojciec patrzyli pustymi oczami
przed siebie. Anna stanęła przed swoją ukochaną rodzicielką, wyciągnęła ku niej dłoń gładząc ją
lekko po policzku... widziała jak kobieta wzdrygnęła się pod wpływem jej dotyku. Cofnęła pośpiesznie rękę, czując, że łzy płyną jej po twarzy.
Nie odważyła się dotknąć ojca, który zacisną dłonie na czarnej książeczce. Obok niego siedziała Natasza, jej siostra. Wyglądała na znudzoną tym całym wydarzeniem. Swoją obojętność maskowała doskonale bolesną miną. Dalej wuj Tomasz i ciotka Karola, stryj Stanisław stary pijak, który nawet teraz nie grzeszył trzeźwością. Jego oczy migotały w blasku świeczników, a nos miał barwy purpury... kiedy przechodziła obok niego mogłaby przysiąc, że poczuła znajomy zapach wybornego wina, którego nie brakowało w ich piwnicy.
Marianna, sąsiadka z naprzeciwka, jej mąż Rafał, farmaceuta z zawodu. Obok nich panna Leonia, nauczycielka włoskiego, hydraulik Marian... zapłakana ciotka Daniela i jej dwie rozpieszczone do granic możliwości córki: Sylwia i Aleksandra. Za nimi zobaczyła swojego rzecznika, Floriana, jak zwykle z zaciętą miną i jak zwykle w tym samy czarnym, pręgowanym garniturze.
Anna doszła prawie do połowy... odwróciła się w prawo. Z tej strony ujrzała swoją nauczycielkę, która dawała jej pierwsze lekcje gry na skrzypcach, panią Danusię.
- ..... jak krótkie było życie tej dziewczyny. Bóg wezwał ją do siebie, posłał by zerwano dla niego kolejną trzcinę...
Ile tu osób... nie sądziła, że aż tylu ludzi obchodzi jej śmierć. Brat cioci Zeni, Anatol szlochał w ramię jakiegoś dumnie wyprostowanego mężczyzny, którego zobaczyła po raz pierwszy.
Byli tu chyba wszyscy mieszkańcy miasteczka, znajomi, nieznajomi, przyjaciele i wrogowie.
- Pamiętajmy, że życie jest kruche i łamliwe....
Między ludźmi w końcu dojrzała tego, którego chciała zobaczyć najbardziej... tego którego kochała najbardziej...
- Grzegorz... - szepnęła i urwała. Zalała ją fala dotkliwego zimna. Obok jej narzeczonego siedziała jej najlepsza przyjaciółka, Alicja... szeptała coś do ucha mężczyźnie, którego Anna kochała ponad wszystko... Dziewczyna miała wrażenie, że zaczyna spadać w jakąś otchłań... ich dłonie były splecione, zupełnie tak jakby... nie, nie była w stanie dokończyć tej myśli.
Gwałtownie odwróciła się w stronę wyjście.
W przedsionku dojrzała kogoś... powoli podeszła w tę stronę. Zatrzymała się tuż obok kolumny podtrzymującej balkon, na którym znajdowały się organy i kilka ławek.
Serce ścisnęła się jej na widok tego co ujrzała. To był Michał... Jak zwykle rozczochrany... w czarnym garniturze i z koszulą wyciągniętą na wierzch... w dłoni trzymał białą różę... a więc pamiętał...
Sama myśl o tym przyprawiła ją o dreszcze...
„...Kiedy umrę, chciałabym, żeby chociaż jedna osoba położyła na moim grobie białą różę, której płatki zabarwiłaby krew...”
Patrzyła ze zgrozą jak mężczyzna zaciska dłoń na łodydze kwiat, pokrytej ostrymi kolcami... potem nakrył zranioną dłonią śnieżnobiałe płatki, które nasiąknęły purpurą nadzwyczaj szybko...
„Mogę to dla ciebie zrobić”
„Ty?”
„Nie śmiej się ze mnie”
„Wybacz ale ty nie możesz dla mnie zrobić niczego, nie potrzebuję cię”
„Nie mów tak”
„Mogę mówić co chcę”
„Dlaczego nie liczysz się z uczuciami innych?”
„Nie muszę się liczyć z twoimi uczuciami...”
Pocałował ją wtedy, a ona go uderzyła i kazała mu nigdy więcej się do siebie nie zbliżać... a teraz pamiętał o tym co mówiła... pamiętał... choć Grzegorz już o niej zapomniał...
- Śmierć zaskakuje nas w najmniej spodziewanej chwili i nigdy nie jesteśmy na nią dostatecznie dobrze przygotowani... zawsze zostanie ktoś, komu nie zdążyliśmy czegoś powiedzieć, za coś przeprosić, czegoś wyznać, chociaż zawsze Pan nam powtarza : nie znacie dnia ani godziny...
(cdn.)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
MhoOok
Stara pajęczyca XD
Dołączył: 16 Maj 2006
Posty: 2961
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6 Skąd: Cirith Ungol
|
Wysłany: Śro 21:24, 24 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Hmmm... Jak dla mnie zbyt mroczne. Ze swoim zdolnościami mogłabyś napisać coś, co czytałoby się z przyjemnością. Zbyt ciężkie.
,, Obudziłaś się wreszcie ze snu, jakim było życie Anno."- moim zdaniem to zdanie wcale nie jest zdaniem dającym do myślenia (a blablabla) lecz zdaniem, które miało być zdaniem wyżej wymienionym, ale stało się zdaniem innym, śmiem powiedzieć banalnym jeśli nie pozbawionym sensu. Wiem, co to są metafory, fikcja, wiem, że jest to forum fanatyków fantastyki, ale... Tuśka, chętnie zobaczyłabym jakieś inne opowiadanie Twoją klawiatura pisane. Zaraz przeczytam ,,Co za życie"
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Delf
rogata Królowa piekła XD
Dołączył: 19 Lut 2006
Posty: 3586
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6 Skąd: Piotrków Trybunalski
|
Wysłany: Śro 21:39, 24 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Tak... Carpe diem - chwytaj dzień.
Mądra myśl. Nigdy nie wiadomo, kiedy nastanie nasz koniec.
Musimy zawsze być przygotowani na najgorsze... Ale tak się nie da...
Każy kto kocha życie zawsze będzie miał jeszcze coś do załatwienia. Nie da się pozostawić po sobie wspomnienia bez skazy.
Gdybym teraz umarła... gdybym potem widziała to wszytsko... Na pewno nie mogła bym być szczęśliwa, bo jeszcze nie zrobiłam tego wszytskiego, co zamierzam....
Cuż...
Opowiadanie świetne.
Wcale nie zamroczne.
Nie musi się lekko czytać.
Ma być ciekawe, mądre, wciągające i przekazujące coś czytelnikowi - takie są moje kryteria.
No a poza tym to mi się to lekko i przyjemnie czyta.
Pozdrawiam
Delf
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
MhoOok
Stara pajęczyca XD
Dołączył: 16 Maj 2006
Posty: 2961
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6 Skąd: Cirith Ungol
|
Wysłany: Czw 18:07, 25 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Ma być ciekawe, mądre, wciągające i przekazujące coś czytelnikowi - takie są moje kryteria. |
Nie mam nic przeciwko, tylko że to opowiadanie jest takie na siłę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Tuśka
Nerka
Dołączył: 25 Lut 2006
Posty: 53
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6 Skąd: Z ukrycia i cienia
|
Wysłany: Pią 15:28, 26 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Sheloba to nie jest na siłę, tylko jak wiatr zawieje
Pewnie się narażę kiedy napiszę teraz, że opowiadanie to powstaje pod wpływem chwili, ale tak jest. Nie dobieram specjalnie słów, ani ich potem nie zmieniam. Poprawiam tylko błędy stylistyczne, gramatyczne i ortograficzne (choć nie zawsze wszystkie wyłapię )
Oczywiście ma ci się prawo nie podobać to co piszę
Jednak wiedz, że nie piszę na siłę, bynajmniej nie to, bo czekam na odpowiednią chwilę i wenę.
A tą historię chciałam przedstawić fakt, że w rzeczywistości jesteśmy "nikim", ale to długa historia dlaczego piszę coś takiego...
A opowiadanie zbliża się ku końcowi i zobaczysz co miałam przez to na myśli
Pozdrawiam serdecznie.
Tuśka
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
MhoOok
Stara pajęczyca XD
Dołączył: 16 Maj 2006
Posty: 2961
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6 Skąd: Cirith Ungol
|
Wysłany: Pią 17:27, 26 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Cytat: | opowiadanie to powstaje pod wpływem chwili. Nie dobieram specjalnie słów, ani ich potem nie zmieniam. |
Oj ja tak nie potrafię. Zawsze piętnaście razy sprawdzam potem zmieniam, a potem znowu wracam do początkowej wersji i tak w kółko. Jednakże nie jest to zbyt korzystne, gdyż pierwszy rozdział mojego ostatniego ,,nowego" opowiadania piszę już od września...No, a wracając do tematu to nie miałam na myśli, że piszesz na siłę. Chodzi o to, że jak dla mnie jest za ciężkie (może to przez mój ograniczony umysł?). Niektóre fragmenty sobie odpuściłam (ciiii...), ale z chęcią przeczytam końcówkę.
Tutejsze odludki mają zwyczaju pozdrawiać się, co chwila, więc ja nie będę inna. Pozdrawiam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Tuśka
Nerka
Dołączył: 25 Lut 2006
Posty: 53
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6 Skąd: Z ukrycia i cienia
|
Wysłany: Wto 14:42, 12 Wrz 2006 Temat postu: |
|
|
Ojej... w końcu mi internet działa! Ale nie zapeszam, bo to... takie trochę dziwne,
bo on w sumie miał jeszcze nie działać, ale działa i oprócz tego, że jestem w stanie
głębokiego szoku, to się okropnie z tego cieszę
Ok. przy tej okazji, tego święta:) zamieszczam tu w całości opowiadanko" I'm
Nothing". Od początku, bo to będzie nie wygodne skakać tam wyżej. No to nic.
Pozdrawiam wszystkich cieplutko i mam nadzieję, że ten kretyn wcielony (tzn. mój
cudowny internet) będzie działał również jutro
Wstęp do prologu
Nad szarą wodą jeziora
otulona delikatną, brylantową mgłą
stoi pochylona postać
w szarej potarganej przez wiatr szacie
nie widać jej twarzy z cienia
który rzuca kaptur
jej kruczoczarne włosy przysłaniają oblicze
pochylona szepcze słodkie
a zarazem gorzkie słowa
i odbiera potajemnie rybie życie
nasza przyjaciółka
Śmierć
Prolog właściwy
Księżyc - kochanek śmierci, zna wszystkie jej szepty i tajemnice. Wieczny
wędrowiec. Dostaje się do wszystkich miejsc...
Muska promieniami nagie skały, wierzchołki drzew. Tuli chmury, osłaniając nimi
czyny, które nie powinny wyjść na światło dzienne, które powinny pozostać tylko
między nim, a cieniem serca.
Jest świadkiem innego życia. Tego, obnażającego prawdziwą naturę wszystkich
żywych istot. Tego, w którego istnienie nie chce wierzyć słońce...
Całuje lekko każde okno i czeka, aż ktoś zaprosi go do środka odsłaniając zasłony
i jednocześnie wszystkie swoje sekrety. A potem blednie i ulatuje, by opowiedzieć
wszystko na innym krańcu Ziemi, by wyjawić prawdę swojej najdroższej
przyjaciółce.
Dzisiaj najpierw odwiedził zwyczajne, ludzkie miasteczko. Pukał do wielu
ciemnych okien. Był tłem dla niejednego, przeciągającego się, czarnego kota.
Przesuwał się na zachód, asfaltową drogą, dmuchając, by ożywić kurz zalegający
na poboczach.
Uśmiechnięty wśliznął się między drzewa znajomego lasu. Witał się pieszczotliwie
z każdym drzewem, z każdym liściem.
Księżyc - Homo Viator, nie płacze, nie współczuje... więc nie proś go o pomoc.
- To boli... to tak strasznie boli.. - ktoś łkał w ciemnościach.
- Ciiii...
- Pomocy... - szelest liści zagłuszał słowa.
- To nie potrwa długo...
- Zabierz mnie stąd... to tak bardzo boli...
- Już dobrze...
- Nie chce... nie tak... - głos załamał się, a drzewa łapczywie pochłaniały każdą z
łez, które wsiąkły w czarną ziemię.
- Zamknij oczy...
- Niech to już przestanie boleć... proszę...
- Ciiiii... I tak nikt się nie dowie o twoim cierpieniu... ciii...
- Opowiedz im.... proszę... opowiedz...
Zerwał się wiatr, ogarniając ramionami wszystkie zakątki lasu i zabierając z nich
to co niepotrzebne... zabrał i ból.
Koniec Prologu
-1-
Jak to jest, że księżyc tak uparcie śledzi nasze kroki, myśli i czyny? Że
nie znudziło mu się jeszcze oglądanie ludzkich tragedii przez te miliony lat...
Znowu z upodobaniem oblał swym srebrzystym światłem zwykłe, nie wyróżniające
się niczym, miasteczko. Jego uwaga skupiła się dziś na okazałym, dwupiętrowym,
ceglanym domu, którego ściany porośnięte były przez bluszcz i róże. Uśmiechnął
się, kiedy pomiędzy gąszczem czarnych liści dostrzegł otwarte okno. Odegnał od
siebie chmury i wysłał w tym kierunku promienie.
Wpadł do obszernej sypialni, oświetlając jej bogate wnętrze. Wszystko, co się tu
znajdowało utonęło w srebrnym blasku. Ogromne lustro w rzeźbionej, złotej ramie
odbijało refleksy świetlne, wyglądało jak zaczarowane...
Promienie delikatnie omiotły mahoniowe meble i perski dywan, aż znalazły to
czego szukały...
Powoli, nie śpiesząc się dotknęły śpiącej kobiety, podziwiając ją leżącą z dłońmi
splecionymi poniżej piersi. Zasnęła trzymając w dłoniach lśniące, ciemnobrązowe
skrzypce i smyczek... Wyglądała jakby przed chwilą skończyła grać i padła ze
zmęczenia... Czarne, długie włosy falowały wokół jej twarzy z jakąś elegancką
nonszalancją. W blasku księżyca jej skóra była blada, wręcz przeźroczysta.
Kontrast pomiędzy bielą jej ciała a czarno-czerwoną sukienką, był nienaturalnie
wyraźny... a mimo to Księżyc nie marzył o niczym innym jak tylko o tym, by w swej
niemej wędrówce po niebie dostać się do ust dziewczyny i złożyć na nich
niebiański pocałunek.
O czym śni ta młoda, ubrana w czerń kobieta, ze skrzypcami na piersiach? Co
może ją odwiedzać w najgłębszych czeluściach snów? Kogo widzi? Z kim
rozmawia? Dla kogo gra? A może przed czymś ucieka? Może to nie jest dobry sen,
mimo, że leży tak spokojnie, bez ruchu...
A może widzi las nocą? Może czuje ból i słyszy własny głos błagający o skrócenie
męki... może... może... Czy te pytania mają w ogóle sens? Ale jeśli nie, to co o tym
myśleć?
Leżąca bez ruchu, blada, w sukni, niczym w żałobie... po sobie samej.
-2-
Jasne światło spowiło jej powieki, czuła ciepło i czyjąś bliską obecność.
Było jej tak dobrze, nie miała najmniejszej ochoty otwierać oczu. Leżała sobie
wygodnie na miękkim posłaniu, czuła pod głową małą poduszkę "Pewnie znowu
Danuta była tutaj w nocy". Ten zapach... czy to lilie? Muzyka? Śpiew? Co się
dzieje?
- Anno...
To był tak cudowny głos... męski... ale taki jednocześnie nieludzki. Czyżby wczoraj
wypiła o jedną lampkę wina za dużo?
- Anno, obudź się.
"Nie, nie chcę się budzić jeżeli jesteś tylko wytworem mojej wyobraźni". Poczuła
gorącą dłoń na swoim nagim ramieniu.
- Anno, już pora...
- Jeszcze kilka minut… - wyszeptała na wpółprzytomna.
Nagle dźwięk się wyostrzył... ta muzyka, czy to organy? Ale... co się dzieje?
Powoli otworzyła oczy. Obraz miała zamazany, oślepiało ją ostre światło.
Uświadomiła sobie, że leży w swojej ulubionej sukience, w której występowała na
specjalnych koncertach... Czemu, do licha trzyma w dłoniach skrzypce? Chyba
jednak wypiła za dużo...
- Anno, to już nie sen... - Za wszelką cenę chciała poznać właściciela tego
głębokiego, cudownego głosu. W końcu jej oczy oswoiły się z dziwnym blaskiem, a
to co zobaczyła sprawiło, że krzyknęła głośno, momentalnie siadając.
Rozejrzała się. Tak, to nie było złudzenie. Była tu... dokładnie tu! W kościele pod
wezwaniem
św. Dyzmy.
Spojrzawszy w prawo ujrzała jasny ołtarz, a za nim księdza Bonifacego. Proboszcz
coś mówił, ale słyszała niewyraźnie, jak przez ścianę, jego głos był przytłumiony.
Po jego obu stronach widziała ministrantów, ubranych w jednakowe szaty, ze
spuszczonymi głowami. Jeden z chłopców, ze skośnie ściętą grzywką, był
zaaferowany wyrywaniem skrzydełek wielkiej muchy, dostrzegła to nadzwyczaj
wyraźnie... Spojrzała w lewo i zaparło jej dech w piersiach.
W nawach siedzieli ludzie... znajomi, przyjaciele, krewni, najbliższa rodzina...
wszyscy odziani w czerń, głęboką lub wyblakłą... Każda z siedzących tam osób
miała w rękach czarną książeczkę i zdawała się być zagłębiona w modlitwie. Anna
dostrzegła swoją ciotkę, Urszulę chlipiącą cicho i co chwilę ocierającą oczy
jedwabną chusteczką.
Nie mogła w to uwierzyć.... nie, to chyba sen, w najgorszym wypadku jakiś okrutny
żart... pewnie Grzegorz znów coś wymyślił...
Ale nie, to nie był sen, ani żart. Była tu, przed ołtarzem. Siedziała w bogatej
trumnie wykonanej z ciemnego drewna, otoczona swoimi ulubionymi kwiatami,
których zapach był teraz tak bardzo ostry. Przed sobą miała ludzi, którzy opłakują
jej odejście...
"Ale przecież właśnie się podniosłam! Hej, przestańcie płakać! Obudziłam się!"
- Nie.
Anna spojrzała w stronę skąd dobiegł ją tajemniczy głos.
- Ale i tak... Obudziłaś się wreszcie ze snu, jakim było życie Anno.
Czy to możliwe? Miała przed sobą mężczyznę o najjaśniejszych oczach jakie w
życiu widziała, najjaśniejszych włosach i skórze. Miał na sobie białą szatę, która
jednak zdawała się mienić wszystkimi kolorami tęczy... i... tak... to był
niezaprzeczalny fakt... mężczyzna ten miał skrzydła. Potężne szare skrzydła, które
wypełniały całą przestrzeń bocznego ołtarza.
Uśmiechał się, lecz nie był to zwykły uśmiech. Nie wyrażał nim bowiem sympatii...
to było raczej coś głębszego, coś czego nie potrafiła w żaden sposób pojąć.
Wyciągnął do niej rękę i pomimo odległości poczuła jak jakaś niewidzialna siła
ciągnie ją w jego stronę. Sama nie wiedziała jak i kiedy stanęła obok trumny
patrząc prosto w jaskrawe oczy anioła. Była przerażona. Czuła, że... ale czy to
możliwe, żeby była w stanie czuć cokolwiek? Przecież nie żyje. A mimo to
odczuwała lęk, jakiego nie zaznała nigdy w życiu.
Anioł skiną głową czytając w jej myślach. Odwróciła się i spojrzała do wnętrza
trumny, na śpiącą wiecznym snem Annę. Na jej sino-bladą twarz, na skrzypce
spoczywające na piersiach....
Skrzypce... jej życie, jej pasja i miłość. Spuściła wzrok na trzymany w dłoni
instrument. Już nigdy na nich nie zagra... to koniec.
Uniosła twarz spoglądając na tłum ludzi, który zapełnił wnętrze parafialnego
kościoła.
- Chcesz ich zobaczyć po raz ostatni? Chcesz usłyszeć ich głosy? - na jej nagim
ramieniu spoczęła gorąca dłoń anioła.
- Tak.
W tym momencie dźwięk się wyostrzył. Teraz wyraźnie słyszała głos proboszcza,
który wygłaszał kazanie:
- Życie ludzkie jest jak trzcina....
Anna obeszła trumnę, zeszła po trzech stopniach, które prowadziły do głównego
ołtarza i ruszyła między dwoma rzędami ławek.
- ... kiedy wiatr zawieje, trzcina się wygina, tak samo dzieje się z ludzkim życiem...
W pierwszym rzędzie siedzieli jej rodzice i bliscy krewni. Matka i ojciec patrzyli
pustymi oczami przed siebie. Dziewczyna stanęła przed swoją ukochaną
rodzicielką, wyciągnęła ku niej dłoń gładząc ją lekko po policzku. Zobaczyła jak
kobieta wzdrygnęła się pod wpływem jej dotyku. Cofnęła pośpiesznie rękę, czując,
że łzy spływają jej po policzkach.
Nie odważyła się dotknąć ojca, który zacisną dłonie na czarnej książeczce. Obok
niego siedziała Natasza, jej siostra. Wyglądała na znudzoną tym całym
wydarzeniem. Swoją obojętność maskowała doskonale bolesną miną.
Dalej wuj Tomasz i ciotka Karola. Stryj Stanisław stary pijak, który nawet teraz
nie grzeszył trzeźwością. Jego oczy migotały w blasku świeczników, a nos miał
barwę purpury. Kiedy przechodziła obok niego mogłaby przysiąc, że poczuła
znajomy zapach wybornego wina, którego nie brakowało w ich piwnicy.
Marianna, sąsiadka z naprzeciwka, jej mąż Rafał, farmaceuta z zawodu. Obok
nich panna Leonia, nauczycielka włoskiego, hydraulik Marian. Zapłakana ciotka
Daniela i jej dwie rozpieszczone do granic możliwości córki: Sylwia i Aleksandra.
Za nimi zobaczyła swojego rzecznika, Floriana, jak zwykle z zaciętą miną i jak
zwykle w tym samy czarnym, pręgowanym garniturze.
Doszła prawie do połowy... odwróciła się w prawo. Z tej strony ujrzała swoją
nauczycielkę, która dawała jej pierwsze lekcje gry na skrzypcach, panią Danusię.
- ... jak krótkie było życie tej dziewczyny. Bóg wezwał ją do siebie, posłał by
zerwano dla niego kolejną trzcinę...
Ile tu osób... nie sądziła, że aż tylu ludzi obchodzi jej śmierć. Brat cioci Zeni,
Anatol szlochał w ramię jakiegoś dumnie wyprostowanego mężczyzny, którego
zobaczyła po raz pierwszy.
Byli tu chyba wszyscy mieszkańcy miasteczka, znajomi, nieznajomi, przyjaciele i
wrogowie.
- Pamiętajmy, że życie jest kruche i łamliwe....
Między ludźmi w końcu dojrzała tego, którego chciała zobaczyć najbardziej... tego
którego kochała najbardziej...
- Grzegorz... - szepnęła i urwała. Zalała ją fala dotkliwego zimna.
Obok jej narzeczonego siedziała jej najlepsza przyjaciółka, Alicja... szeptała coś
do ucha mężczyźnie, którego Anna kochała ponad wszystko.
Anna miała wrażenie, że zaczyna spadać w jakąś otchłań... ich dłonie były
splecione, zupełnie tak, jakby... nie, nie była w stanie dokończyć tej myśli.
Gwałtownie odwróciła się w stronę wyjścia.
W przedsionku kogoś dostrzega. Powoli podeszła w tę stronę. Zatrzymała się tuż
obok kolumny podtrzymującej balkon, na którym znajdowały się organy i kilka
ławek.
Serce ścisnęło się jej na widok tego co ujrzała.
To był Michał. Jak zwykle rozczochrany... w czarnym garniturze i z koszulą
wyciągniętą na wierzch spodni. W dłoni trzymał białą różę... a więc pamiętał.
Sama myśl o tym przyprawiła ją o dreszcze.
„...Kiedy umrę, chciałabym, żeby chociaż jedna osoba położyła na moim grobie
białą różę, której płatki zabarwiłaby krew...”
Patrzyła ze zgrozą jak mężczyzna zaciska dłoń na łodydze kwiatu, pokrytej ostrymi
kolcami, a potem nakrył zranioną dłonią śnieżnobiałe płatki, które nasiąknęły
purpurą nadzwyczaj szybko.
„Mogę to dla ciebie zrobić.”
„Ty?”
„Nie śmiej się ze mnie.”
„Wybacz, ale ty nie możesz dla mnie zrobić niczego, nie potrzebuję cię.”
„Nie mów tak.”
„Mogę mówić co chcę.”
„Dlaczego nie liczysz się z uczuciami innych?”
„Nie muszę się liczyć z twoimi uczuciami...”
Pocałował ją wtedy, a ona go uderzyła i kazała mu nigdy więcej się do siebie nie
zbliżać. A teraz pamiętał o tym, co mówiła. Pamiętał... choć Grzegorz już o niej
zapomniał...
- Śmierć zaskakuje nas w najmniej spodziewanej chwili i nigdy nie jesteśmy na nią
dostatecznie dobrze przygotowani. Zawsze zostanie ktoś, komu nie zdążyliśmy
czegoś powiedzieć, za coś przeprosić, czegoś wyznać. Chociaż Pan zawsze nam
powtarza: nie znacie dnia ani godziny... - głos księdza wydał jej się przesadnie
grzeczny i łagodny, zupełnie jakby wiedział, co ona teraz przeżywa i chciał jej tym
dać do zrozumienia, że głęboko się nią brzydzi.
Każdy oddech przychodził jej z wielkim trudem, pomimo, że była duchem, miała
wrażenie, że jeszcze chwila i udusi się z powodu ciężaru jaki się na nią nagle
zwalił.
Wyciągnęła dłoń w kierunku Michała, który nadal zaciskał w krwawiącej dłoni
kwiat róży. Niepewnie zrobiła krok w jego kierunku, potem drugi.
W kościele zrobiło się głośniej. Organista uderzył w klawisze i usłyszała melodię
dobrze znanej pieśni religijnej. Ksiądz skończył kazanie... jeszcze chwila... jedna,
krótka chwila i na zawsze zostanie oddana Matce Ziemi.
Serce tłukło się w niej, jakby gorąco pragnęło wydostać się z niej zanim to
nastąpi. Po twarzy spływały jej łzy, zostawiając za sobą błyszczące ślady. Kiedy w
ławkach ludzie podnieśli się z miejsc, przygotowując się do eucharystii, ona
podeszła do Michała na tyle blisko, że mogła dotknąć jego ramienia.
Powoli uniosła głowę. Musiała mu spojrzeć prosto w oczy. Musiała, ale bała się...
Boże, tak strasznie się bała tego, co może w nich zobaczyć...
Złość... nienawiść... może nawet radość pomieszaną z satysfakcją...
Jego ciemne oczy błyszczały w półmroku przedsionka, a to, co z nich wyczytała
sprawiło, że skrzypce wypadły jej z dłoni.
Dlaczego nigdy tego nie widziała? Dlaczego nie chciała tego widzieć?
- Gdybym miała jeszcze jedną szansę... - szepnęła do niego, pomimo, że i tak nie
słyszał niczego, prócz głosu kapłana i melodyjnych odpowiedzi wiernych. - Boże,
gdybym mogła przeżyć swoje życie od nowa... - dotknęła swą zimną dłonią jego
policzka. Zamknął oczy, wyczuła, że się lekko wzdrygnął. Nic ją to nie obchodziło,
jedyne czego teraz chciała, to, to, żeby on jej wybaczył, żeby zawsze o niej
pamiętał i żeby z jego oczu zniknął ten okropny wyraz bólu.
Objęła go za szyję, chciała, by ją poczuł, żeby wiedział, że ona tu jest i wszystko
widzi... Kiedy zadrżał pod wpływem nagłego chłodu, tylko wzmocniła uścisk i z
twarzą przy jego szyi powiedziała:
- Przepraszam... wybacz mi, proszę... Nie chciałam cię ranić... nigdy.
Zabrzmiała kolejna pieśń, Michał odwrócił się i wyszedł z kościoła. Patrzyła za
nim, po czym zwróciła się ku ołtarzowi i podeszła do trumny, by jeszcze raz ujrzeć
samą siebie, zimną i martwą.
- Czy mogę już nic nie czuć? Nic nie widzieć i słyszeć? - zapytała, gdy wyczuła za
sobą Anioła.
- Jeszcze nie. Najpierw musisz zrozumieć.
- Co?
- Jeszcze niczego nie zauważyłaś?
Spuściła twarz w dół. Nie była pewna, o co mu chodzi, ale bała się, że prawda
okaże się bardzo bolesna.
- Zaraz będzie po wszystkim...
- Tak. - Jeszcze nigdy niczego nie była tak pewna, jak teraz tego, że zaraz będzie
po wszystkim. Pozbędą się jej, raz na zawsze...
Nie mogła dłużej czekać tu w kościele, gdzie zrobiło się duszno od zapachu lilii, a
dźwięk organ stał się boleśnie nieznośny. Podciągnęła sukienkę i pobiegła między
nawami w stronę wyjścia
-3-
Niemal wszyscy, zaskoczeni odwrócili się w tę stronę, kiedy wrota
kościoła nagle otworzyły się, zupełnie jakby sam wiatr chciał uczestniczyć w tym
smutnym przedstawieniu. Nikt z nich nie widział biegnącej dziewczyny, nikt nie
słyszał jak dopadła drzwi i jak z niemałym wysiłkiem pociągnęła je, żeby się
otwarły.
Plac przed świątynią zalewał słoneczny blask. Anna zatrzymała się dopiero na
ostatnim stopniu kilku schodów prowadzących do wejścia.
Drzewa cicho szumiały. Przy bramie stało czterech mężczyzn ubranych w
eleganckie, identyczne czarne garnitury. Wiedziała kim są, to oni dwa miesiące
temu zajmowali się pogrzebem ciotki Matyldy.
Ten sam karawan, ci sami ludzie i zwyczaje. Rozmawiali o czymś. Kiedy podeszła
bliżej zrozumiała, że mówili o niej. Zamarła, czuła się bardzo, bardzo brudna...
nędzna... zła.
- ... diabeł o twarzy anioła. - Stwierdził jeden z nich, wysoki i chudy, z gładko
zaczesanymi, blond włosami.
- Tak. Mówili, że była okropnie kapryśna i nieznośna. Zwłaszcza, kiedy coś nie
szło po jej myśli. - Dodał drugi, bardziej barczysty i mocniej zbudowany od
poprzednika.
- Gwiazda. - Prychną trzeci, rudowłosy, z równo przystrzyżonym wąsem. - Chętnie
rozwaliłbym jej te skrzypce na głowie, gdybym mógł...
Czwarty zagwizdał przeciągle.
- No wiesz, Tadek, to nieładnie, ona już nie żyje.
- Jakoś niespecjalnie mi jej szkoda. Połowa ludzi wreszcie odetchnie, kiedy nie
będzie już narażona na wieczne cudowanie panny Anny.
Dziewczyna zacisnęła dłonie w pięści. To niesprawiedliwe... podłe...
Coś sobie przypomniała.
Kiedy była zmęczona, a Danuta zajmowała się pracą w kuchni, nawrzeszczała na
nią, że pierwsze, co powinna była zrobić to zapytać ją, czy sobie czegoś nie życzy.
Boże Narodzenie... rozbiła wtedy rzeźbę, którą własnoręcznie zrobiła dla niej
Natasza.
Wieczne kłótnie ze swoim opiekunem i rzecznikiem.
Brak wolnego czasu dla Grzegorza.
Pojedyncze, obraźliwe i bolesne uwagi dla każdego, kto ją zdenerwował.
Czy to możliwe, że była aż tak samolubna i dziecinna. Czy była aż takim
potworem?
Przed oczami stanął jej obraz Michała zaciskającego dłoń na białych płatkach
róży. A potem w pamięci usłyszała jego ciepły głos:
"Kiedy wszystko się skończy, kiedy wszyscy odejdą i zostaniesz sama, zrozumiesz,
że ranienie innych jest czasem gorsze od całkowitej śmierci. Mimo wszystko
zawsze możesz do mnie przyjść i zapytać, czy jeszcze żyję, bo nie masz gdzie iść."
Nie rozumiała wtedy tego, co powiedział. Jak zwykle roześmiała się i wymyśliła
jakąś złośliwą odpowiedź.
Objęła się ramionami. Czy tak będą ją pamiętać? Podła, wstrętna czarownica... i
żadnej dobrej myśli? Żadnego wspomnienia, które wywołałoby uśmiech na
twarzy?
To nie możliwe.
Mężczyźni szybkim krokiem ruszyli w stronę kościoła. Czuła, że klepsydra niemal
już przepuściła cały piasek na sam dół. Ale wkrótce nawet te kilka ostatnich,
drobnych ziarenek przeciśnie się przez szparę i wtedy ona stanie się tylko
marmurowym pomnikiem na przykościelnym cmentarzu.
Powoli wyszła na drogę prowadzącą do miejsca jej wiecznego spoczynku. Mijała
kamienne nagrobki, krzyże w lepszym i gorszym stanie. Nadzwyczaj wyraźnie
widziała każdy chwast porastający najstarsze mogiły. Bez trudu potrafiła sobie
wyobrazić gnijące ciała, biel kości, a nawet odór rozkładających się mięśni i
wnętrzności, kryjących się pod warstwą ziemi.
"Ze mną będzie tak samo. Zgniję... zasługuję na to."
Doszła do miejsce, gdzie sama miała odtąd stać się częścią cmentarnego życia.
Michał już tu był i spoglądał w czarną otchłań. To tutaj wrzucą jej ciało zamknięte
w dębowej trumnie.
Obejrzała się przez ramię na kościół. Drzwi się tworzyły i ujrzała księdza z
ministrantami, a za nimi cztery postacie dźwigające na swych barkach trumnę. To
już koniec...
"Long ago
just like the hearse you died to get in again
We are so far from you"
- Ale dlaczego... dlaczego ja?
- Ponieważ czasem tylko tak można zrozumieć.
Anioł znów był obok niej. Ujął jej twarz w swoje ciepłe dłonie, tak by patrzyła mu
w oczy.
- Rozumiesz już, prawda? Rozumiesz, że takie życie może prowadzić tylko w dół. -
wstrzymała oddech. Poczuła paniczny strach. Do teraz o tym nie pomyślała, ale
skoro istnieje niebo i anioły, to z całą pewnością istnieje piekło, a wraz z nim
demony... diabły. - W tę noc, kiedy rozbiłaś się na drodze prowadzącej przez las,
przejeżdżał tamtędy Grzegorz... - czuła, że nie chce tego słuchać. Zamknęła oczy.
"Burning on just like a match you strike to incinerate
the lives of everyone you know
And what's the worst you take
from every heart you break
And like a blade you stain
Well I've been holding on tonight"
Zmusił ją, by je otworzyła. Pragnęła, żeby niczego nie mówił, ale nie posłuchał jej
myśli.
- On tam był, Anno. Widział twój samochód. Wiedział, że to ty. Ale nie zrobił nic,
by ci pomóc. Nie zatrzymał się...
- Nie... - szepnęła.
- To, co zrobił zostanie mu przypomniane, ale pokazuje jak mocno chciał się od
ciebie uwolnić.
- Ale przecież ja go nie zatrzymywałam. Mógł odejść... oni wszyscy mogli...
Wtedy zostałaby sama… prawdopodobnie nigdy nie skorzystałaby z pomocy
ofiarowanej jej przez Michała. Dumna czekałaby samotnie na to, co przyniesie
nowy dzień.
Jak bardzo była głupia i naiwna, nie chcąc widzieć tego, że miłość Grzegorza była
udawana, odrzucała czyste uczucie Michała.
"What's the worst that I could say?
Things are better if I stay
So long and goodnight
So long not goodnight"
Trumna, a wraz z nią tłumy ludzi, dotarli na miejsce. Zaczęła się
właściwa ceremonia pogrzebowa. Wszyscy wokoło szeptali, Anna miała wrażenie,
że są to złowieszcze szepty. Że każdy odpowiada jej w ten sposób za wszystkie
nieprzyjemne słowa jakimi go obdarzyła.
Trumna powoli została opuszczona w dół czarnej dziury, przy akompaniamencie
monotonnej przemowy proboszcza i cichych szmerów żałobników, szeleście ich
strojów i szumie drzew.
Wydawało jej się, że ma wszystko, a tak naprawdę nie miała nic.
"Came a time
when every star fall brought you to tears again
We are the very hurt you sold
And what's the worst you take
from every heart you break
And like a blade you stain
Well I've been holding on tonight"
Było jej już wszystko jedno, co się z nią teraz stanie. Pustka jaka ją ogarnęła była
sto razy gorsza do piekła i demonów, jakich spodziewała się niedługo ujrzeć.
- Nie pójdziesz do piekła.
Spojrzała ponad dołem na Anioła, który stał tuż za Michałem.
- Są ludzie, którzy w ciebie wierzyli i widzieli w tobie dobro. Byłaś dla nich jasnym
promieniem na ich ciemnych ścieżkach. Darzyli cię zaufaniem i chcieli ci
pomagać, bo uważali, że byłaś tego warta. Kochali cię... - spojrzał na Michała.
Anna też na niego spojrzała. Mężczyzna w tej chwili upuścił róże na wieko trumny.
Tego było dla niej za wiele. Upuszczając kwiat, miała wrażenie, że pozwala jej
odejść. Pozwala zasnąć na całe wieki nie mówiąc nawet: "dobranoc".
"And if you carry on this way
Things are better if I stay
So long and goodnight
So long not goodnight"
- Możesz iść. - Anioł rozłożył swoje szare skrzydła.
- Dokąd?
- Do nikąd.
- Ale...
- Jesteś przeklętą duszą, która zasługuje na karę. Brama nieba długo pozostanie
dla ciebie zamknięta. Ale nie pochłoną cię też ognie piekielne.
Po tych słowach wzbił się w powietrze. Wiatr zawiał z większą siłą, sprawiając, że
drzewa zatrzeszczały pod wpływem jego naporu.
Ludzie, pośród których stała, mówili coraz głośniej. Nie zawsze były to słowa
pełne żalu i smutku, zdarzały się nawet uśmiechy. Grzegorz i Alicja prawie nie
ukrywali tego, co do siebie czuli.
„Zostawił mnie... Żebym umarła, żeby się uwolnić... żeby wszystkich uwolnić...”
Ostatni raz spojrzała na Michał, który powoli oddalał się od żałobników.
Zgarbiony, z głową między ramionami i dłońmi w kieszeniach spodni, nie słuchał
księdza, ani reszty wiernych:
- Wieczny odpoczynek racz jej dać Panie, a światłość wiekuista niechaj jej świeci.
Niech odpoczywa w pokoju wiecznym...
- Amen. - Powiedziała nie spuszczając z niego wzroku.
- Amen. - Zawtórowali jej pozostali.
"Can you hear me?
Are you near me?
Can we pretend to leave and then
We'll meet again
When both our cars collide?"
Poszła w przeciwną stronę. Nie chciała zostać do końca i przyglądać się kiedy
będą zasypywać ją grudami ziemi, a potem kłaść wieńce i kwiaty na nasypie. Nie
chciała iść za Michałem, to by tylko wszystko utrudniło.
Na betonowej ławce przy kościelnym parku leżały skrzypce, te które upuściła w
świątyni. Wzięła je, czując, że łzy znów napływają jej do oczu.
Szła. Nie wiedziała dokąd, ani po co. Przez miasteczko. Przez las. Kolejne miasto.
Szła i grała, a każda nuta zostawiała bolesny ślad na jej sercu. Szła przez łąkę i
wąwóz.
Nawet nie zauważyła, że jej suknia przemieniła się w podartą szatę, zupełnie jakby
błąkała się po świecie już kilka lat.
Dźwięk skrzypiec był czysty i przepełniony smutkiem. Słyszały go ptaki i drzewa,
kamienie i kwiaty. Anna zobojętniała na wszystko. Pozostała w niej tylko nadzieja,
że któregoś dnia zdoła naprawić wszystko to, co zniszczyła.
Słońce schowało swój ostatni promień za horyzontem, kiedy samotna dusza
skrzypaczki stanęła na kamiennym klifie. Dziewczyna odjęła instrument od szyi i
zapatrzyła się w szare, wzburzone morze. Nie wiedziała, co teraz z nią będzie.
Powoli zeszła po kamienistym zboczu, aż dotarła do podnóża klifu, gdzie lodowata,
szara woda obmyła jej stopy.
Upuściła skrzypce. Zrobiła krok w stronę morskiej głębiny, potem drugi. Czuła jak
fale rozbijają się o jej ciało...
Ale przecież ona nie ma już ciała.
"Myślałam, że mam wszystko, że moje życie to definicja szczęścia. Myślałam, że
jestem kimś wyjątkowym, bez większych wad. Stworzona by odnosić same sukcesy.
A tymczasem jestem nikim... po prostu nikim"
W tej samej chwili, kiedy o tym pomyślała, stała się częścią morza pełnego
tajemnic życia i śmierci.
„Nim zamienię się w kamień
rozrzucę na wiatr
moje listy z wierszami
moją wiarę i czas
Nim zamienię się w kamień
wykrzyczę do gwiazd
że nikogo z nas nie minie strach”
KONIEC
(Opowiadanie powstało dzięki inspiracji utworkiem mojego ukochanego zespołu -
My Chemical Romance- którego to fragmęty posłużyły również jako wstawki)
dziękuję za uwagę
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
Bluetab template design by FF8Jake of FFD
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|