Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tuśka
Nerka
Dołączył: 25 Lut 2006
Posty: 53
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6 Skąd: Z ukrycia i cienia
|
Wysłany: Nie 9:30, 14 Maj 2006 Temat postu: Co za życie |
|
|
No i co ja mogę tu napisać? No nic, tylko tyle, że to taki przerywnik w pisaniu "Groty" na którą nie mam czasu i weny jak na razie. To coś, powstało dawno temu. Dodam, że fabulę wymyśliła my sister Ewśka.
No tak to wygląda więc nie pozostaje mi nic innego, jak rzyczyś miłej lekturki.
Emilia Wokulska nigdy nie była typową dziewczyną. Kiedy była mała zawsze chodziła umorusana. Różniła się od innych dzieci tym, że gdy zwykłe dziecko zobaczyło żabę, to tylko ją zobaczyło, natomiast Majka zaraz brała ją do rąk i z sercem pełnym zapału hodowała. Poza tym lubiła towarzystwo chłopców, gdyż mieli zawsze zwariowane pomysły. Uwielbiała grać z nimi w kosza; nie ma to jak porządny mecz, po całodniowym przesiadywaniu w szkole.
Teraz kończyła liceum, trzecia klasa, ale nie było tego po niej widać. Była dość niska i szczupła. Twarz nie nabrała jeszcze kobiecego wyrazu. Zielone oczy, mały nos i wąskie usta sprawiały, że wyglądała raczej na piętnastolatkę, a nie na osobę, która za kilkanaście miesięcy skończy osiemnaście lat. Jej wiecznym utrapieniem były włosy, które kręciły się we wszystkie strony, tworząc grube spirale w miedzianym kolorze.
Wracając do spraw szkolnych… trzecia klasa liceum oznaczała koszmar siedzenia na dziewięciu lekcjach, przez całe czterdzieści pięć minut i kucie do matury. Już nie mogła się tego doczekać, wprost umierała ze zniecierpliwienia, kiedy o tym pomyślała miała ochotę się powiesić.
Teraz leżała tak bez celu w swoim obszernym pokoju na poddaszu, na łóżku, rozmyślając o swojej okrutnej przyszłości. Nagle usłyszała jak coś dużego zatrzymuje się blisko jej domu.
Westchnęła i wiedziona ciekawością dźwignęła się z łóżka, żeby sprawdzić co się dzieje. Podciągając lekko swoje jeansy, cudnie ozdobione wielgachną dziurą na kolanie, podeszła do okna. Po przeciwnej stronie ulicy, zaparkowała wielka ciężarówka z czerwonym napisem na przyczepie „Przewóz Mebli”.
„No tak będziemy mięli nowych sąsiadów”.
Jeszcze się dobrze nie wprowadzili, a już słyszała o nich dziwne rzeczy. Na przykład, że ich syn uwielbia się znęcać się nad zwierzętami; zwłaszcza nad psami.
„Boże kochany, chroń Fuksa przed tym mordercą zwierząt”, aż coś jej podskoczyło w żołądku na samą myśl.
Jeszcze raz zerknęła w dół. To był on, syn Bielskich. Z daleka nie wyglądał niegroźnie, czarne dłuższe włosy opadały mu na kark i oczy. Musiał być wysoki, a przynajmniej tak się jej wydawało. Teraz trzymał w rękach ogromne pudło, które oklejone było ze wszystkich stron brązową taśmy. Nagle uświadomiła sobie, że chłopak patrzy w jej stronę. Przerażona cofnęła się gwałtownie, aż uderzyła plecami o szafę.
W tym samym momencie do pokoju weszła jej matka, Krystyna Wokulski.
-Emila? – spojrzała w jej załzawione oczy. –Co się stało?
-Nic. – Odpowiedziała dziewczyna szybko ocierając oczy. –Po prostu mam dzisiaj pechowy dzień. To ta szafa ciągle mi się stawia. – Dodała z głupim uśmieszkiem.
-Ta szafa jest twoją słabością, nie możesz jej oddać. No chyba, że chcesz chodzić w gipsie.- Pani Wokulski również uśmiechnęła się głupio.
-Ha, ha, ha, bardzo śmieszne. Ale tak poważnie, co się stało? – zapytała Emilia, czochrając się po swoich, niesfornych, kręconych, rudych włosach.
-Powinniśmy zejść na dół, przywitać się z rodziną Bielskich. Sama rozumiesz, jako ich nowi sąsiedzi powinniśmy im trochę pomóc.
Dziewczyna po raz kolejny się przeraziła, zbyt wiele się o tej rodzinie nasłuchała. „Mamo, ty nic nie wiesz! Ich syn morduje zwierzęta! Matka mu pomaga, a ojciec kolekcjonuje papierki po lodach i wiesza je na ścianach!”, krzyczała w myślach, lecz na głos odpowiedziała:
-Jasne, nie ma sprawy. Masz rację. – O Jezu, zgodziła się tam iść! – Zaraz przyjdę.
-Dobrze się czujesz? Jesteś blada jak ściana. Może zostań w domu. – Matka przyglądała jej się ze zdziwieniem. Z pewnością musiała być niesamowicie wystraszona, skoro było to po niej widać. „Jest aż tak źle?”
-Mamo, to dobry pomysł… naprawdę nic mi nie jest. Zaraz zejdę. – nerwowo odgarnęła z oczu krótsze kosmyki włosów.
-Dobrze…- Krystyna odwróciła się i wyszła, zamykając za sobą drzwi.
Emilia usiadła na obrotowym krześle. „Spokojnie, tylko spokojnie. Mam tylko zejść na dół i przywitać się z nowymi sąsiadami. To wszystko.” Wstała, wzięła głęboki oddech, podwinęła rękawy swojej ulubionej, niebieskiej koszuli flanelowej i zeszła na dół. W jasnej, przytulnej kuchni nie było już nikogo, więc z duszą na ramieniu wyszła z domu i ruszyła w stronę ogromnej ciężarówki.
„Gdzie oni są?” myślała i znów ogarnęło ją przerażenie.
-Emi! Tu jesteśmy! – usłyszała głos swojej młodszej siostry, Beaty, która machała do niej jak opętana z ogródka będącego własnością państwa Bielskich.
Poszła w ich stronę, nie wiedziała dlaczego tak panikuje. „Uspokój się wreszcie!” Wściekała się sama na siebie.
-A to moja druga córa, Emilka. – Powiedział Tadeusz Wokulski, kiedy już do nich dotarła, i objął ją na chwilę. Emilia uśmiechnęła się blado. Nagle poczuła, że coś ociera się o jej nogę. Spojrzała w dół…
-Fuks, co ty tu robisz? – pies zaczął merdać ogonem. Kucnęła i podrapała go za uszami.
Obejrzała się za siebie i zobaczyła pana Bielskiego, który podawał kolejne wielkie pudło swojemu synowi.
-Kuba zanieś to do garażu. – Powiedział wręczając mu pakunek.
Emi nie zdążyła powstrzymać psa, który ruszył za chłopakiem.
-Fuks, wracaj! – zawołała za nim cicho. – Tam nie wolno!
W jej głowie zadzwonił ostrzegawczy dzwoneczek. Fuksior jest w niebezpieczeństwie. Rodzice zajęci byli rozmową z Bielskimi, a rodzeństwo, Damian i Beata najwyraźniej wrócili już do domu. Nie miała wyboru, musiała pobiec za swoim pupilem.
-Sam do nogi! Ty durny psie, wracaj tu! Tam nie… - Fuks wlazł do garażu.
-Och, nie… - jęknęła. Weszła do dużego pomieszczenia, zawalonego mnóstwem kartonów i sprzętów. W powietrzu unosił się zapach typowy dla starych garaży. Rozejrzała się uważnie, ale nigdzie nie mogła dojrzeć psa. Nagle w pomieszczeniu pojawił się Kuba, widocznie drzwi po prawej, łączyły garaż z domem.
Emi wstrzymała oddech. Chłopak z bliska wyglądał trochę inaczej. Tak tajemniczo… Jego czarne włosy prawie przysłaniały mu oczy, których barwy nie była w stanie odgadnąć. No i tak jak się jej wydawało był od niej wyższy o dobre piętnaście piętnaście centymetrów. Na dodatek ubrany był w czarne jeansy i czarną koszulę, co potęgowało w niej poczucie przerażenia. Ale to nie było aż tak istotne jak fakt, że w ramionach trzymał jej ulubieńca, który za wszelką cenę próbował go polizać.
-Fuks! – Emilia niemal wyrwała psa z rąk chłopaka, przytulając go do siebie. Uradowana psinka merdała ogonem jak szalona, próbując polizać teraz swoją właścicielkę.
Kuba obserwował jak dziewczyna broni się przed wyczynami psa.
-Fuksiu przestań. – Wybuchnęła w końcu śmiechem, stawiając go na ziemi. Teraz spojrzała na syna Bielskich. – Dzięki.
-Nie ma za co. Jakub – wyciągną do niej rękę. Emilia zamrugała ze zdziwienia spoglądając na chłopaka nieco nieufnie, ale zaraz doprowadziła się do porządku i uścisnęła mu dłoń.
-Emilia.
-Miło mi cię poznać, Emilio. – Uśmiechnął się do niej, a ona odwzajemniła uśmiech czując jak coś skręca jej się w żołądku.
Gapili się tak na siebie bez sensu. Żadne nie miało pojęcia jak zacząć rozmowę. W końcu Kuba otworzył usta chcąc coś najwyraźniej powiedzieć, ale nie dane mu było nawet zacząć, bo został wezwany przez ojca do dalszej pomocy.
-No cóż obowiązki wzywają. To na razie. – Machnął do niej ręką w pożegnalnym geście.
-Na razie. – Wykonała ten sam gest, po czym wpakowała ręce do kieszeni jeansów i opuściła garaż, kierując się w stronę domu.
Przed wejściem omal nie wlazła w swojego starszego brata, Damiana.
-Dziewczyno, bo się zabijesz. Zwolnij do sześćdziesięciu.
-Daruj sobie. – Przymknęła jedno oko, drugim patrząc krytycznie na swojego bądź, co bądź przystojnego braciszka. Zawsze śmiała się, że połowa szkolnych dziewcząt do niego wzdychała. Nawet teraz, kiedy już zakończył edukację w liceum, niektóre wypytywały ją o niego.
- I jasne! – wyszczerzył do niej zęby.
Pokręciła głową z politowaniem, minęła go i popędziła do siebie. Trzasnęła drzwiami i oparła się o nie.
„To nie prawda, o czym wszyscy mówią. To normalna rodzina, jak każda inna. W szkole chcieli mnie tylko wrobić, bo to moi sąsiedzi.”
* * *
Drugi tydzień szkoły zaczął się niezbyt ciekawie. Emila siedziała pod klasą ze swoimi najlepszymi przyjaciółmi; wszyscy byli w dość podłych nastrojach.
-Lekcja wychowawcza. Wyobrażacie to sobie? – zapytał Grzegorz Filipczak, zezując w stronę drzwi sali lekcyjnej.
-Niestety tak. – Odpowiedziała mu dość wysoka blondynka, najlepsza przyjaciółka Emi, Alicja Mateja. –Dzisiaj przecież mamy poznać tego nowego, jak mu tam było?
-Jakub Bielski. – Przypomniał Filip, który był jej chłopakiem.
-O patrzcie, to on. – Kiwną głową przysadzisty blondyn, Marek Okoń.
-Tylko do nas nie podchodź, nie chcemy się zarazić głupawką!
-Grzegorz! – szepnęła Emi. –Usłyszy cię!
-I właśnie o to chodzi. – Wzruszył ramionami piegowaty chłopak.
Kuba tylko na nich spojrzał i usiadł przy przeciwległej ścianie wyjmując z torby podręcznik biologii.
Emi ze wszystkich stron słyszała głupie uwagi na temat jej nowego sąsiada.
-Nie chcę tego czegoś w naszej klasie…
-Wygląda jak satanista…
-… morderca zwierząt…
Wszyscy mówili stosunkowo głośno. Dziewczyna była pewna, że Kuba wszystko słyszy.
-Gdzie ta Modlicha? Spóźnia się. – Emilia usłyszała za swoimi plecami głos Mateusza.
-O wilku mowa, właśnie nadchodzi… - zaśmiała się Ala.
Rzeczywiście w ich stronę sunęła ich wychowawczyni. Strasznie chuda, strasznie wysoka i strasznie blada. Brązowe włosy spięła jak zawsze wysoko w koka babuni. Jak zwykle patrzyła na nich z za swoich ogromniastych okularów, które nadawały jej twarzy wygląd modliszki. A żeby jeszcze bardziej przypominanie, zawsze ubierała się na zielono. Ogólnie była trochę szorstka i staromodna, ale nie była też najgorsza i klasa ją akceptowała.
-No nareszcie, a już myślałem, że porwali ją dla eksperymentów… - zachichotał Marek.
Wszyscy weszli do sali. Zapanował jeden wielki szum, kiedy wszyscy zabrali się do ściągania krzeseł z blatów stołów, a potem z niemniejszym łoskotem zwalali się na nie.
Emila zatkała sobie uszy, bo pani Sylwia już uderzała kluczem o blat swojego biurka, co doprowadzało ją do szału, gorzej niż cały harmider wokół niej.
-Cisza! No, co jest z wami?! – wszyscy prawie natychmiast umilkli. – Zachowujecie się jakbyście z zoo uciekli. No, ale nie marnujmy czasu. Chcę wam przedstawić Jakuba Bielskiego, który dołączy do naszej klasy.
Chłopak, który dotychczas stał w cieniu nauczycielki wyszedł nieco do przodu. Ubrany był na czarno, co w połączeniu z nietypową fryzurą faktycznie mógł uchodzić za satanistę. Dość przystojnego, jak już zdążyła zauważyć Emi, natychmiast karcąc się za takie myśli.
-Spodziewam się – kontynuowała Modlicha, – że będziecie dla niego mili, i że szybko się polubicie.
-O tak, na pewno. Kubusiu jak my cię lubimy. – Szepnął Grzesiek do Marka, który zachichotał bezczelnie.
Wzrok Jakuba padł na Emilię, która też na niego spojrzała. Zmieszana udałam, że upuściła długopis i schowała głowę pod ławkę.
-Dobrze, możesz usiąść. – Wychowawczyni wskazała Kubie wolne miejsce i chłopak usiadł w ostatniej ławce.
Do końca lekcji Modlicha zanudzała ich wykładem na temat matury i tym podobnych spraw. Emi położyła głowę na ławce, „O matko, skończ już.”. Chciało jej się spać. Zamknęła oczy. Nagle poczuła, że ktoś ją szturcha w ramię.
-Milka… uważaj… - szepnęła jej do ucha Alka.
-Wokulska, czy możesz powtórzyć to, o czym przed chwilą mówiłam? – pani Kotuń wpatrywała się w nią posępnie.
Emilia spojrzała zrozpaczona na Alicję, ale ta tylko wzruszyła ramionami, co oznaczało, że też nie słuchała.
-Emilio, chciałam cię poinformować, że wakacje już dawno się skończyły i może przestałabyś wreszcie sypiać na moich lekcjach?! – O tak, to nie był pierwszy raz, kiedy zasnęła podczas wywodów wychowawczyni.
-Przepraszam – Emilia patrzyła tępym wzrokiem we własną ławkę.
-Radzę mnie słuchać, bo jak przyjdzie, co, do czego, to nie będziecie niczego pamiętać. A ja nie zamierzam powtarzać tego pięćset razy. – Nauczycielka skrzyżowała swoje długie ręce na piersiach. – Proszę panno Wokulska, czy możesz powtórzyć moje słowa?
W tym momencie zabrzmiał dzwonek, oznajmiając wszem i wobec pięciominutową przerwę.
-Masz szczęście. Możecie wychodzić. – Powiedziawszy to, Modlicha zaczęła pakować papiery do swojej obszernej torebki.
-Brawo Milka, udało ci się wyprowadzić ją z równowagi już w drugim tygodniu szkoły. Punkt dla ciebie. – Zaśmiał się Grzegorz, obejmując ją w pasie i wyprowadzając na korytarz…
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Aton
upadły bożek słońca XD
Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 1382
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
|
Wysłany: Pią 11:12, 26 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Po pierwsze: nie lubię opowiadań o Polakach. I nie trzeba było przejmować się nazwiskami - gdy każdemu jakieś dopasowujesz, brzmi to trochę dziwnie.
Dalej: Miesza ci się narracja, raz w pierwszej osobie, raz trzeciej. Popraw to.
I ile miała miec lat bohaterka? 18? I wierzy w takie brednie o mordercach bezbronnych piesków? Jakaś ona strasznie dziecinna...
I przdstawianie nowego ucznia też tak raczej nie wygląda (zwykłe 'cześć, jestem X' pod klasą, a wychowawczyni jedynie mówi, że ma zostać po lekcji.)... No, ale może w twojej szkole tak jest...
W każdym razie - nie podobało mi się.
Może kolejne odcinki będą/byłyby ciekawsze, ale to opowiadanie raczej nie zachęciło mnie do czytania reszty twoich tekstów...
Rodzynek
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
Bluetab template design by FF8Jake of FFD
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|