Lily i Huncwoci
Idź do strony 1, 2  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Strona Główna -> Fick
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Neremi
Osiołek Matołek



Dołączył: 20 Lut 2006
Posty: 275
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: z Książki

PostWysłany: Pon 20:59, 27 Lut 2006    Temat postu: Lily i Huncwoci

Ech...Za namową Delf umieszczam tu opowiadanie o rodzicach Harrego P. i ich kumplach.Oryginała można znaleźć na [link widoczny dla zalogowanych] . A tu zamieszczam części
*1 września
*Niezwykłe wiadomości z sową w roli główniej
*Niezwykłe wiadomości z sową w roli główniej (część 2)

I dziekuje Delf za sprawdzenie błedów, ale jakby jeszcze jakieś były to mówcie:)
Miłego czytania Razz


1 września

Był ciepły, słoneczny dzień. Pierwszego września, jak zwykle troskliwe mamusie szykowały swe pociechy do szkół. W miasteczku Little Whining, przy ulicy Roselin Center 28 panowało „małe” zamieszanie…
Mieszkała tam na pierwszy rzut oka zwyczajna angielska rodzina. Bystrzejsi obserwatorzy mogli jednak spostrzec, że odbiega ona od przyjętych zasad normalności. Owiana była jakby sekretem, szczegółem, który czynił ją wyjątkową.
Chociaż gdyby zupełnie poznać rodzinę Evans’ów owa wyjątkowość położona była w nikim innym jak w jednej z córek - Lilyanne. Była to bardzo ładna dziewczyna o wyjątkowej i osobliwej urodzie. Jej rudokasztanowe włosy spływały delikatnie na ramiona, a w zielono-migdałowych oczach tańczyły wesołe iskierki. Z pozoru była to tylko dziewczyna o niezwykłej urodzie. Ale jak wiemy pozory mylą, a już na pewno w tym przypadku. Po prostu: Lilyanne Evans była czarownicą. Zaczynała właśnie piąty rok nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa – Hogwarcie.
Niestety, a może i na szczęście była ona wyjątkiem w tej rodzinie. Wyjątkiem, ale jakże miłym! Rodzice rudowłosej – państwo Clarissa i Mark Evans byli niezwykle dumni z faktu, iż mają w rodzinie czarownicę. Ba! Jest ona ich córką! Własną, rodzoną i prywatną córką. Duma rozpierała ich „nierozładowana”, gdyż nie mogli nikomu o tym fakcie powiedzieć – musieli utrzymać go w tajemnicy. Ale nie mogło być tak pięknie. W rodzinie tej była jeszcze jedna osoba, druga córka - Petunia. Nie przypominała i nie chciała przypominać swej siostry pod żadnym względem. O nie. Nie chciała się zniżać do jej poziomu.
Petunia była zupełnie inna, bardziej normalna. Była ona drobną blondynką o wielkich bladych oczach oraz wyjątkowo długiej szyi. Już dawno przestała skrywać niechęć do siostry. I pomyśleć, że wszystko mogło być inaczej… Mogło, gdyby nie pewna wizyta i list cztery lata temu…

Niezwykłe wiadomości z sową w roli głównej

Zbliżało się południe pierwszej soboty sierpnia. Pan Evans czytał gazetę w wygodnym fotelu, a jego żona krzątała się po kuchni jak to miała w zwyczaju. Lily i Petunia wyszły na dwór.
Z przedpokoju dobiegło skrzypnięcie, oznaczające pocztę. Clarissa udała się więc do przedpokoju po listy. Wracając przeglądała przesyłki. Były to: rachunki, ulotki reklamowe, kartka pocztowa od znajomych, dwa eleganckie listy w nieskazitelnie białych kopertach z nowej szkoły dziewczynek oraz gruba i ciężka koperta z żółtawego pergaminu. Adres wykaligrafowany był szmaragdowym atramentem. Nie było na niej znaczka ani nadawcy. Zamiast tego na odwrocie widniała pieczęć z jakimś herbem, który przedstawiał lwa, kruka, borsuka i węża wokół dużej litery H. Pani Evans wydała z siebie zduszony okrzyk. Odczuwała jakąś tajemniczą moc bijącą od owej koperty. Natychmiast udała się do salonu i drżącą ręką podała list mężowi. Ten przeczytał:

Pani L.Evans
Średnia sypialnia
Roselin Center 28
Little Whinging
Anglia

W pokoju zapadła cisza. Pan Evans spojrzał na żonę.

- Hm...Czemu mi to pokazujesz? Ten list jest do Lily...- powiedział.

- Tak...Ale...Ale czy nie wydaje Ci się on jakiś...dziwny? – odpowiedziała niepewnym głosem.

Mark zaczą się śmiać. Na początku i jemu przesyłka wydała się dziwna. Ale po namyśle stwierdził, że to tylko zwykły list. Postanowił uspokoić żonę. Wiedział przecież jak przejmowała się wszystkim.

- To na pewno jakaś koleżanka wysłała to naszej córce. Pojechała gdzieś na wycieczkę, długo się nie widziały, stęskniła się i wysłała list. To wszystko. Nie ma w tym nic dziwnego – tu spojrzał na żonę i widząc jej minę dodał – Dobrze. Koperta jest nieco oryginalna i tyle.

Pani Evans otworzyła usta chcąc podważyć teorię męża , lecz po chwili zrezygnowała z tego pomysłu i tylko patrzyła na męża zaniepokojonymi oczami.
W salonie ponownie zapadła cisza, lecz tym razem przerwał ją stukot, który po chwili umilkł, po to by odezwać się znowu. Małżonkowie popatrzyli zdziwieni po sobie i zaczęli się rozglądać w poszukiwaniu źródła hałasu. Nagle w pokoju rozległ się pisk Clarissy. Wyciągnęła rękę i pokazała okno. Mężczyzna spojrzał w tym kierunku i zobaczył...Sowę!!! Przetarł oczy będąc pewnym, że ma przewidzenia. Zamrugał jeszcze kilkakrotnie powiekami i jeszcze raz spojrzał na okno. Sowa nadal tam była. Ponadto do nóżki miała przywiązaną kopertę i nadal pukała dzióbkiem w szybę. Mark spojrzał na żonę, która zaniemówiła. Wstał więc i otworzył okno, a ptak wleciał do pokoju i usadowił się na poręczy krzesła i wyciągną nóżkę, do której był przywiązany list.
Clarissa opadała na fotel. Nie była w stanie niczego powiedzieć, czy zrobić. Nie ma się jej co dziwić – w końcu niewiele ludzi widziało sowę w biały dzień w mieście...!!! A w dodatku ta sowa przyniosła list!
Pan Evans również zszokowany był tymi odwiedzinami, lecz w przeciwieństwie do żony nadal myślał trzeźwo. Wyszedł więc z pokoju i po chwili wrócił do salonu niosąc w ręku miseczkę z wodą. Postawił naczynie na parapecie i odwiązał list.
Sowa odleciała na okno i zanurzyła dziobek w wodzie. Musiała przebyć daleką drogę - wyglądała na zmęczoną.
Koperta byłaby identyczna jak ta, która przed chwilą przyszła poczta, tyle że tamta była do Lily, a ta do jej rodziców.



Niezwykłe wiadomości z sową w roli głównej (część 2)


- Do kogo ten list? – spytała Clarissa widocznie nie wytrzymując ciszy i napięcia kłębiących się w pomieszczeniu. Nie próbowała tez ukrywać drżącego głosu.

- Do nas, to znaczy do mnie i do Ciebie. – odpowiedział jej mąż opanowanym głosem. – Przeczytasz go, czy ja mam to zrobić? – spytał.

- Nie. Może…Najpierw ty przeczytaj sam, a potem…Potem przeczytasz go mi i gdyby były tam jakieś…No wiesz…straszne informacje to… - Pani Evans Evans ledwością wymawiała słowa. Źle znosiła stres, a w dodatku była jeszcze wytrącona z równowagi przez pojawienie się sowy.

Spojrzała na parapet. Wpatrywały się w nią duże, brązowe ślepka. Ptak miał błyszczące, brązowe pióra i mały zakrzywiony dziobek. „Taaak…”- pomyślała kobieta – „To zwierzę jest piękne!” – zaczęła się oswajać z tym nietypowym listonoszem. Poczuła nagle ogromną chęć dotknięcia tych ślicznych piór. Już miała wstać, gdy dotarł do niej głos męża dochodzący jakby z daleka. Zamrugała kilka razy powiekami i potrząsnęła głową. Spojrzała na męża pytającymi oczami, ale ten mówił jakby do siebie trzymając nadal nie otwarty list w ręku. Po chwili odezwał się judo niej.

- Nie moja droga. To tylko list. Co może być niebezpiecznego liście? Poczta nie straszy…No, może czasem szokuje i tyle. Przeczytam na głos. –z każdym słowem ton jego głosu był coraz mniej pewny.

Prawie niewidocznie trzęsącą się ręką otworzył kopertę i wyjął z niej pierwsza kartkę…pergaminu! Zaczął czytać.

Drodzy państwo!

Mam przyjemność poinformowania państwa o tym, iż wasza córka, Lilyanne Evans ma zdolności magiczne. Około południa dziewczynka otrzyma list z Hogwartu, najlepszej Szkoły Magii i Czarodziejstwa na świecie. Tu przez siedem lat może rozwijać swe zdolności i umiejętności, aż do osiągnięcia pełnoletności – w świecie czarodzieji 17-stu lat. Mam nadzieję, że 1 września Lilyanne stawi się na peronie 9 i ¾. Najważniejsze informacje (gdzie można wymienić pieniądze, kupić potrzebne rzeczy, jak dostać się na ulice Pokątną i na peron) znajdziecie państwo w kopercie.

Z poważaniem
Minewra McGonagall
zastępca dyrektora


***

Rodzice Lily Evans byli ludźmi mocno stąpającymi po ziemi. Ojciec był odporny na stres i myślał i racjonalnie w niemalże każdej sytuacji. Matka była jego zupełnym przeciwieństwem – była kłębkiem nerwów. Wszystko, co było tajemnicze lub dziwne budziło w niej lęk. Przykładem zachowań tych ludzi jest ich reakcja na sowę, która przyniosła list. Mark zachował się tak, jakby sowy od zawsze roznosiły pocztę, mimo że widział tego ptaka „na żywo” po raz pierwszy. Clarissa natomiast o mało co nie zemdlała. Gdy tej kobiecie przyszło zetknąć się z czymś nienormalnym, najpierw mdlała i bała się, a gdy oswoiła się z taką informacją wydała jej się ona po prostu wspaniała. Nie trudno wyobrazić więc sobie reakcję tych ludzi na wiadomość o tym że istnieje świat magii, a w dodatku ich ukochana Lily jest czarownicą.

***

Clarissa wpatrywała się tępym wzrokiem wprost w oczy sowy. Gdy zaczęło do niej docierać, kim jest, albo raczej, kim ma być Lil zrobiło jej się słabo. Chwyciła gazetę, którą uprzednio czytał Mark i zaczęła się nią wachlować. Przez jej głowę przebiegła myśl „A co z Petunią?”, która zamieniła się w niepokój. Ale tym razem nerwy szybciej zamieniły się w zachwyt. „Moja Lily ma zostać czarownicą! To wspaniałe!!!”. Ale mimo to, ów niepokój pozostał, teraz zduszony przez radość.
W głowie Pana Evans’a również toczyła się burza myśli i uczuć. Znalazł wreszcie przyczynę utraty dużych ilości szklanek. Przecież zawsze, gdy któryś z członków jego rodziny był smutny, szczęśliwy, zły lub się czegoś bał jego żona robiła ciepłe kakao. I gdyby się dobrze zastanowić, to kubki właśnie dla Lily pękały z niewiadomych przyczyn…. „Taak… Ale jeśli to tylko jakiś głupi żart? Nie…to nie może być żart…Naprawdę istnieje świat magii i moja córeczka jest jego częścią!” – Pan Evans był zadowolony ze swego skojarzenia i znalezienia przyczyny straty szklanek. – „Co na to powie Lily? Pomyśli, że robimy jej jakiś kawał…Ma przecież takie ambitne plany na przyszłość… Chociaż z drugiej strony posiadanie umiejętności magicznych to nie byle co…Tak. Jestem pewny, że Lil się ucieszy… Hmm… I może tam, w tej szkole nauczy się panować nad tymi swoimi „umiejętnościami” i w domu nie będziemy już tracili takiej ilości naczyń…”

***

Popołudnie tego samego dnia

Kiedy Państwo Evans pogodzili się z nowa wiadomością, powrócili do swych normalnych zajęć. Clarissa szykowała podwieczorek, a Mark dalej czytał gazetę, co jakiś czas zerkając na sowę, która teraz siedziała na kominku. Wiedział z listu, ze czeka na odpowiedź, czy Lilyanne będzie się kształcić w tym…Jak mu tam…No…Hogwarcie.
W przedpokoju trzasnęły drzwi i dało się słyszeć uniesione głosy. Oznaczało to, że dziewczynki wróciły i że znowu się kłócą. Przez myśl Clarissy już drugi raz przemknęło sformułowanie „Co z Petunią?”, ale znikło tak szybko jak się pojawiło. Tymczasem dziewczyny umyły ręce i usiadły przy kuchennym stole. Nie wiedziały, że rodzice mają dla nich niespodziankę. Były na siebie obrażone, znowu się pokłóciły. Nigdy się za bardzo nie lubiły, ale nie było na to rady. Każdy musiał do tego przywyknąć i istotnie – kłótnie Lily i Petunii były już „elementem krajobrazu”, do którego każdy się przyzwyczaił.
Pani Evans podała podwieczorek i zawołała męża. Wszedł on do kuchni zamykając za sobą drzwi. Małżonkowie porozumieli się wzrokiem i stanęli przed córkami, które patrzyły na nich podejrzanie. Przestały jeść.

- Coś się stało? – zapytała, jak zwykle żądna wszelkich plotek, ciekawska Petunia.

Lily patrzyła tylko zaniepokojonym wzrokiem.

- Hm…Lily dostała list. – odpowiedział Mark, opanowanym głosem patrząc uważnie na córkę, a Clarissa podała jej list.
Dziewczyna wzięła kopertę, obejrzała dokładnie z każdej strony, a potem otworzyła. Wyjęła pergamin i zaczęła czytać.

HOGWART
SZKOŁA
MAGII i CZARODZIEJSTWA

Dyrektor: ALBUS DUMBLEDORE
(Order Merlina pierwszej Klasy, Wielki Czar., Gł. Mag,
Najwyższa Szycha, Międzynarodowa Konfed. Czarodziejów)

Szanowna Pani Evans,
Mamy przyjemność poinformowania Pani, że została Pani przyjęta do szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Dołączamy listę niezbędnych książek i wyposażenia.
Rok szkolny rozpoczyna się 1 września. Oczekujemy Pani sowy nie później niż 31 lipca.
Z wyrazami szacunku,


Minerwra McGonagal
zastępca dyrektora



Wyjęła kolejną kartkę:


HOGWART
SZKOŁA
MAGII i CZARODZIEJSTWA


UMUNDUROWANIE
Studenci pierwszego roku muszą mieć:
1.Trzy komplety szat roboczych (czarnych)
2.Jedną zwykłą szpiczastą tiarę dzienną (czarną)
3.Jedną parę rękawic ochronnych (ze smoczej skóry albo podobnego rodzaju)
4.Jeden płaszcz zimowy (czarny, zapinki srebrne)

UWAGA: wszystkie stroje uczniów powinny być zaopatrzone w naszywki z imieniem.


PODRĘCZNIKI
Wszyscy studenci powinni mieć po jednym egzemplarzu następujących dzieł:
Standardowa księga zaklęć (1 stopień) Mirandy Goshawk
Dzieje magii Bathildy Bagshot
Teoria magii Adalberta Wafflinga
Wprowadzenie do transmutacji (dla początkujących) Emerika Switcha
Tysiąc magicznych ziół i grzybów Phyllidy Spore
Magiczne wzory i napoje Arseniusa Jiggera
Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć Newta Scamandera
Ciemne moce: Poradnik samoobrony Quentina Trimble’a

POZOSTAŁE WYPOSARZENIE
1 różdżka
1 kociołek (cynowy, rozmiar 2)
1 zestaw szklanych lub kryształowych fiolek
1 teleskop
1 miedziana waga z odważnikami

Studenci mogą także mieć jedną sowę ALBO jednego kota, ALBO jedną ropuchę.

PRZYPOMINA SIĘ RODZICOM, ŻE STUDENTOM PIERWSZYCH LAT NIE ZEZWALA SIĘ NA POSIADANIE WŁASNYCH MIOTEŁ

Kiedy skończyła spojrzała na rodziców wielkimi oczami. Zaczęła się nerwowo śmiać. Kiedy przestała spojrzała na twarze rodziców – były całkowicie poważne.

- To jakiś żart przecież…prawda? – wyjąkała – Ciekawe tylko kto ma tak wybujałą wyobraźnię… - mamrotała coraz bardziej niepewnym głosem.

- To nie jest żart kochanie – odpowiedziała jej matka, a Petunia słysząc to drgnęła i odsunęła się jak najdalej tylko mogła odsiostry. – My również dostaliśmy list, który potwierdza te informacje.

- Ale mamo…To nie może być prawda. Widziałaś kiedyś sklep z różdżkami? Od kiedy to listy wysyła się sowami…Niby skąd mam wziąć sowę? – mówiła z lekko buntownicza miną rudowłosa.

Mark uśmiechną się tylko, podszedł do drzwi i otworzył je. Do kuchni wleciała sowa. Petunia podskoczyła, pisnęła i uciekła w najdalszy kąt kuchni odsuwając się od Lily i „tego fruwającego czegoś” jak myślała o ptaku. Lily patrzyła tylko na puszczyka z niedowierzaniem.

- Ten oto listonosz przyniósł nam list - powiedział tata i wręczył jej drugi list.

Zaczęła czytać o tym, ze ma magiczną moc, o peronie 9 i ¾ , o Ulicy Pokątnej, o Expresie Londyn – Hogwart i o samym Hogwarcie. Przez jej głowę przebiegało tysiąc myśli naraz.
„Jestem czarownicą. Mam jechać do szkoły, w której będę się uczyć zaklęć, eliksirów i innych takich przedmiotów. Mam kupić…Właśnie! Czy rodzice zgodzą się, żebym tam pojechała…? Miałam iść przecież do gimnazjum z internatem…razem z Petunią…Ech…”

- Czy…czy…ja…no…no bo…no…czy ja mogę…tam pojechać i się uczyć? – wyrzuciła z siebie zielonooka.

- Kochanie, jeżeli tego chcesz to my na pewno nie będziemy Ci tego zabraniać. – odpowiedziała jej mama. – Mamy w rodzinie czarownice! Och… Czyż to nie cudowne? Petunio zgodzisz się ze mną? – dodała jeszcze do blondynki kulącej się w kącie.

Teraz Petunia wyprostowała się, wyszła z kąta i prychnęła.

- Cudowne??? Chyba okropne…Czy wy nie wiecie co teraz będzie? Nie oglądaliście filmów ani bajek? Jak kupicie jej ten badyl… - zaczęła swój wywód – no…różdżkę – dodała widząc pytające miny rodziców – rodziców potem pozamienia was w jakieś myszy! – nie podobało jej się to, że jej siostra ma być czarownicą.

Lily wybuchnęła niekontrolowanym śmiechem. Była tak szczęśliwa! I Petunia w dodatku jak zwykle wymyślała jakieś swoje „bajeczki”. Rodzice, choć też mieli ochotę się roześmiać, ograniczyli się do szerokich uśmiechów.

- Och, kotku Lily na pewno nas w nic nie pozamienia… Niby dlaczego miała by to robić? – Mark starał się zwalczyć wybujałą wyobraźnię córki.

Lilyanne uśmiechnęła się promiennie i jeszcze raz zabrała się do czytania listu. Po chwili jednak przestała, wstała, podeszła do rodziców i uściskała ich najmocniej jak mogła.

- Ojej…Moja maleńka Lily czarownica… - rozklejała się Clarissa, po chwili jednak opanowała emocje – To ja zrobię kakao – i zajęła się przyrządzaniem napoju, czasem pociągając nosem i mamrocząc coś w stylu: „Mój kwiatuszek…Moja kochana Lilka…”.

- Lily powinnaś odpisać, że oczywiście pojedziesz do tego…eee… - zaczął Pan Evans – No….Jak się nazywa ten…No ta szkoła? – spytał córkę.

-Hogwart tatku – odpowiedziała.

- Phi…Też coś…maleńka, kochana Lily…Tez coś…Zobaczymy co powiedzą jak ta wiedźma nas w coś zamieni… - Petunia nadal była pewna swego – Róbcie co chcecie, ja idę do siebie. – I wyszła z kuchni.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Neremi
Osiołek Matołek



Dołączył: 20 Lut 2006
Posty: 275
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: z Książki

PostWysłany: Śro 12:24, 01 Mar 2006    Temat postu:

Zastanawiam się czy tego nie usunę...Delf to był zly pomysł żebt to tu umieszczać...to jest beznadziejne...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lily-vs-Potter
Kubuś Puchatek



Dołączył: 01 Mar 2006
Posty: 87
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Śro 14:48, 01 Mar 2006    Temat postu:

TO NIE JEST BEZNADZIEJNE!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Neremi
Osiołek Matołek



Dołączył: 20 Lut 2006
Posty: 275
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: z Książki

PostWysłany: Śro 17:30, 01 Mar 2006    Temat postu:

Naprawdę?Ale fajnie że chociaz jednej osobie się podoba Razz

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ślizgonka-Jessica
Kalosz



Dołączył: 06 Mar 2006
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Z daleka((;

PostWysłany: Pon 13:03, 06 Mar 2006    Temat postu:

To na pewno nie jest beznadziejne Razz
Moje jest o wiele gorsze ;]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lily-vs-Potter
Kubuś Puchatek



Dołączył: 01 Mar 2006
Posty: 87
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Czw 20:02, 09 Mar 2006    Temat postu:

Zapewniam Cię, że na pewno nie tylko jednej osobie podobają się Twoje opowiadnka!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Neremi
Osiołek Matołek



Dołączył: 20 Lut 2006
Posty: 275
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: z Książki

PostWysłany: Pon 14:25, 13 Mar 2006    Temat postu:

Ech...Jak to miłoSmile To chyba dodam kolejną cześćSmile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lily-vs-Potter
Kubuś Puchatek



Dołączył: 01 Mar 2006
Posty: 87
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Wto 8:25, 14 Mar 2006    Temat postu:

No jasne! Bierz się do robotki i pisaj kolejną część opowiadanka. No bo chyba nie chcesz żebyśmy tutaj Cię męczyli, co?Very Happy Zresztą tak jak na blogu, i tak jak tu. Twoje opowiadanka są serio genialne;)Very Happy Nawet treścią podobne troche;P

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Neremi
Osiołek Matołek



Dołączył: 20 Lut 2006
Posty: 275
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: z Książki

PostWysłany: Śro 18:06, 15 Mar 2006    Temat postu:

Dla informacji: Opowiadanie na [link widoczny dla zalogowanych] i to które jest zamieszczane tu, jest tym samym opowiadaniem:)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Delf
rogata Królowa piekła XD



Dołączył: 19 Lut 2006
Posty: 3586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Piotrków Trybunalski

PostWysłany: Śro 18:07, 15 Mar 2006    Temat postu:

Neruś? Kiedy dodasz tu kolejną część?
Hę?
No dodaj, bo uduszę ty placku jeden.
Pozdrawiam
Delf


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cissy
charłak



Dołączył: 15 Mar 2006
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Zadupie Śląskie

PostWysłany: Śro 18:12, 15 Mar 2006    Temat postu:

Temat obcykany, błędy dopatrzyłam, ale coś mi się w tym spodobało xD

Same pomysły nie wystarczają - trzeba ubarwić je opisami. A może na odwrót? Kij z tym Mad


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cissy
charłak



Dołączył: 15 Mar 2006
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Zadupie Śląskie

PostWysłany: Śro 19:07, 15 Mar 2006    Temat postu:

Według mnie każdy potrafi dobrze opisać daną sytuację - po prostu trzeba się przyłożyć i poprawiać po kilkadziesiąt razy notkę Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Neremi
Osiołek Matołek



Dołączył: 20 Lut 2006
Posty: 275
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: z Książki

PostWysłany: Pią 19:28, 17 Mar 2006    Temat postu:

No z tym poprawianiem to ja już dochodze do perfekcji.Bo ja sprawdzam 10 000 razy, jeszcze delf sprawdzi nie raz, i jeszcze czasem taki placek...A ze temat obcykany to wiem.
Dlatego piszę opowiadanie nie związane z HP.Ale jeszcze nigdzie nie publikowane:)
A Delf następną część dodam jak znajdę dyskietke...Bo zgubiłam...Smile


Dodaje kolejne powiedzmy...eee...3 części opowiadania.
*1 września-ciąg dalszy
*Podróż do domu
*Podróż do domu (część 3)

1 września-ciąg dalszy

Wyjaśnienie: Ta notka jest kontynuacją mojej pierwszej notki.Lily ma już piętnaście lat i właśnie wybiera się do Hogwartu.

****************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************

Od tej chwili Petunia znienawidziła swoją siostrę. Ale tylko ona myślała o niej per „wiedźma”. Rodzice faworyzowali Lilkę.
A wracając do zamieszania, które panowało w domu państwa Evans’ów.

- Lily, kwiatuszku zchodźże wreszcie! Spóźnisz się na pociąg! – krzyczała Clarissa – Petunio! Spakowałaś się wreszcie? Dziewczynki! Naprawdę musimy już wychodzić! – ponaglała córki.

- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaiiiiiiiiiiiiiiiiiiii!!!!!! Zabierzcie to coś ode mnie!!!!!!!!! - usłyszała wrzask Petunii i głośne prychnięcie zamiast odpowiedzi.

- Lee! Tu jesteś! – dobiegło jeszcze z góry, po czym na schodach ujrzała piętnastoletnią dziewczynę z rudym kotem w ramionach.

Clarissa nie przepadała za zwierzętami domowymi. Ale gdy zobaczyła tego kociaka i błagające oczy córki nie umiała odmówić. Trzeba było przyznać, że naprawdę do siebie pasowali – dziewczyna miała rude włosy, a kot rudą sierść z białymi, cienkimi paseczkami. Ona miała zielone oczy – zwierzak również (jak to koty). W dodatku oboje nie przepadali za Petunią. I należy jeszcze powiedzieć, że ta rudo – biała kulka była niezwykle inteligentna, podobnie jak właścicielka. Tworzyli więc zgrany duet – Lily i Lee.
Na dole pojawili się wreszcie Petunia i Mark. Ten ostatni niósł kufer rudowłosej. Po chwili wszyscy siedzieli wygodnie w samochodzie. Lily trzymała kota na kolanach, co wyraźnie nie podobało się Petunii. Nie lubiła siedzieć w jednym pomieszczeniu z siostrą i jej kotem. A siedzenie z nimi w jednym aucie już znacznie wychodziło po za granicę jej nerwów. Wtuliła się więc w drzwi i starała się nie zwracać na Lily i jej pupila uwagi.
Natomiast zielonooka pogrążyła się we wspomnieniach. Gładziła po łepku Lee’go i przeniosła się do swej pierwszej wyprawy na Ulice Pokątną. W jej pamięci wrył się każdy szczegół tej wycieczki. Najlepiej jednak, zapamiętała wizytę w Magicznej Menażerii.

***

Lilyanne była wtedy z rodzicami. Petunii nie było z nimi. Kategorycznie odmówiła odwiedzin miejsca „rojącego się od tych dziwolągów” – jak określała ulicę Pokątną i czarodzieji.
Dziewczyna miała już kupione wszystkie przybory, książki i szaty do nowej szkoły. Brakowało jej tylko zwierzątka. Nie chciała mieć sowy. Kiedy szli do księgarni widziała po drodze Centrum Handlowe Eyelopa, gdzie były ptaki. Trójka Evans’ów weszła więc do Magicznej Menażerii. Już na zewnątrz słychać było piski, skrzeki i mlaskania. Pomieszczenie wypełniała mieszanina ostrych zapachów. Od podłogi, aż do sufitu piętrzyły się klatki z różnymi zwierzętami. Rodzice rudowłosej z niepewnością rozglądali się po sklepie. Lily wędrowała od klatki do klatki oglądając ich zawartości. Nagle usłyszeli głos dochodzący z głębi sklepu.

- W czym mogę pomóc? – to sprzedawczyni pojawiła się za ladą.

- Eee...Chciałam zobaczyć koty – rzuciła niepewnie Lily zerkając na rodziców.

Sprzedawczyni uśmiechnęła się do niej i sięgnęła po coś zza lady. Rodzice podeszli bliżej i zobaczyli duży koszyk, a w środku trzy puchate kulki – białą, czarną i rudą. Dziewczyna wyjęła tą ostatnią z koszyka. Miała ona krótkie łapki, a grube ciałko pokryte było jasno – rudą sierścią z cienkimi białymi paseczkami. Kiedy Lily brała zwierzątko na ręce, ono zamruczało przyjaźnie. Czarownica za ladą zrobiła zdziwioną minę i powiedziała.

- Hmm...No...Naprawdę ten kociak musiał Cię bardzo polubić. Zazwyczaj gdy ktoś brał go na ręce piszczał i drapał, a w najlepszym przypadku prychał...Jeszcze nie słyszałam, żeby mruczał! – mówiła uśmiechając się .

Lily zwróciła się do rodziców, nadal trzymając kota na rękach.

- Mamo...Czy ja mogę go mieć? Proszę...Tato zgódźcie się – mówiła błagalnym tonem – Zobaczcie jaki jest śliczny...Proszę...

- Jeżeli chodzi o mnie, to nie mam nic przeciwko – odpowiedział jej Mark, a Clarissa kiwnęła niepewnie głową.

Widząc minę córki oboje się uśmiechnęli. A Lily zakręciła się z kłębkiem. Miała swojego kota! W dodatku pokochała go od pierwszego spojrzenia i to z wzajemnością...!
Lee niewiele osób lubił. Na większość prychał z pogardą – jakby były gorsze od niego.
Samochód staną przerywając rozmyślania dziewczyny. Była 10:30. Dojechali do Londynu. Petunia i Lily poszły po wózki (Lee ku swojemu niezadowoleniu musiał tymczasowo zostać wpakowany do swojego koszyka).
Chwilę później niezliczona ilość walizek Petunii spoczywała poukładana na wózku, tak jak kufer i koszyk z kotem na „bagażówce” jej siostry.

- Dobrze...Najpierw pożegnamy sie z Lilunią... – rudowłosa udała, że nie usłyszała tego zdrobnienia - A potem odprowadzimy Petunię na 5 peron – zadecydował Pan Evans.

Clarissa nerwowo pociągała nosem. Dotarli do barierki między peronem 9 a 10.

- Och Lilyanne...kochanie... – rozpłakała się na dobre Clarissa – Uważaj na siebie! Bądź grzeczna i ucz się pilnie! I przesyłaj nam jak najczęściej listy – szlochała ściskając córkę.

- Mamo...Już po raz piąty wyjeżdżam do Hogwartu, a Ty za każdym razem histeryzujesz! – uśmiechnęła się do matki i mocno ją przytuliła – Nic mi nie będzie! Będę do was pisała i w ogóle nie wyjeżdżam na całą wieczność! Nie martwcie się, niedługo się zobaczymy! Jade tylko do szkoły i niedługo wrócę! Zobaczysz mamo jak szybko minie ten czas! Tak łatwo się mnie nie pozbędziecie - mówiła rozpromieniona.

- No Lily. Ucz się pilnie i nie rozrabiaj. – Mark z uśmiechem pouczał córkę – Nie podrywaj chłopców, w tym roku masz egzaminy, musisz się więc przyłożyć. Będziemy tęsknić – uściskał ją mocno.

Lilka chciała się pożegnać z siostrą, ale nie za bardzo jej to wyszło. Petunia burknęła coś co miało chyba oznaczać „cześć” i odwróciła się.

- Do zobaczenia! – ostatni raz spojrzała na swą rodzinę i pomachała jej.

Pewnym krokiem ruszyła ku barierce i przeszła do zupełnie innego świata. Swojego świata.


Podróż do domu


Lily ujrzała zatłoczony peron pełen zapłakanych matek i szczęśliwych dzieci. Na torach stał czerwony parowóz, a za nim sznur wagonów. Na tabliczce widniał napis:

Pociąg ekspresowy do Hogwartu, godzina jedenasta.

Kłęby dymu i pary przepływały nad ludźmi, a pomiędzy ich nogami krążyły koty rożnej maści. Od czasu do czasu można było usłyszeć pohukiwanie sów.
Lily z trudem przeciskała się przez ten tłum. Kątem oka dostrzegła Huncwotów wyraźnie czymś ucieszonych. Chciała odejść tak, aby jej nie zauważyli. Ale „ucieczkę” przerwało nagle coś, co z nieziemskim piskiem rzuciło się na nią.
Odwróciła się i ujrzała swoje najlepsze przyjaciółki – Dorcas Meadowes i Ann Lanil. Dziewczyny przywitały się i zaczęły rozmawiać. Lily miała nadzieje, że banda Potter ich nie zobaczyła, ale Dorcas zapewniła reklamę na pół peronu. Ludzie wkoło patrzyli się zaciekawieni na koleżanki, a te fajtłapy zanosiły się śmiechem. „Nie wszystko stracone” – pomyślała ruda i starała się odejść jak najdalej Huncwotów. Ale panna Meadowes nie dała się odciągnąć od obiektu swoich westchnień – Syriusza Blacka oraz jego przyjaciół. Po za tym ten bałwan Potter już ciągną w ich kierunku całą czwórkę. Jamek Potter, Syriusz Black, Remus Lupin i Peter Petegriew. Wielka (śnięta) czwórka…Bleee…

- Witam Panie! – Potter szelmowsko uśmiechnięty, zgiął się w pół i starał się być miły. Trzeba dodać, że jego kumple śmiali się w najlepsze. – Liluś może dasz mi małego buziaczka na powitanie…? – zapytał z nadzieją w głosie.

Wzbudziło to chichoty zarówno chłopców jak i dziewczyn. Ale ja powstrzymując śmiech uśmiechnęłam się uwodzicielsko. A po chwili:

- Zapomnij Potter - odpowiedziałam chłodno choć z nutką rozbawienia bo śmiechu nie udało mi się do końca ukryć. Teraz to już wszyscy wybuchli gromkim śmiechem. Ja i Potter również. Przez chwilę wydawało mi się, że zobaczyłam w Jego oczach smutek…Ale był to tylko ułamek sekundy. Zastanawiał mnie tylko ta wesołość moich przyjaciół…Wiem, że maja „bujne” poczucie humoru, ale teksty Potter w stylu „Lily może buziaczek na powitanie” należą w sumie do codziennego rytuału…Nie dane mi było rozważyć tego do końca. Przerwał mi Black.

- No…Nie mo…Nie mogę…James…Ty…Hahaha…Ty już zaczynasz! - wykrztusił Syriusz po przez łzy śmiechu.

- Próbować zawsze można! – odparł z dumną mina Potter i poczochrał sobie włosy.

- My już Panom podziękujemy… – powiedziałam i to natychmiast powstrzymało śmiech dziewczyn.

- Ale Lily… - zaczęła zaczęła długowłosa brunetka.

- Dorcas, jak chcesz to zostań, ja Ci nie zabraniam, najwyżej będziesz siedziała w korytarzu – przerwałam jej – Ann idziesz ze mną? – spytałam milczącej przyjaciółki. Ta kiwnęła tylko głową i odwróciłyśmy się w stronę pociągu. Chwilkę potem usłyszałyśmy Dorcas.

- Dziewczyny! No…Ech…Poczekajcie na mnie! – krzyczała zawiedzionym tonem. I już była z nami.

- Lily…Naprawdę no! Mogłyśmy przecież z nimi poszukać przedziału! – mówiła rozżalona Dor – Właściwie to czemu ich tak nie lubisz?

Podróż do domu (część 2)

- Dor...Ja ich...No lubię, ale chciała bym choć raz dojechać spokojnie do szkoły...Pogadać z wami, bo swoją drogą to nie widziałyśmy się dwa miesiące.

- Lily. Czy ty naprawdę tego nie widzisz?

- Dorcas, czego Lily ma nie widzieć? Nie stosuj swoich skrótów myślowych – wtrąciła się Ann.

- Ech...Chodzi mi o to, czy ona naprawdę nie widzi tego, że James za nią szaleje, że on i Black są zabójczo przystojni, a cała czwórka jest niezwykle zabawna. A może ona tylko udaje?

- Ann, powiedz jej coś! Ona doskonale wie, że Potter i Black to dwa nadęte balony i że ich nie cierpię! – próbowałam przemówić Dor do rozumu, ale Black już zupełnie ją omamił...

- O nie! Znowu ja! Czemu to właśnie ja mam wysłuchiwać waszych kłótni o Pottera i Blacka? Tak Lily, nie rób takiej miny! Wy się o nich kłócicie! – krzyczała coraz głośniej wyraźnie poirytowana blondynka – Zresztą znacie Huncwotów. Jeśli chcą jechać z nami w przedziale to pojadą i nic tego nie zmieni...

- Dziewczyny...Ale no naprawdę...Co roku siedzimy z nimi w przedziale...To znaczy wpychają się nam do przedziału i co? Za każdym razem katastrofa! Nie pamiętacie jak w pierwszej klasie Potter i Black musieli ukazać wszem i wobec jacy to oni są genialni? – Lily na ostatnie słowo położyła duży nacisk – I biedny Peter przez całą drogę miał sklejoną buzię od tego ciastka...

- Hihihihihi...a pamiętacie jak w drugiej klasie zamienili tego Ślizgona w czekoladową żabę? – do wspomnień dołączyła się Ann.

- Taak... I Peter prawie by ją...a raczej jego – zjadł. Ale i tak najlepsze było w trzeciej klasie...James przeszedł wtedy wszelkie granice! Ale to było takie romantyczne... – Dorcas już na dobre się rozanieliła myśląc o Wielkiej Czwórce... A przy okazji zaczepiła o temat, którego wcale nie chciałam poruszać...

- Mów za siebie Dor! Ja miałam ochotę udusić tego bałwana!

- Liluś...Oj przepraszam Lil...Spokojnie. Od razu byś go udusiła... A na kogo byś wtedy całymi dniami i nocami narzekała...Nie patrz tak na mnie! Mówię to co widzę! A on w sumie nic strasznego nie zrobił...

- Ann czy według ciebie wykrzyczenie na cały peron 9 i ¾, że jestem jego miłością, obsypanie mnie różowymi serduszkami, na których pisało „Lily kocham Cię! Twój James” przy czym jeszcze „kocham” było przez samo „h” nie jest straszne? A żeby jeszcze tego było mało mieli wtedy te koszulki z nadrukiem: „James Potter kocha Lily Evans”, a potem pocałowanie mnie W USTA w przedziale nie kwalifikuje gościa do kategorii „zabić”?

To już przekroczyło granice naszej wytrzymałości. Wybuchnęłyśmy śmiechem.

- Wiesz Lily...Dorcas ma rację...To było naprawdę romantyczne!

- No widzisz rudy potworze! – powiedziała Dor z satysfakcją, pokazując przy tym język – A właśnie...pamiętacie ten numer z prezentem rok temu?

- Taa...Biedny Peter...Zawsze to on jest ofiarą... – posłałam Ann mordercze spojrzenie – Eee...No dobra Lily prawie zawsze...Chociaż tym razem to ofiarami był cały nasz przedział łącznie z pomysłodawcami.

- No! Masz szczęście...A swoją drogą to było to naprawdę dziwne. Bo jakoś nigdy nie widziałam żeby Black i Potter dawali komuś prezent bezinteresownie...

- No i było dziwne. Bo jak Pettegriew otworzył tą paczkę to oczywiście co? Buch! I cały przedział był umazany jakimś zielonym mazidłem...Włosy śmierdziały mi jeszcze przez tydzień! – Dorcas prosto i zwyczajnie przedstawiła numer Pana J. I Pana S.

- Ech...ciekawe co wymyślą w tym roku – zaczęła Ann – Bo chyba nie ma się co łudzić, że dadzą sobie spokój...

- Obawiam się, że oni już coś wymyślili. Kiedy przeszłam przez barierkę byli strasznie uchachani...Wole nie myśleć co tym razem wykombinowali...

- Wiecie co? Powinnyśmy poszukać jakiegoś przedziału...Bo faktycznie podróż spędzimy na korytarzu - Dorcas przypomniała nam o naszych planach.

Weszłyśmy więc do pociągu. I tak jak się tego spodziewałyśmy wszędzie było zajęte. W połowie pociągu natknęłyśmy się na nasze współlokatorki – Alicje Carter i Izzi Richter. Oczywiście naszym uściskom i buziakom towarzyszył niesamowity pisk i śmiech. Zajrzałam do przedziału. Siedział w nim Frank Longhbotom – sympatia Alicji ale też mój przyjaciel, Josh Blanker – przyjaciel Franka i chyba nowa „ofiara” Izzi i jeszcze jakaś para Krukonów których znam z widzenia. Przywitałam się ze wszystkimi. Zauważyłam przy tym, że Frank się...Śmiał! No cóż...Taki już jest...Chociaż piątka dziewczyn ściskających się w ciasnym korytarzy faktycznie może wyglądać zabawnie. Uśmiechnęłam się więc do niego. On puścił mi oczko i wyszczerzył zęby. Kiedy skończyłyśmy się wszystkie witać poszłyśmy dalej. Wszędzie było pełno...

- Dziewczyny został nam ostatni wagon...Jak tu będzie zajęte to albo siedzimy na korytarzu albo z Ślizgonami - Ann powiedziała straszliwą prawdę.

Ale na nasze szczęście ostatni przedział był pusty. Odetchnęłyśmy więc, i wpakowałyśmy się do środka. Wypuściłam mojego kota z koszyka, a sama usiadłam pod oknem. Lee rozpłaszczył się na wolnym siedzeniu. Dziewczyny rozkładały się jeszcze naprzeciwko. Ann odwróciła się i spojrzała na mojego zwierzaka.

- Lily...Twój kot niebezpiecznie patrzy się na moją sowę...I sowę Dorcas...Jesteś w stanie zagwarantować ptakom bezpieczeństwo? – zapytała ze śmiechem.

Dorcas również spojrzała na mojego pupila i od razu się roześmiała.

- Lily! Czym ty karmisz tego kota! Z każdym rokiem jest coraz grubszy! Nie wiem jak on się porusza...

Już miałam się jej odgryźć, ale drzwi od przedziału otworzyły się i zobaczyłyśmy w nich huncwotów.

- Co wam tak wesoło dziewczyny? – spytał Syriusz wchodząc do środka razem z całą swoją banda.

- Nie twoja sprawa! I w ogóle co wy tu robicie? – Obruszyłam się, ale doskonale znałam odpowiedź.

- Liluń, wszędzie jest pełno! Tylko u was jest miejsce – Potter z uśmiechem wpakował swój kufer na półkę i...On wziął mojego kota na kolana jednocześnie siadając koło mnie...!!! Lee nawet nie prychną! Zdrajca!!!

- Potter zostaw mojego kota! – zabrałam mu Lee’go i posadziłam sobie na kolanach. Reszta w tym czasie już się usadowiła. Dorcas siedziała naprzeciwko mnie, a koło niej Syriusz i już byli pogrążeni w jakiejś rozmowie. Oboje żywo gestykulowali. Koło Blacka siedziała Ann, a raczej miała siedzieć bo ona i Remus byli prefektami, więc szybko musieli iść do porzodu, a potem patrolować korytarze. Koło mnie siedział...Ech...Potter, koło niego zostało wolne miejsce, a pod drzwiami siedział Peter, który obżerał się słodyczami. Jak zwykle.

- Liluś...A może... – zaczą Potter.

- Nie.

- Ale...

- Nie.

- No ale przecież nawet...

- NIE!

- Liluńko proszę daj mi się wypo...

- Nie.

- Ech. LILYANNE EVANS CZY MOGŁA BYS Z ŁASKI SWOJEJ POSŁUCHAC CO MAM CI DO POWIEDZENIA???????

James wydarł się – bardzo głośno. Oczywiście reszta patrzyła na nas ciekawie. Pewnie już od jakiegoś czasu się nam przyglądają...Zawsze tak jest...

- Nie? – odpowiedziałam pytająco. Oczywiście wszyscy wybuchnęli śmiechem, co dowodziło tego, że śledzą nasz niezwykle inteligentny dialog już dłuższy czas.

**************************************************************************************************************************************************

No i to narazie tyle





Dodaje kolejne powiedzmy...eee...3 części opowiadania.
*1 września-ciąg dalszy
*Podróż do domu
*Podróż do domu (część 3)

1 września-ciąg dalszy

Wyjaśnienie: Ta notka jest kontynuacją mojej pierwszej notki.Lily ma już piętnaście lat i właśnie wybiera się do Hogwartu.

****************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************

Od tej chwili Petunia znienawidziła swoją siostrę. Ale tylko ona myślała o niej per „wiedźma”. Rodzice faworyzowali Lilkę.
A wracając do zamieszania, które panowało w domu państwa Evans’ów.

- Lily, kwiatuszku zchodźże wreszcie! Spóźnisz się na pociąg! – krzyczała Clarissa – Petunio! Spakowałaś się wreszcie? Dziewczynki! Naprawdę musimy już wychodzić! – ponaglała córki.

- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaiiiiiiiiiiiiiiiiiiii!!!!!! Zabierzcie to coś ode mnie!!!!!!!!! - usłyszała wrzask Petunii i głośne prychnięcie zamiast odpowiedzi.

- Lee! Tu jesteś! – dobiegło jeszcze z góry, po czym na schodach ujrzała piętnastoletnią dziewczynę z rudym kotem w ramionach.

Clarissa nie przepadała za zwierzętami domowymi. Ale gdy zobaczyła tego kociaka i błagające oczy córki nie umiała odmówić. Trzeba było przyznać, że naprawdę do siebie pasowali – dziewczyna miała rude włosy, a kot rudą sierść z białymi, cienkimi paseczkami. Ona miała zielone oczy – zwierzak również (jak to koty). W dodatku oboje nie przepadali za Petunią. I należy jeszcze powiedzieć, że ta rudo – biała kulka była niezwykle inteligentna, podobnie jak właścicielka. Tworzyli więc zgrany duet – Lily i Lee.
Na dole pojawili się wreszcie Petunia i Mark. Ten ostatni niósł kufer rudowłosej. Po chwili wszyscy siedzieli wygodnie w samochodzie. Lily trzymała kota na kolanach, co wyraźnie nie podobało się Petunii. Nie lubiła siedzieć w jednym pomieszczeniu z siostrą i jej kotem. A siedzenie z nimi w jednym aucie już znacznie wychodziło po za granicę jej nerwów. Wtuliła się więc w drzwi i starała się nie zwracać na Lily i jej pupila uwagi.
Natomiast zielonooka pogrążyła się we wspomnieniach. Gładziła po łepku Lee’go i przeniosła się do swej pierwszej wyprawy na Ulice Pokątną. W jej pamięci wrył się każdy szczegół tej wycieczki. Najlepiej jednak, zapamiętała wizytę w Magicznej Menażerii.

***

Lilyanne była wtedy z rodzicami. Petunii nie było z nimi. Kategorycznie odmówiła odwiedzin miejsca „rojącego się od tych dziwolągów” – jak określała ulicę Pokątną i czarodzieji.
Dziewczyna miała już kupione wszystkie przybory, książki i szaty do nowej szkoły. Brakowało jej tylko zwierzątka. Nie chciała mieć sowy. Kiedy szli do księgarni widziała po drodze Centrum Handlowe Eyelopa, gdzie były ptaki. Trójka Evans’ów weszła więc do Magicznej Menażerii. Już na zewnątrz słychać było piski, skrzeki i mlaskania. Pomieszczenie wypełniała mieszanina ostrych zapachów. Od podłogi, aż do sufitu piętrzyły się klatki z różnymi zwierzętami. Rodzice rudowłosej z niepewnością rozglądali się po sklepie. Lily wędrowała od klatki do klatki oglądając ich zawartości. Nagle usłyszeli głos dochodzący z głębi sklepu.

- W czym mogę pomóc? – to sprzedawczyni pojawiła się za ladą.

- Eee...Chciałam zobaczyć koty – rzuciła niepewnie Lily zerkając na rodziców.

Sprzedawczyni uśmiechnęła się do niej i sięgnęła po coś zza lady. Rodzice podeszli bliżej i zobaczyli duży koszyk, a w środku trzy puchate kulki – białą, czarną i rudą. Dziewczyna wyjęła tą ostatnią z koszyka. Miała ona krótkie łapki, a grube ciałko pokryte było jasno – rudą sierścią z cienkimi białymi paseczkami. Kiedy Lily brała zwierzątko na ręce, ono zamruczało przyjaźnie. Czarownica za ladą zrobiła zdziwioną minę i powiedziała.

- Hmm...No...Naprawdę ten kociak musiał Cię bardzo polubić. Zazwyczaj gdy ktoś brał go na ręce piszczał i drapał, a w najlepszym przypadku prychał...Jeszcze nie słyszałam, żeby mruczał! – mówiła uśmiechając się .

Lily zwróciła się do rodziców, nadal trzymając kota na rękach.

- Mamo...Czy ja mogę go mieć? Proszę...Tato zgódźcie się – mówiła błagalnym tonem – Zobaczcie jaki jest śliczny...Proszę...

- Jeżeli chodzi o mnie, to nie mam nic przeciwko – odpowiedział jej Mark, a Clarissa kiwnęła niepewnie głową.

Widząc minę córki oboje się uśmiechnęli. A Lily zakręciła się z kłębkiem. Miała swojego kota! W dodatku pokochała go od pierwszego spojrzenia i to z wzajemnością...!
Lee niewiele osób lubił. Na większość prychał z pogardą – jakby były gorsze od niego.
Samochód staną przerywając rozmyślania dziewczyny. Była 10:30. Dojechali do Londynu. Petunia i Lily poszły po wózki (Lee ku swojemu niezadowoleniu musiał tymczasowo zostać wpakowany do swojego koszyka).
Chwilę później niezliczona ilość walizek Petunii spoczywała poukładana na wózku, tak jak kufer i koszyk z kotem na „bagażówce” jej siostry.

- Dobrze...Najpierw pożegnamy sie z Lilunią... – rudowłosa udała, że nie usłyszała tego zdrobnienia - A potem odprowadzimy Petunię na 5 peron – zadecydował Pan Evans.

Clarissa nerwowo pociągała nosem. Dotarli do barierki między peronem 9 a 10.

- Och Lilyanne...kochanie... – rozpłakała się na dobre Clarissa – Uważaj na siebie! Bądź grzeczna i ucz się pilnie! I przesyłaj nam jak najczęściej listy – szlochała ściskając córkę.

- Mamo...Już po raz piąty wyjeżdżam do Hogwartu, a Ty za każdym razem histeryzujesz! – uśmiechnęła się do matki i mocno ją przytuliła – Nic mi nie będzie! Będę do was pisała i w ogóle nie wyjeżdżam na całą wieczność! Nie martwcie się, niedługo się zobaczymy! Jade tylko do szkoły i niedługo wrócę! Zobaczysz mamo jak szybko minie ten czas! Tak łatwo się mnie nie pozbędziecie - mówiła rozpromieniona.

- No Lily. Ucz się pilnie i nie rozrabiaj. – Mark z uśmiechem pouczał córkę – Nie podrywaj chłopców, w tym roku masz egzaminy, musisz się więc przyłożyć. Będziemy tęsknić – uściskał ją mocno.

Lilka chciała się pożegnać z siostrą, ale nie za bardzo jej to wyszło. Petunia burknęła coś co miało chyba oznaczać „cześć” i odwróciła się.

- Do zobaczenia! – ostatni raz spojrzała na swą rodzinę i pomachała jej.

Pewnym krokiem ruszyła ku barierce i przeszła do zupełnie innego świata. Swojego świata.


Podróż do domu


Lily ujrzała zatłoczony peron pełen zapłakanych matek i szczęśliwych dzieci. Na torach stał czerwony parowóz, a za nim sznur wagonów. Na tabliczce widniał napis:

Pociąg ekspresowy do Hogwartu, godzina jedenasta.

Kłęby dymu i pary przepływały nad ludźmi, a pomiędzy ich nogami krążyły koty rożnej maści. Od czasu do czasu można było usłyszeć pohukiwanie sów.
Lily z trudem przeciskała się przez ten tłum. Kątem oka dostrzegła Huncwotów wyraźnie czymś ucieszonych. Chciała odejść tak, aby jej nie zauważyli. Ale „ucieczkę” przerwało nagle coś, co z nieziemskim piskiem rzuciło się na nią.
Odwróciła się i ujrzała swoje najlepsze przyjaciółki – Dorcas Meadowes i Ann Lanil. Dziewczyny przywitały się i zaczęły rozmawiać. Lily miała nadzieje, że banda Potter ich nie zobaczyła, ale Dorcas zapewniła reklamę na pół peronu. Ludzie wkoło patrzyli się zaciekawieni na koleżanki, a te fajtłapy zanosiły się śmiechem. „Nie wszystko stracone” – pomyślała ruda i starała się odejść jak najdalej Huncwotów. Ale panna Meadowes nie dała się odciągnąć od obiektu swoich westchnień – Syriusza Blacka oraz jego przyjaciół. Po za tym ten bałwan Potter już ciągną w ich kierunku całą czwórkę. Jamek Potter, Syriusz Black, Remus Lupin i Peter Petegriew. Wielka (śnięta) czwórka…Bleee…

- Witam Panie! – Potter szelmowsko uśmiechnięty, zgiął się w pół i starał się być miły. Trzeba dodać, że jego kumple śmiali się w najlepsze. – Liluś może dasz mi małego buziaczka na powitanie…? – zapytał z nadzieją w głosie.

Wzbudziło to chichoty zarówno chłopców jak i dziewczyn. Ale ja powstrzymując śmiech uśmiechnęłam się uwodzicielsko. A po chwili:

- Zapomnij Potter - odpowiedziałam chłodno choć z nutką rozbawienia bo śmiechu nie udało mi się do końca ukryć. Teraz to już wszyscy wybuchli gromkim śmiechem. Ja i Potter również. Przez chwilę wydawało mi się, że zobaczyłam w Jego oczach smutek…Ale był to tylko ułamek sekundy. Zastanawiał mnie tylko ta wesołość moich przyjaciół…Wiem, że maja „bujne” poczucie humoru, ale teksty Potter w stylu „Lily może buziaczek na powitanie” należą w sumie do codziennego rytuału…Nie dane mi było rozważyć tego do końca. Przerwał mi Black.

- No…Nie mo…Nie mogę…James…Ty…Hahaha…Ty już zaczynasz! - wykrztusił Syriusz po przez łzy śmiechu.

- Próbować zawsze można! – odparł z dumną mina Potter i poczochrał sobie włosy.

- My już Panom podziękujemy… – powiedziałam i to natychmiast powstrzymało śmiech dziewczyn.

- Ale Lily… - zaczęła zaczęła długowłosa brunetka.

- Dorcas, jak chcesz to zostań, ja Ci nie zabraniam, najwyżej będziesz siedziała w korytarzu – przerwałam jej – Ann idziesz ze mną? – spytałam milczącej przyjaciółki. Ta kiwnęła tylko głową i odwróciłyśmy się w stronę pociągu. Chwilkę potem usłyszałyśmy Dorcas.

- Dziewczyny! No…Ech…Poczekajcie na mnie! – krzyczała zawiedzionym tonem. I już była z nami.

- Lily…Naprawdę no! Mogłyśmy przecież z nimi poszukać przedziału! – mówiła rozżalona Dor – Właściwie to czemu ich tak nie lubisz?

Podróż do domu (część 2)

- Dor...Ja ich...No lubię, ale chciała bym choć raz dojechać spokojnie do szkoły...Pogadać z wami, bo swoją drogą to nie widziałyśmy się dwa miesiące.

- Lily. Czy ty naprawdę tego nie widzisz?

- Dorcas, czego Lily ma nie widzieć? Nie stosuj swoich skrótów myślowych – wtrąciła się Ann.

- Ech...Chodzi mi o to, czy ona naprawdę nie widzi tego, że James za nią szaleje, że on i Black są zabójczo przystojni, a cała czwórka jest niezwykle zabawna. A może ona tylko udaje?

- Ann, powiedz jej coś! Ona doskonale wie, że Potter i Black to dwa nadęte balony i że ich nie cierpię! – próbowałam przemówić Dor do rozumu, ale Black już zupełnie ją omamił...

- O nie! Znowu ja! Czemu to właśnie ja mam wysłuchiwać waszych kłótni o Pottera i Blacka? Tak Lily, nie rób takiej miny! Wy się o nich kłócicie! – krzyczała coraz głośniej wyraźnie poirytowana blondynka – Zresztą znacie Huncwotów. Jeśli chcą jechać z nami w przedziale to pojadą i nic tego nie zmieni...

- Dziewczyny...Ale no naprawdę...Co roku siedzimy z nimi w przedziale...To znaczy wpychają się nam do przedziału i co? Za każdym razem katastrofa! Nie pamiętacie jak w pierwszej klasie Potter i Black musieli ukazać wszem i wobec jacy to oni są genialni? – Lily na ostatnie słowo położyła duży nacisk – I biedny Peter przez całą drogę miał sklejoną buzię od tego ciastka...

- Hihihihihi...a pamiętacie jak w drugiej klasie zamienili tego Ślizgona w czekoladową żabę? – do wspomnień dołączyła się Ann.

- Taak... I Peter prawie by ją...a raczej jego – zjadł. Ale i tak najlepsze było w trzeciej klasie...James przeszedł wtedy wszelkie granice! Ale to było takie romantyczne... – Dorcas już na dobre się rozanieliła myśląc o Wielkiej Czwórce... A przy okazji zaczepiła o temat, którego wcale nie chciałam poruszać...

- Mów za siebie Dor! Ja miałam ochotę udusić tego bałwana!

- Liluś...Oj przepraszam Lil...Spokojnie. Od razu byś go udusiła... A na kogo byś wtedy całymi dniami i nocami narzekała...Nie patrz tak na mnie! Mówię to co widzę! A on w sumie nic strasznego nie zrobił...

- Ann czy według ciebie wykrzyczenie na cały peron 9 i ¾, że jestem jego miłością, obsypanie mnie różowymi serduszkami, na których pisało „Lily kocham Cię! Twój James” przy czym jeszcze „kocham” było przez samo „h” nie jest straszne? A żeby jeszcze tego było mało mieli wtedy te koszulki z nadrukiem: „James Potter kocha Lily Evans”, a potem pocałowanie mnie W USTA w przedziale nie kwalifikuje gościa do kategorii „zabić”?

To już przekroczyło granice naszej wytrzymałości. Wybuchnęłyśmy śmiechem.

- Wiesz Lily...Dorcas ma rację...To było naprawdę romantyczne!

- No widzisz rudy potworze! – powiedziała Dor z satysfakcją, pokazując przy tym język – A właśnie...pamiętacie ten numer z prezentem rok temu?

- Taa...Biedny Peter...Zawsze to on jest ofiarą... – posłałam Ann mordercze spojrzenie – Eee...No dobra Lily prawie zawsze...Chociaż tym razem to ofiarami był cały nasz przedział łącznie z pomysłodawcami.

- No! Masz szczęście...A swoją drogą to było to naprawdę dziwne. Bo jakoś nigdy nie widziałam żeby Black i Potter dawali komuś prezent bezinteresownie...

- No i było dziwne. Bo jak Pettegriew otworzył tą paczkę to oczywiście co? Buch! I cały przedział był umazany jakimś zielonym mazidłem...Włosy śmierdziały mi jeszcze przez tydzień! – Dorcas prosto i zwyczajnie przedstawiła numer Pana J. I Pana S.

- Ech...ciekawe co wymyślą w tym roku – zaczęła Ann – Bo chyba nie ma się co łudzić, że dadzą sobie spokój...

- Obawiam się, że oni już coś wymyślili. Kiedy przeszłam przez barierkę byli strasznie uchachani...Wole nie myśleć co tym razem wykombinowali...

- Wiecie co? Powinnyśmy poszukać jakiegoś przedziału...Bo faktycznie podróż spędzimy na korytarzu - Dorcas przypomniała nam o naszych planach.

Weszłyśmy więc do pociągu. I tak jak się tego spodziewałyśmy wszędzie było zajęte. W połowie pociągu natknęłyśmy się na nasze współlokatorki – Alicje Carter i Izzi Richter. Oczywiście naszym uściskom i buziakom towarzyszył niesamowity pisk i śmiech. Zajrzałam do przedziału. Siedział w nim Frank Longhbotom – sympatia Alicji ale też mój przyjaciel, Josh Blanker – przyjaciel Franka i chyba nowa „ofiara” Izzi i jeszcze jakaś para Krukonów których znam z widzenia. Przywitałam się ze wszystkimi. Zauważyłam przy tym, że Frank się...Śmiał! No cóż...Taki już jest...Chociaż piątka dziewczyn ściskających się w ciasnym korytarzy faktycznie może wyglądać zabawnie. Uśmiechnęłam się więc do niego. On puścił mi oczko i wyszczerzył zęby. Kiedy skończyłyśmy się wszystkie witać poszłyśmy dalej. Wszędzie było pełno...

- Dziewczyny został nam ostatni wagon...Jak tu będzie zajęte to albo siedzimy na korytarzu albo z Ślizgonami - Ann powiedziała straszliwą prawdę.

Ale na nasze szczęście ostatni przedział był pusty. Odetchnęłyśmy więc, i wpakowałyśmy się do środka. Wypuściłam mojego kota z koszyka, a sama usiadłam pod oknem. Lee rozpłaszczył się na wolnym siedzeniu. Dziewczyny rozkładały się jeszcze naprzeciwko. Ann odwróciła się i spojrzała na mojego zwierzaka.

- Lily...Twój kot niebezpiecznie patrzy się na moją sowę...I sowę Dorcas...Jesteś w stanie zagwarantować ptakom bezpieczeństwo? – zapytała ze śmiechem.

Dorcas również spojrzała na mojego pupila i od razu się roześmiała.

- Lily! Czym ty karmisz tego kota! Z każdym rokiem jest coraz grubszy! Nie wiem jak on się porusza...

Już miałam się jej odgryźć, ale drzwi od przedziału otworzyły się i zobaczyłyśmy w nich huncwotów.

- Co wam tak wesoło dziewczyny? – spytał Syriusz wchodząc do środka razem z całą swoją banda.

- Nie twoja sprawa! I w ogóle co wy tu robicie? – Obruszyłam się, ale doskonale znałam odpowiedź.

- Liluń, wszędzie jest pełno! Tylko u was jest miejsce – Potter z uśmiechem wpakował swój kufer na półkę i...On wziął mojego kota na kolana jednocześnie siadając koło mnie...!!! Lee nawet nie prychną! Zdrajca!!!

- Potter zostaw mojego kota! – zabrałam mu Lee’go i posadziłam sobie na kolanach. Reszta w tym czasie już się usadowiła. Dorcas siedziała naprzeciwko mnie, a koło niej Syriusz i już byli pogrążeni w jakiejś rozmowie. Oboje żywo gestykulowali. Koło Blacka siedziała Ann, a raczej miała siedzieć bo ona i Remus byli prefektami, więc szybko musieli iść do porzodu, a potem patrolować korytarze. Koło mnie siedział...Ech...Potter, koło niego zostało wolne miejsce, a pod drzwiami siedział Peter, który obżerał się słodyczami. Jak zwykle.

- Liluś...A może... – zaczą Potter.

- Nie.

- Ale...

- Nie.

- No ale przecież nawet...

- NIE!

- Liluńko proszę daj mi się wypo...

- Nie.

- Ech. LILYANNE EVANS CZY MOGŁA BYS Z ŁASKI SWOJEJ POSŁUCHAC CO MAM CI DO POWIEDZENIA???????

James wydarł się – bardzo głośno. Oczywiście reszta patrzyła na nas ciekawie. Pewnie już od jakiegoś czasu się nam przyglądają...Zawsze tak jest...

- Nie? – odpowiedziałam pytająco. Oczywiście wszyscy wybuchnęli śmiechem, co dowodziło tego, że śledzą nasz niezwykle inteligentny dialog już dłuższy czas.

****************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************

No i to narazie tyle


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Delf
rogata Królowa piekła XD



Dołączył: 19 Lut 2006
Posty: 3586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Piotrków Trybunalski

PostWysłany: Nie 18:24, 30 Kwi 2006    Temat postu:

Ty mi tu kobieto dodaj kiedyś resztę.
Było by miło.
Mozdrawiam
Delf


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Neremi
Osiołek Matołek



Dołączył: 20 Lut 2006
Posty: 275
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: z Książki

PostWysłany: Czw 19:42, 11 Maj 2006    Temat postu:

Ale po co dodawać resztę skoro tego nikt nie czyta?
Wiesz co stwierdzam że to jest beznadziejne:D
Pisałam to pod wpływam kaprysu...impulsu...
A jak teraz patrzeć to temat zjechany i nudny ;p


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Strona Główna -> Fick Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Bluetab template design by FF8Jake of FFD
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin