Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ann_van_Deth
Kalosz
Dołączył: 03 Mar 2006
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
|
Wysłany: Pią 23:17, 03 Mar 2006 Temat postu: Ginny w Slytherinie rozdziały 1-10 |
|
|
1. Rozdział 1 "Jak to się zaczęło?"
Cześć! Jestem Ginny Wesley! Mam 15 lat i uczę się w szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, z czego moi rodzice są dumni.
Mam sześciu braci, niestety wszyscy ode mnie starsi: Ron o rok, Fred i George o 2 lata, Percy o 6 lat, Charli o 8 lat, a Bill o 9 lat i niestety żadnej siostry.(ech...)
Z całej rodziny jestem najmłodsza, dlatego wszyscy uważają mnie za małe dziecko, podczas gdy ja już dawno dorosłam i dojrzałam! Ale jak im to wytłumaczyć? (Chlip!) Jestem zrozpaczona...
W dodatku będąc w Gryffindorze nie mogę im pokazać, iż nie jestem już małą dziewczynką. Mimo całej swej odwagi i tego czego dokonałam dalej traktują mnie jak maleństwo!!! Ech...Co za życie!
Już nie raz zadawałam sobie to pytanie i zrobię to jeszcze raz: "Co by się stało, gdybym w pierwszej klasie zamiast do Gryffindoru trafiła do Slytherinu". Ciekawa jestem jakby wyglądało wówczas moje życie...
Siedzę w Pokoju Wspólnym Gryffindoru. Jestem już sama, gdyż jest już dość późno. Spojrzałam na zegarek. Wskazuje 15 minut po północy. Ech... Co z tego? I tak nie pójdę do dormitorium. Nie chce mi się spać!
- Co by się stało, gdybym trafiła do Slytherinu zamiast do Gryffindoru-usłyszałam nagle swój głos nie zdając sobie sprawy, że sama to powiedziałam.
- To bardzo proste -usłyszałam za sobą czyjś głos. Wstałam z fotela (chyba jeszcze nie wspomniałam, że siedzę na fotelu tyłem do wejścia pod portretem grubej Damy) i odwróciłam się. Przede mną stał Albus Dumbledore- dyrektor Hogwartu.- Była byś Ślizgonką- ciągnął dalej dyro.
- O tym wiem -odpowiedziałam.- Ale co po za tym?
- Hmm ...-zaczął się zastanawiać.- Jeśli chcesz to sprawdzić można łatwo tego dokonać.
- Niby jak?
-O tak.
Wyciągnął jakiś dziwny przedmiot z kieszeni, szepnął coś do niego i nagle zobaczyłam ciemność przed oczyma.
Otworzyłam oczy. Co się dzieje? Wokół jestem otoczona srebrno-zielonymi zasłonami!
-To barwy Slytherinu- wykrzyknęłam.
-Niby czyje inne- usłyszałam pytanie z za kotary, która nagle się odsłoniła. Wytrzeszczyłam oczy! Przede mną stała Miriam Afney, znienawidzona przeze mnie Ślizgonka pałająca do mnie taką samą nienawiścią, jaką ja do niej.- Wstajesz wreszcie, czy nie?- Moje oczy jeszcze bardziej się rozszerzyły, kiedy tylko zobaczyłam dobroduszny uśmiech na jej twarzy.
- Co ty tu robisz- krzyknęłam ze zdziwieniem.
- Jak to co? Przecież mieszkam w tym dormitorium- wydawała się być zaniepokojona.- Co ci się stało? Odbiło ci?- W jej głosie brzmiał strach. Czy to możliwe, że martwiła się o mnie? Ale dlaczego?
- Chyba tobie- mruknęłam pod nosem tak by nie usłyszała. Spojrzałam na nią podejrzliwie.
- Co ci jest? Dziwnie się zachowujesz- popatrzyła spokojnie.- Dobra. Mniejsza o to. Chodź, idziemy na śniadanie.- Wstała, podeszła do drzwi, lecz nim wyszła dodała- czekam w Pokoju Wspólnym- i wyszła.
Patrzyłam chwilę w przestrzeń i nagle coś sobie przypomniałam. Słowa Dumbledore: "Jeśli chcesz to sprawdzić można łatwo tego dokonać." Czy to możliwe, że teraz jestem Ślizgonką z przeszłością w Slytherinie? Muszę się tego dowiedzieć! Ale jak, a co najważniejsze od kogo mogę dostać takie informacje?
- No jasne! Dumbledore- znów usłyszałam swój głos. Wstałam i rozejrzałam się po dormitorium.- Uff... Nikogo nie ma. Na szczęście!
Szybko się ubrałam, umyłam i zaczęłam schodzić na dół do Pokoju Wspólnego. Było tu mnóstwo Ślizgonów i Ślizgonek. Będąc jeszcze na schodach usłyszałam znajomy głos.
- Słonko, schodzisz, czy mam czekać wieki?- Był to Draco Malfoy i patrzył w moją stronę. Obejrzałam się za siebie, ale nikogo tam nie było. Czyżby on mówił do mnie? Szok!- Ginny! Schodź!- To usłyszałam wyraźnie. Powiedział „Ginny”. Boże, czego on ode mnie chce? Proszę niech do będzie zwkły sen. Niech to mi się tylko śni. Uszczypnę się! Tak! Na pewno nic nie poczuję, a to będzie znaczyć, że tylko śnię!
Schowałam obie ręce za plecy i uszczypnęłam się mocno w lewą rękę. "O nie!"- pomyślałam- " To jednak nie sen. Ale co ten palant chce ode mnie?" Zeszłam po schodach i podeszłam do niego. Popatrzyłam na Dracona jak na palanta i spytałam:
- O co chodzi?
- Jak to, o co?- Wydawała się zdziwiony.- Idziemy na śniadanie, czy nie?- Samo pytanie nie wywarło na mnie żadnego wrażenia, ale to co zrobił później, tak. Pocałował mnie w policzek!
"Och, nie! On mnie pocałował! Jak śmiałeś to zrobić, ty wstrętny żabojadzie". To ostatni zdanie prawie powiedziałam. Ledwo co się powstrzymałam. "Uff... Lepiej nie mówić tego na głos. Muszę się dowiedzieć o co tu chodzi. Mam tylko nadzieję, że nie spełnią się moje najgorsze myśli..."
- Idziemy. Chodź.- I pociągnął mnie za rękę, a za nami szła Miriam.
Wyszliśmy z Pokoju i udaliśmy się do Wielkiej Sali. Kiedy tam weszliśmy zauważyłam, że jest strasznie gwarno. Spojrzałam na stół nauczycieli wyszukując wśród nich Dambledore'a. Znalazłam go. Siedział jak zwykle na swoim miejscu. Od razu pomyślałam, że jak tylko zje śniadanie muszę z nim porozmawiać.
Wraz z Miriam i Draco usiadłam przy stole Slytherinu, ale nie od razu zaczęłam jeść. Patrzyłam na stół Gryffindoru, szukając moich braci(Rona, Freda i George'a, gdyż jeszcze tylko oni nie odeszli z Hogwartu), Hermiony i Harry'ego. Wszystkich znalazłam, co mnie zdziwiło, ponieważ myślałam, że po pamiętnej ucieczce przed Umbridge Fred i George tu ni powrócą. A jednak... Cała piątka rozmawiała zawzięcie. Ciekawe o czym.
- Chyba nie jesteś jednak głodna, co?- Z zamyśleń wyrwał mnie głos Malfoya. Spojrzałam na niego.
- Co? Och... Jestem- odpowiedziałam szybko.
- Raczej nie, patrząc po twoim talerzu.
Chcąc nie chcąc zaczęłam smarować sobie tosta masłem i położyłam na nim ser żółty. Po krótkim, lecz dość sytym śniadaniu zauważyłam, że Albus wstaje od stołu nauczycieli i wychodzi z Wielkiej Sali. Szybko wstałam i ruszyłam za nim. Zdążyłam tylko usłyszeć pytanie Malfoya: "Dokąd tak się śpieszysz?" i szuranie jego krzesła, bo już biegłam za dyrektorem. Dogoniłam go przy schodach prowadzących na drugie piętro.
- Panie dyrektorze- wysypałam zdyszana. On odwróciła się spokojnie i widząc, że biegnę spojrzał na mnie.
- Ach... Panna Wesley. Spodziewałem się, że pani będzie chciała ze mną porozmawiać. Proszę do mojego gabinetu.- Odwrócił się i ruszył przodem. Stanął dopiero przed gargulcem, pilnującym wejście do jego gabinetu.
- Hasło- zaskrzeczał gargulec.
- Dyniowe Paszteciki- odpowiedział dyrektor, a gargulec odskoczył odsłaniając schody do jego gabinetu. Wszedł pierwszy, ja tuż za nim. Doszedłszy do drzwi otworzył je i zapraszającym gestem dał mi znać, iż mam wejść pierwsza i usiąść na krześle przy jego biurku. Kiedy to zrobiłam, zamknął drzwi, podszedł do swojego fotela i usiadłszy w nim przemówił:
- Wiem co cię do mnie sprowadza, droga Ginny, ale czy nie tego właśnie chciałaś?
- Owszem, tego. Ale teraz chciała bym wszystko zrozumieć. Co się stało od czasu przydzielenia mnie do Slytherinu?
- Szczerze mówiąc, wiele. Kiedy twoi bracia usłyszeli o tym, iż ty jako jedyna w rodzinie jesteś w Slytherinie natychmiast zawiadomili o tym twych rodziców po przez sowę. Następnego dnia twoi rodzice zjawili się tu z prośbą o przeniesienie cię do Gryffindoru, gdzie byli też twoi bracia. Nałożyłaś więc ponownie Tiarę Przydziału, lecz ona znów wybrała cię do Slytherinu. Nie mieli wyboru i zostawili cię w tym domu. Cóż, to chyba tyle.
- A czemu Malfoy nazywa mnie "słoneczkiem" i mnie...- tu się zawahałam, ale po chwili dokończyłam zdanie.- I dlaczego mnie całuje? To znaczy... czy pan to wie- dodałam nieśmiało.
- Owszem, wiem. Widzisz, kiedy trafiłaś do Slytherinu nie pałał do ciebie specjalną przyjaźnią. Ani do ciebie, ani do twoich przyjaciół i twojej rodziny. Z czasem jednak zaczynał się przekonywać, iż jesteś bardzo miłą dziewczyną i zaproponował, jak to wy mówicie, ci chodzenie.
- I... co, bo aż boję się spytać-spytałam niepewnie, ale już znając odpowiedź.
- I... zgodziłaś się.
- Uh ... koszmar.
- Dlaczego? Może nie jest taki jak zawsze uważaliście z rodziną i przyjaciółmi. Skoro się zgodziłaś musiałaś mieć ku temu powody, nie uważasz?
- W sumie to racja... -westchnęłam.- Ale coś nie daje mi spokoju.
- Tak?
- Jak to się stało, że jestem teraz Ślizgonką i jakim cudem znalazłam się w tym dormitorium?
- Cóż... Ślizgonką stałaś się dzięki temu- i wyjął z kieszeni ową rzecz, którą chyba zmienił przeszłość tak bym była w Slytherinie.- To jest Matreca Iriamna. To dzięki niej zmieniłem czas, tak byś była w Slytherinie. A w dormitorium znalazłaś się ponieważ sama tam poszłaś.
- J-jak to? Przecież byłam w Pokoju Wspólnym, w dodatku u Gryfonów.
- Tak, ale wraz ze zmianą czasu zmieniła się twoja przeszłość, tak, że nie interesowało cię to co by się stało, gdybyś była Ślizgonką.
- Rozumiem-odpowiedziałam spokojnie.
- Masz jeszcze jakieś pytania?
- Nie. Bardzo dziękuję.
- Wobec tego możesz już wracać do siebie.
- Do widzenia- rzuciłam na pożegnanie i wyszłam.
2. Rozdział 2 "Pierwsze łzy..."
Zeszłam na dół po schodach i nie wiedziałam co robić. Muszę porozmawiać z chłopakami. Muszę się dowiedzieć co mam robić. Może oni dadzą mi jakąś radę? Albo chociaż Hermiona? Ruszyłam natychmiast ku wieży Gryffindoru. Po drodze nie napotkałam żadnego Gryfona, co wydało mi się dość dziwne bo zawsze kilku kręci się po szkole szukając innych, z którymi mógłby powymieniać się Kartami Sławnych Czarownic i Czarodziejów. Może coś się stało a ja nic o tym nie wiem?
Rozmyślając w ten sposób doszłam do Portretu Grubej Damy. Jak zwykle zobaczyłam zwyczajną scenę. Neville Longbottom stał przed Grubą Damą i najwyraźniej prosił ją by pozwoliła mu przejść, a ta oczywiście nie mogła tego zrobić , ponieważ nie znał hasła.
- Cześć Neville- przywitałam się. Odwrócił się najwyraźniej zdziwiony.
- Co ma znaczyć to przymilne "Cześć Neville"-Powiedział ze złością. Popatrzyłam na niego pytającym wzrokiem, ale nic dalej nie mówił, więc ja spytałam o to, po co tu przyszłam.
- Mógłbyś mi powiedzieć, gdzie są Fred, George, Ron, Harry, lub Hermiona?- Spytałam znów z nieukrywaną sympatią do jego osoby.
- Że co?- Wyglądał jakby miał zaraz wybuchnąć.- Po co ci to?!- Widać było, że ciężko mu zachować spokój.
- Chcę z nimi pogadać. Muszę się czegoś dowiedzieć- odparłam spokojnie, lecz już z lekkim lękiem.
- CHYBA NAJPIER POWINNAŚ ICH BŁAGAĆ O PRZEBACZENIE, NIE UWAŻASZ?!!!- Najwyraźniej nie mógł już wytrzymać ze złości.- PODOBNIE JAK MNIE!!!- Wytrzeszczyłam na niego oczy.
- Niby za co mam ciebie przepraszać?- Spytałam ze już całkowicie zbita z tropu.
- I TY SIĘ JESZCZE PYTASZ?!!!
- Tak, pytam się. Bo nie wiem. I nie drzyj się na mnie, dobra?- Byłam zła. Ja go pytam spokojnie a on się na mnie wydziera. Tylko zachodzę w głowę o co mu chodzi? Co ja takiego zrobiłam, że jest tak zdenerwowany? Jednak nie musiałam prowadzić z nim dalszej bezsensownej dyskusji, gdyż właśnie teraz nadeszli poszukiwani przeze mnie. Spojrzałam w ich stronę i już chciałam powiedzieć, że dobrze ich widzieć, bo musimy porozmawiać, gdy przerwał mi Ron.
- O, kogo moje oczy widzą?- Spojrzał na resztę.
- Czy to nie nasza kochana, słodka i niewinna Ginny?- Tę kwestię wypowiedział Harry. Otworzyłam szeroko oczy. O nie! Oni też. Co im wszystkim odbiło?
- Sądzą po wyglądzie i szacie- spytał Fred.
- Tak. To ona-dodał George.
- Masz nam może coś do powiedzenia, Ginny- spytał mnie Harry.
- Zapomnijcie o tym- to był głos Neville.- Ona nie ma zamiaru nas przepraszać. Twierdzi, że nie wie za co ma nas przeprosić- dodał ironicznie.
- Na tak. Bo niby, za co? Przecież nic się nie stało.- Ron był wściekły.
- Daj nam spokój i spływaj stąd! Jasne?- Warknął Fred i cała szóstka podeszła do Obrazu, George podał hasło(Słodkie Pióra) i cała szóstka weszła do środka zostawiając mnie samą. Najdziwniejsze było to, że Hermiona nawet się do mnie nie odezwała słowem. Weszła tam jakby mnie nawet nie zauważyła. Co ja takiego zrobiłam?
Poczułam, że łzy spływają mi po policzkach i natychmiast nie ocierając ich nawet zaczęłam biec. Pognałam po schodach w dół, potem przez Salę Wejściową, wybiegłam na dwór i pobiegłam przez błonia. Zatrzymałam się dopiero nad dębem stojącym przy jeziorze. Siadłam na świeżej zielonej trawie i zaczęłam płakać. Nie mogłam w to uwierzyć. Moi bracia, wszyscy, którzy jeszcze zostali w Hogwarcie, wraz z Harrym, Hermioną i Nevillem tak mnie potraktowali. Jak to możliwe? Łkałam tak pod tym drzewem rozmyślając. Nawet nie zauważyłam, że już się ściemniło. Spojrzałam na zegarek. Jest 20.16! Nie byłam na obiedzie. Dobrze, że dziś sobota, bo inaczej dostała bym szlabany u nauczycieli. Ech... Rozejrzałam się dokoła. Było spokojnie. Zerknęłam w stronę chatki Hagrida. Paliło się tam światło. Jeszcze raz zerknęłam na zegarek. Mam jeszcze prawie godzinę i 40 minut do końca kolacji. A Hagrid ... może on mi wytłumaczy to i owo, o ile i z nim nie mam na pieńku...
Wciąż płacząc powlokłam się do drzwi chatki. Kiedy do nich doszłam zapukałam, ale nie musiałam długo czekać, gdyż od razu usłyszałam tubalny głos gajowego.
- Kto tam?
- To ja, Hagridzie. Ginny. Ginny Wesley- odpowiedziałam wciąż łkając.
- Czego chcesz?- No jakże by inaczej? Oczywiście z nim też mam na pieńku. Słychać to po jego głosie.
- Błagam, Hagridzie- prosiłam, ale czy mi otworzy?- Muszę z tobą porozmawiać. To bardzo pilne. Proszę cię, otwórz.
Przez chwilę nic nie było słychać. Ale co miałam robić? Czekałam, aż coś się stanie. Po kilku długich minutach usłyszałam ciężkie kroki, szczekanie Kła(psa Hagrida) i w końcu szczęk otwieranych drzwi. Podniosłam głowę by spojrzeć w jego twarz, kiedy tylko pokazał się w drzwiach.
- Do stu diabłów, co ci jest?- Chyba zrezygnował z wyżywania się nade mną.
- Możemy porozmawiać?- Spytałam przez łzy.
- Wejdź i usiądź- odpowiedział krótko. Weszłam do środka, usiadłam na krześle i poparzyłam na niego. Natychmiast wyjął dwie filiżanki i czajnik, w którym miał najwyraźniej świeżo zaparzoną herbatę. Podał mi jedną i nalał część zawartości czajnika.
- Dziękuję- powiedziałam dalej łkając.
- Taa ... –zaczął drapiąc się po brodzie.- Ale wiesz, co do mnie to...
- Przepraszam, za wszystko.- Nie dałam mu skończyć. Wiedziałam , że o to mu chodzi.
- Skoro tak, to w porządku. A teraz mówże, co się stało.- I opowiedziałam mu o tym jak potraktowali mnie pozostali.
- ... A najgorsze jest to, że nie pamiętam- tu skłamałam, bo przecież naprawdę to nie mam o tym pojęcia- za co są na mnie wściekli.
- Hymm ... Cóż, wybacz że to mówię, ale im się nie dziwię. Po tym jak ich wszystkich zaczęłaś szpachlować z tym swoim chłopakiem nic dziwnego, że tak zareagowali. Pamiętasz, że cały czas się z nich wyśmiewasz i obrażasz ich, prawda- dodał niepewnie. Kiedy pokręciłam głową przemówił znowu.- Chyba się czymś uderzyłaś w głowę, wiesz?
- Możliwe- przytaknęłam obojętnym tonem.
- W każdym razie prawda jest taka, że ich porządnie zrównałaś z ziemią i powinnaś ich przeprosić.
- Masz rację. Dziękuję za rozmowę. Pójdę już, jeszcze muszę wstąpić na kolację.
- Do zobaczenia.
I wyszłam obrawszy kurs na Wielka Salę.
3. Rozdzaił 3 "Pomocy! Draco się przyczepił"
Kolację zjadłam w pośpiechu nie zwróciwszy na nikogo uwagi. Następnie poszłam do dormitorium, umyłam się i poszłam spać.
Niedziela minęła zwyczajnie. Cały dzień odrabiałam lekcje z przerwami jedynie na posiłki. W poniedziałek cały czas spędzałam na lekcjach i w bibliotece (ewentualnie chodziłam coś zjeść). Mimo to kolacja była koszmarem.
Kiedy weszłam odrazu podszedł do mnie Malfoy. Rany, czemu on, czemu nie ktoś inny? Niech pójdzie do Diabła, proszę, tylko nie do mnie!
- Gdzie byłaś? Szukałem cię!- Najwyraźniej był zatroskany. I co z tego? Przecież tak naprawdę go nienawidzę! Ale przecież nie mam serca z lodu... i ... nie jestem nim!
- Sorry! Musiałam przemyśleć to i owo...- odpowiedziałam spoglądając na niego.- A co? Martwiłeś się o mnie?
- Nie żartuj ze mnie! Wiesz, że tak!- Rany, ale się przejął? Czy mu naprawdę na mnie zależy?
- Nic mi nie jest! Jestem cała i zdrowa! Zadowolony- spytałam z uśmiechem.
- Tak. Teraz chodź- i pociągnął mnie do stołu Ślizgonów. Kiedy usiadłam zerknęłam w stronę Gryfonów. Siedzieli tam. Cała szóstka. Zerkali na mnie wściekłymi minami i szeptali coś między sobą.
- Ech...- westchnęłam.
- Co? Coś nie tak- dopytywał się Malfoy.
- Nic... Nie zrozumiałbyś...
Spojrzał na mnie trochę urażony, ale nic nie powiedział. Do końca kolacji nie odezwałam się do niego ani słowem, on do mnie też. Po sytej kolacji wstałam od stołu i wyszłam. Malfoy pognał za mną. Ech... Ale się uczepił... I za co to wszystko?
- Czemu mnie unikasz- zapytał trochę ze smutkiem, trochę ze złością.
- Nie unikam cię- odpowiedziałam PRAWIE szczerz.
- Tak, jasne, a ja jestem Świętym Mikołajem.
- Skoro tak mówisz...- skomentowałam z uśmiechem.
- Bardzo śmieszne...
- Dla mnie, owszem.
Nic nie odpowiedział. Przez chwilę nad czymś myślał, lecz po kilku minutach wziął mnie za rękę i powiedział:
- Chodź ze mną, coś ci pokażę.
Zerknęłam na zegarek. Była 21.26.
- Draco! Powinniśmy wracać do Pokoju Wspólnego! Uczniowie nie mogą chodzić po szkole po 21.00, chyba że wracają z kolacji- mówiłam ze śmiechem na ustach.
- Kiedyś ci to nie przeszkadzało.- Kiedyś? To znaczy kiedy?- Jesteś pewna, że się dobrze czujesz- spytał kiedy wybiegliśmy na błonia.
- A dlaczego mam się źle czuć?- To pytani mnie zdziwiło.
- Od rana dziwnie się zachowujesz, tak jak byś przeszła transformację.
- Nie przejmuj się. To tylko pozory...- Rany, czy ja to naprawdę powiedziałam? Nie spędziłam z nim dużo czasu, ale jest dla mnie taki miły... Zaczyna mi się nawet podobać...- Po co wyszliśmy z zamku?- I znów jestem zbita z tropu... Ech...
- A po co tłum ludzi ma się na nas gapić?- Nim powiedziałam cokolwiek, on pocałował mnie w usta.
Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem. On nic ni mówiąc znów mnie pocałował. „Rany! Niech mnie puści! Chcę stąd iść!”-pomyślałam. „Czemu nie zostawi mnie w spokoju?” Spojrzał na mnie, ja na niego... Spytałabym go o to, ale nie chcę by znowu wybuchła jakaś awantura.
- Kocham cię- usłyszałam jakby z oddali jego głos. Otrząsnęłam się i odpowiedziałam:
- Wracajmy, robi się późno.
- Jak chcesz-odpowiedział słodko i znów mnie pocałował. Błe! Obrzydlistwo!!!
Równym krokiem ruszyliśmy do zamku. Przebiegaliśmy szybko przez korytarze uważając, by nie natknąć się na Filcha. Kiedy weszliśmy do Pokoju Wspólnego nie było tam wiele osób. Niestety była z nimi Miriam. Ech... Nienawidzę jej!
- Idę do sypialni. Dobranoc- pożegnał się Draco i odszedł w swoją stronę.
- Dobranoc-odpowiedziałam nim zniknął na schodach i udałam się do własnej sypialni.
Miriam poszła za mną, lecz nie odezwałam się do niej słowem. W dormitorium przebrałam się bez słowa w piżamę i poszłam spać.
4.Roział 4 "Pensy na horyzoncie... i kolejne okropne dni"
W poniedziałek przeżyłam szok na eliksirach! Snape dał mi 15 punktów! Szok! Zwykle to mnie karał i odejmował po 5 punktów na każdej lekcji (jeśli coś sknociłam), a teraz... Dał mi darmowe 15 punktów, bo dobrze dodawałam składniki i odpowiednio mieszałam eliksir... Wow! Chwali to się mu... Ale przez takie rzeczy mam na pieńku z rodzinką, bo mimo iż mi dodał punkty 10, odjął Gryfonom. Ech... I co ja biedna mam robić? Ale miałam mimo wszystko udany dzień. Udało mi się uniknąć jakiegokolwiek spotkania z Malfojem. Cały dzień go nie widziałam! Hura!!!
Następnego dnia wstałam o zwykłej porze (8.15) i poszłam się umyć. W łazience zaczepiła mnie Pensy Parkinson.
- Jak tam twój Drakuś- spytała złośliwie.
- Nie twoja sprawa- odpowiedziałam gniewnie nie spojrzawszy na nią. Zastanowiła się chwilę po czym powiedziała.
- Jest trochę smutny...
- To idź go pociesz- warknęłam.
- ... bo go unikasz- dokończyła.- Tak przynajmniej on uważa- dodała. Spojrzałam na nią ze zdziwieniem. Teraz ja potrzebowałam chwili namysłu.
- Nawet jeśli to nie twoja sprawa- rzuciłam pogardliwie po czym wyszłam.
Nie oglądałam się za nią dokąd nie weszłam do Pokoju Wspólnego, gdyż tam dopiero usłyszałam wołający mnie głos Dracona.
- Ginny! Czekaj!
Odwróciłam się napięcie i zobaczyłam jak do mnie podchodzi.
- Tak- spytałam grzecznie.
- Czemu mnie unikasz- był z lekka zły.
- A czemu myślisz, że ciebie unikam?
- Ponieważ nie zwracasz na mnie najmniejszej uwagi. Wysłałem ci list przed obiadem. Napisałem, że będę czekał na ciebie w dormitorium, ale ty nie przyszłaś, ani nie odpisałaś.
- Ale ja nie dostałam żadnego listu- sięgnęłam pamięcią do mojej nocnej szafki, w której leżał owy list. To co my powiedziałam oczywiście było kłamstwem. :] A co, mam mu mówić prawdę? W życiu!
- Jak to nie- zapytał zdziwiony.
- A no tak, nie dostałam go- powiedziałam to takim tonem, jakbym tłumaczyła coś całkowitemu bez mózgowi. Mam nadzieję, że się obrazi :].
- Ech...- westchnął.- Dobra, sorry.- Spojrzał na mnie i się uśmiechnął.- Idziesz na śniadanie?
- A co innego mam robić?- =.= Rany, co za pytanie.
-To chodźmy razem- zaproponował. Co miałam zrobić? Zgodziłam się.
Następny dzień minął tak szybko, że nim się obejrzałam odrabiałam już ostatnią pracę domową (dla Binnsa) i poszłam spać.
5. Rozdział 5 "Ja gram na pozycji ścigającej??... Wiecie? Draco w gruncie rzeczy jest spoko!"
Dni mijały, a ja wciąż próbowałam pogodzić się z moimi przyjaciółmi (i braćmi) Gryfonami. Niestety, kiedy tylko podchodziłam do któregoś z nich odrazu rzucali głupimi tekstami i po chwili odchodzili obrzucając mnie bluzgami i wściekłymi spojrzeniami. Jak im mam wytłumaczyć, że to wszystko nieporozumienia?
Zastanawiając się nad takimi sprawami leżałam w łóżku w swoim dormitorium. W dodatku Dracon cały czas wciąż się do mnie lepił. Ech... Odczepiłby się wreszcie. Tak na marginesie: co on takiego we mnie widzi? Przecież jestem rudowłosym, piegowatym ...(hymmm. Czym?) Boże, dopomóż! Niech on się odczepi!!! (Jakby co... jest piątek 30 września, wieczór, ok. 23.40^.^! Przynajmniej jutro się wyśpię, bo nie mam lekcji^.^! Hura!!!
*** *** ***
Jednak nie dane mi było spać do późna, gdyż rano...
- Ginny! Wstawaj! CZEKAJĄ TYLKO NA CIEBIE!!!- usłyszałam krzyk Miriam i tak gwałtownie wstałam, że spadłam z łóżka prosto na głowę... Ech...! Ale ból!!!
- Auuuuuuu- wrzasnęłam.- To boli!
- Boleć cię będzie wszystko inne, jak zaraz nie znajdziesz się na boisku!
- Boisku- to mnie wytrąciło z rytmu. O co jej chodzi?- O czym ty w ogóle mówisz?
- No nie! Zapomniałaś?- ale była poirytowana (hihihi! Świetnie! Dobrze jej tak!)
- Niby o czym- zapytałam szczerząc zęby.
- O Quidditchu! Od dziś zaczyna się sezon!
- I co? Idziemy kibicować- sama już byłam zbita całkiem z tropu.
- IDIOTKO- ryknęła.- Zaraz zaczynają trening!
- No i co? Nie idę popatrzeć, chcę się wyspać!
- Grasz na pozycji ścigającej!
To mnie zdumiało! Ja? Ścigającą Ślizgonów? Czy to nie przesada?
- Wyłaś z łóżka! Nasz kapitan czeka na ciebie z resztą drużyny!
Szybko się przebrałam i już chciałam iść na śniadanie, kiedy Miriam wcisnęła mi w ręką dwa tosty oznajmiając, że to moje śniadanko. Najadłam się, nie ma co...
Pognałyśmy przez błonia (ja z moją Błyskawicą-od kiedy moich starych stać na taki sprzęt???) na boisko. Wlazłyśmy do szatni, a tam... Kogo widzę jako kapitana? Oczywiście... Dracon! A niby kto inny! Ale zaraz... Od kiedy on jest kapitanem Ślizgonów?
- No nareszcie- przywitała nas!- Budzik ci się zepsuł Wesley?- On mówi do mnie po nazwisku? Od kiedy???- Dobra! Skoro już wszyscy jesteśmy, to na miotły i rozpoczynamy trening.
Malfoy wyciągnął z nas siódme poty! A ja myślałam, że to będzie spokojny dzień... Ech... Bywa... (Co do mioteł... Najwyraźniej stary Dracona za sponsorował je bo... cała drużyna ma takie same.)
Po treningu Dracon chwycił mnie za ramię i oznajmił:
- Mam nadzieję, że na mecz nie zapomnisz włączyć budzika.- Ale świnia!
- Nie martw się- odpowiedziałam sucho.- Nie zapo... - i nie dokończyłam, bo złożył na mych ustach długi namiętny pocałunek.
- Mmm ... Draco! Puść mnie!- Kiedy już skończył mnie całować zaczęłam się wyrywać.
- Nie- odpowiedział, a ja rozszerzyłam oczy ze strachu. O co mu chodzi?- Najpierw mi odpowiesz, czemu od rozpoczęcia roku unikasz mnie, wyrywasz mi się cały czas i dlaczego starasz się pogodzić z Głupoterrem, tom szlamą Grenger, Longbottomem i Wesley'ami!
- Nie nazywaj tak Hermiony- wrzasnęłam, po czym zasłoniłam usta rękami.
- Co ci jest?
- Nic- odpowiedziałam odwracając od niego wzrok.- A pogodzić się staram z braćmi, bo są moją rodziną, jeśli jeszcze o tym nie zapomniałeś.
- Ok. A co z Longbottomem, Grenger i Głupoterrem?
- To przyjaciele Rona!
- Ech... Ale czemu MNIE unikasz?
- Bo... bo... bo...- rany! Co ja mam mu powiedzieć?- Ja... ja nie wiem.
- ?? Jak to?
- No,... tak...
- Unikasz mnie i nawet nie wiesz czemu?
- Można tak powiedzieć.
- Ech...- westchnął.- Rozumiem-odpowiedział spokojnie.- Dobra, nie będę naciskał. Jak nie chcesz mówić to nie mów, ale nie unikaj mnie, ok?- I pocałował mnie najpierw w szyję, a potem w ustach, ale tak... tak... tak wspaniale... Może on jednak nie jest taki zły? Może jednak dać mu szansę? Czemu nie?
Cały dzień postanowiłam spędzić z Draconem i ... opłaciło się. Powiem więcej: jestem z tego bardzo Heppy! Jednak pod tym wrednym uśmieszkiem kryje się całkiem czuły chłopak... Może dlatego moja PRZESZŁA JA została jego dziewczyną...
6. Rozdział 6 "Wypadzik do Hogsmode?? Hura!!!"
Następnego dnia obudziłam się o 9.00 przypominając sobie, że muszę jeszcze napisać wszystkie wypracowania na lekcję... Ech... Koszmar! Zaczęłam od zadania z eliksirów, następnie w ruch poszły wypracowania dla Binnsa, McGonagal, Sprout i Flitwika.
Draco mi pomagał, więc skończyłam przed pierwszą po południu... ^^ Było fajnie. Resztę niedzieli spędziłam z nim włócząc się po błoniach(Crabbe'a i Goyla się pozbyliśmy wcześniej, podobnie jak Pensy^^), kiedy nagle ok. 18.00... O nie! Tylko nie to!
- A któż to- usłyszałam drwiący głos Rona.
- Czego chcesz Wesley- stanął w mojej obronie Draco.
- Nie do ciebie mówimy Malfoy- żąchnął się Harry.
- Może nie do mnie, ale do mojej...- nie dokończył, bo ja purpurowa na twarzy przerwałam mu.
- Dajcie nam spokój! Jasne- krzyknęłam na nich. Spojrzeli na mnie zdziwieni.- No co- warknęłam.
- Nic- dopowiedziała szorstko Hermiona, po czym cała trójka odeszła zmierzając do Hogwartu.
Draco spojrzał na mnie z podziwem.
- Wow! Niezły wybuch.
- Dzięki. Wkurzyli mnie- odparłam już spokojniej. Co oni sobie myślą? Że mogą tak napadać na mnie i Draco i będę siedzieć cicho? Nigdy!
Odwruciłam się, żeby na niego spojrzeć, a on mnie pocałował. Kiedy skończył (to trwało ok. minutę) powiedziałam, że lepiej żebyśmy już wracali, bo akurat zbliżał się Filch! Smród chodzący po gaciach! Czemu on wszędzie węszy? I to z ta swoją wyleniałą kotką! Chciała bym ją kopnąć tak, by poleciała na Plutona!
Ruszyliśmy ku Pokoju Wspólnemu. Kiedy tam dotarliśmy zauważyliśmy tłok Ślizgonów przy tablicy ogłoszeń. Podeszliśmy bliżej i zauważyliśmy ogłoszenie, na które wszyscy zerkali:
Wypad do Hogsmode
Odbędzie się w sobotę 8 października od godziny 10.00 do
20.00. Uczniów chętnych na wyjście prosimy o powiadomienie
u swojego wychowawcy.
Minerwa McGonagal
Zerknęłam na Dracona i zrozumiałam, że myśli o tym samym. Od razu polecieliśmy do Snape'a żeby się zapisać.
7. Rozdział 7 "Koszmarny początek wypadu do Hogsmode..."
Tydzień minął szybko i nim się obejrzałam już była sobota, a co za tym idzie? Wypad do Hogsmode^^! W ciągu tygodnia mieliśmy 2 treningi Qudditcha! Oczywiście ja musiałam mieć utarczkę z moimi "ulubionymi" Gryfonami ("... Nie ma przy tobie Malfoya, by mógł cię bronić?"- tekst Freda, i moja odpowiedź: "Sama umiem sobie poradzić!"), ale nie przejmowałam się nim- głupek! Chyba właśnie dlatego moja DAWNA JA ze Slytherinu go nie lubiłam. Bo co? Trafiłam do Slytherinu, to już muszę być gorsza od nich? Wcale nie! Dobrze, że chociaż Ślizgoni trzymają moją stronę. Zdążyłam się już do nich przyzwyczaić w ciągu poprzedniego miesiąca. Jest dobrze... jak na razie. Gdybym jeszcze się pogodziła z Gryfonkami. To by było super!
Oboje z Draconem wstaliśmy o 8.30 i o 9.00 siedzieliśmy już na śniadaniu. Zjadłam parę tostów z twarogiem i popiłam zwykłą herbatą. Po śniadaniu udaliśmy się do Pokoju Wspólnego, gdzie odczekaliśmy, rozmawiając, o 9.55 biegliśmy już no Sali Wejściowej. Był tam mały tłumik, ale szybko stanęliśmy w kolejce, wiedząc, iż za kilka minut kolejka będzie się ciągnęła, aż do schodów. Staliśmy tak kilka minut, aż Filch nas puścił i pognaliśmy do Hogsmode.
- Dokąd najpierw- spytałam mojego towarzysza.
- Może do...- ale nie zdążył dokończyć, bo ktoś mu przerwał.
- Może najpierw pójdziecie z nami- usłyszeliśmy szydzący głos za nami. Odwróciliśmy się napięcie i spojrzeliśmy kto do nas mówił. Zatkało mnie trochę, kiedy zobaczyliśmy, że ta dziwna "propozycja" towarzystwa wyszła z ust nie kogo innego, jak... George'a. Obok niego stali Fred i Lee.
- O co ci tym razem chodzi, George?
- Nam- spytał z udawanym zdziwieniem Fred.- O nic wielkiego.
- To znaczy- zeźlił się Draco.
- O... Można to różnie definiować- zaczął Lee.
- Na przykład tak- wpadł mu w słowo Fred.- „Jeśli z nami pójdziecie, to może nie będziecie mieli kłopotów, ...”
- ”... ale jeśli się nie zgodzicie to najpierw was spierzemy, a potem i tak was zaciągniemy tam, gdzie chcemy!”- dokończył George.
Draco i ja spojrzeliśmy po sobie. Co mieliśmy zrobić?Ruszyliśmy za moimi braćmi i ich przyjacielem. Prowadzili nas mniej więcej w stronę Wrzeszczącej Chaty, lecz później odbili w stronę lasu. Szliśmy za nimi nie śmiejąc nawet na siebie spojrzeć, a co dopiero przemówić. Zdawało mi się, że idę na skazanie wśród otaczających mnie trzech katów.
Szliśmy lasem prawie 10 minut, aż się zatrzymali. Rozejrzałam się dokoła. Wokół było tylko dużo kamieni i drzew. "O co tu chodzi"-pomyślałam. Fred podszedł do jednego z największych głazów, stuknął w niego dopiero co wyjętą różdżką i szepnął coś w stronę głazu. Odsunął się na parę kroków i nagle wszyscy obaczyliśmy jak głaz się odsuwa ukazując jakieś dziwne wejście.
- Zapraszamy do środka- zachęcał nas przesłodzonym głosem Lee. Weszliśmy do wnętrza skały, a naszym oczom ukazał się zdumiewający widok. Było tu tyle miejsca, że spokojnie mogłoby tu zamieszkać na stałe z 6 osób. Pomieszczenie dzieliło się najwyraźniej na więcej pokoi, gdyż było tu 5 drzwi prowadzących w różne strony.
- To tylko przedsionek- powiedział z duma George podchodząc do drzwi na wprost od wejścia i otwierając je.- Zapraszamy do pokoju gościnnego.- Mówiła tak samo przesłodzonym głosem co Lee.
Weszliśmy do owego pokoju, a ja oniemiałam. Wewnątrz było 7 foteli przystawionych do wielkiego stołu po środku pomieszczenia.
- Siadajcie- nakazał Fred, który najwyraźniej nie chciał się bawić w uprzejmości.
Usiedliśmy na fotelach stojących obok siebie, a oni usiedli na przeciw nas. Spojrzeliśmy na nich niewiedząc co zrobić, czy powiedzieć. Oni przypatrywali nam się, ale nic nie mówili. Już chciałam spytać po co nas tu sprowadzili, ale nie zdążyłam, ponieważ w tej samej chwili postanowiła przemówić George.
- Jak myślicie, czemu was tu przyprowadziliśmy?- Zerknęliśmy na siebie.
- Skąd mamy wiedzieć- spytałam niepewnie.
- Jesteście tu ponieważ chcemy wam oznajmić, że mamy dość tego jak się zachowujecie wobec nas i innych gryfonów!- Ponownie spojrzałam na Dracona. Co tym razem zrobiliśmy? Nie wiem. Ale przecież Draco by nic nie zrobił. Zabroniłam mu chamsko się odnosić do każdego Gryfona, grożąc, że jeżeli to zrobi natychmiast z nim zerwę! A on mi przysiągł, że nie będzie nic takiego robił.
- A co tym razem zrobiliśmy- odezwał się Draco.
- O... może mi powiesz, że nie masz pojęcia, o co chodzi- zaszydził Lee.
- A żebyś wiedział- krzyknęłam ze złością. Wstałam, chcąc wyjść, lecz mnie powstrzymali, zasłaniając drzwi sobą.
- Siadaj i sieć na miejscu- rozkazał George.
- Nie mam zamiaru- wrzasnęłam. Chciałam się przez nich przepchać, ale Fred już wymierzał ręką w moją twarz. W ostatniej chwili odciągnął mnie od nich Draco. Fred się zamachnął tak, że o mało nie upadł. Wściekły za to rzucił się na Dracona i zaczął go okładać pięściami.
- Zostaw go Fred- krzyknął George odciągając brata od Malfoya, który miał rozciętą wargę i zakrwawiony nos.- Nie warto.
- Poza tym, nie mieliśmy ich uszkadzać- dodał Lee, ale uśmiechał się z satysfakcją widząc obitego Dracona.
8. Rozdział 8 "Wyszliśmy z tego cało..."
- Więc może powiecie, o co chodzi, co- spytałam, kiedy już pomogłam Draco się podnieść.
- O TO, CO ŻEŚCIE ZROBLIL- wrzasnął Fred.
- ALE CO ZROBILIŚMY- wrzasnęłam tak jak on.
- NIE DRZYJ SIĘ NA MNIE- ryknął Fred.
- BĘDĘ SIĘ DRZEĆ, SKORO TY WRZESZCZYSZ NA MNIE- odpowiedziałam mu krzykiem. Już czerwony na twarzy Fred chciał odpowiedzieć, kiedy przerwała mu wybuch George.
- Fred! Uspokój się- powiedział w miarę spokojnie, po czym zerknął na mnie jakby z odrazą i dodał zwracając się do mnie- ty też Ginny.
- Zatem, mogę nareszcie się dowiedzieć, o co chodzi- spytał Draco bledszy na twarzy niż zazwyczaj.
- Cóż, to zwykle my robimy wredne kawała, ale...- przerwała na chwilę George.
- Ale...- spytałam chcąc się nareszcie dowiedzieć, co zrobiliśmy.
- Wiecie kogo wszyscy uczniowie najbardziej nienawidzą w szkole, prawda- spytała Lee mając najwyraźniej nadzieję, że przynajmniej to wiemy. Od razu zrozumieliśmy o kogo chodzi.
- Filch'a- oznajmiliśmy jednocześnie. Na twarzach bliźniaków i Lee widać było ulgę.
- Właśnie- odpowiedział Fred, który już zdążył się uspokoić.
- My nigdy, nawet na Ślizgonów, nie nasłalibyśmy go na innych uczniów.- Dokończył swoje zdanie George. Wraz z Draconem przełkneliśmy głośno ślinę. Już wiedzieliśmy o co chodzi.- Natomiast wy do zrobiliście- dodał oskarżycielsko.
- Czemu uważacie, że coś takiego zrobiliśmy- spytał zdezorientowany Draco.
- Bo tylko wy jesteście tak wrednymi i nędznymi...- zaczął Lee, lecz mu przeszkodziłam.
- Nic takiego nie zrobiliśmy! Nigdy bym na nikogo nie nasłała Filch'a, nawet na największego wroga!
Chłopaki oniemieli i zapadła cisza, która trwała jakieś 3 minuty. Po tym czasie Lee odchrząknął i przemówił.
- Wobec tego, skąd Filch miał coś takiego- spytał i pokazał nam liścik.- Filch powiedział, że dostał powiadomienie i dał McGonagal ten liścik, a ona dała go nam, sądząc, że to nasza sprawka.
Wzięliśmy od niego liścik spojrzeliśmy na niego. Od razu poznałam to wywijasowate pismo- pismo Pensy Parkinson!
Poczęłam czytać list, ciekawa co też ona tam napisała.
Panie Filch!
Jestem poinformowana o tym, iż Gryfoni mają pełno Łajnobomb
i innych świństw, którymi chcą obrzucić wszystkie główne korytarze
na każdym piętrze. Obawiam się, że jeśli Pan ich nie powstrzyma
będą duże kłopoty. Radzę szybko interweniować.
Pozdrowienia:
--------
- Bez podpisu- za uwarzył George.
- Nie potrzebuję podpisu, by wiedzieć, kto napisał ten list- oznajmiłam ze złością.- I nie jest to żadne z nas! Ten list napisała Pensy Parkinson. To jej pismo!
Draco spojrzał najpierw na list, a potem na mnie.
- Owszem, to pismo Pensy.
Trójka siódmoklasistów wymieniła spojrzenia.
- Dobra, wobec tego możecie iść, ale radzę wam poinformować tą waszą Ślizgońską koleżankę, że ma duże kłopoty- powiedział mściwie Lee.
Natychmiast wyszliśmy z ich kryjówki, przez drzwi, którymi weszliśmy, poczym skierowaliśmy się do Trzech Mioteł, na kufel kremowego piwa. Przez cały czas rozmawialiśmy o tym, co się stało, lecz Draco od tamtego czasu jeszcze bardziej pobladł na twarzy, wobec czego wróciliśmy do Hogwartu i skierowaliśmy się do Skrzydła Szpitalnego, gdzie zastaliśmy pielęgniarkę- panią Pomfley.
- Dobrze, że przyszliście- oznajmiła, kiedy spojrzała na Dracona.- Jesteś bliski omdlenia. Poczekaj chwilę, zaraz przyniosę lekarstwo.
Wyszła do swojego gabinetu, ale wróciła po dwóch minutach. Podała Draco lek i oznajmiła:
- Możesz iść, ale musisz odpocząć. Przez godzinę masz leżeć w łóżku.
Draco spojrzał na mnie i szepnął tak, żebym tylko ja to słyszała:
- Nie ma sprawy. Ginny dotrzyma mi towarzystwa w tym łóżku- po czym uśmiechnął się do mnie. Zrobiłam duże oczy i rzuciłam mu gniewne spojrzenie.
Wyszliśmy ze skrzydła i ruszyliśmy do Pokoju Wspólnego, a ja spytałam Draco:
- Co miała znaczyć, to, że ci potowarzyszę w tym łóżku?
- E... nic... nieważne.
9. Rozdział 9 "Cholerny ham z tego Malfoya!"
Następnego dnia obudziłam się o zwykłej porze jak co niedzielę(czyli o 9.00 jakby ktoś nie wiedział). Wstałam i poszłam się umyć. Po porannej toalecie ruszyłam do PW, gdzie jak zwykle miał na mnie czekać Draco. Weszłam do PW i co... oczywiście tam był.^^ I dobrze! Przynajmniej jedna osoba (inteligentna), która nie wkurza się na mój widok (nie licząc Crabe’a i Goyla, bo to dwa bezmózgi!!!), no i innych Ślizgonów bo Ślizgonki są fankami Dracona i wkórza je, że on chodzi ze mną.
Tak więc ruszyliśmy na śniadanie. Ja jak zwykle zjadam tosty, ale nic poza tym. Resztę dna spędziliśmy zwyczajnie(oczywiście razem). Lecz wieczorem chciałam trochę pogadać z Draco na osobności. Siedzieliśmy właśnie w PW, a było ok.21.24.
Postanowiłam poprosić go o rozmowę na osobności kiedy by już wszyscy wyszli.
- Draco.
- Taak- spytała spoglądając na mnie.
- Moglibyśmy porozmawiać?
- Jasne... słucham...
- Na osobności.
- No to gdzie idziemy- spytał natychmiast.
- Jak się wyludni Pokój...
- Eee...- rozejrzał się po PW. Było jeszcze sporo osób(m.in. fanklub Draco- na ich czele... no jakże by kto?- Pensy Parkinson). Draco spojrzał centralnie na nie(a jeszcze dokładniej na Pensy, która w tym momencie spojrzała na niego) i odpowiedział zwracając się znów do mnie.- Jutro jest poniedziałek. Mamy lekcję ...i ... no... chcę się wyspać, więc albo teraz, albo jutro...
Spojrzała na niego, a następnie na Krakersa(Parkinson, jakby co. Taki ma ryj!).
- Ech... niech będzie... jutro.
- Ok. Dobranoc- i odszedł dając mi najpierw całusa w policzek(wow, a nie w usta? Co mu się stało???).
- Jasne. Dobranoc- odpowiedziałam i poszłam lulu.^^
(...)-noc jakby ktoś nie wiedział...
Następnego dnia obudziłam się i poszłam do łazienki(jak zwykle). Ale towarzystwo tam zastałam koszmarne. Fanklubik Draco... i Krakers!!! Krakers wyglądał na rozmarzoną. Ciekawe dlaczego... E, tam! Umyłam się szybko i wyszłam jak tylko szybko umiałam(czyli dokładnie wybiegłam^^). Nie miałam zamiaru ich znosić. W dormitorium Miriam przypomniała mi o swoim istnieniu.
- Siemasz Ginny- rzuciła na powitanie.
- O... cześć Miri(jesteśmy już dobrymi koleżankami^^)-odrzekłam.- Co jest?
- Nie wiem... Ty mi powiedz...
Spojrzałam na nią z politowaniem...
- Wiesz... myślałam, że masz coś pod tą kopułą, ale chyba się myliła...
- W czym się myliłaś- zapytała Natasza, która właśnie weszła z Keily i Amandą(chyba jeszcze o nich nie wspominałam... to pozostałe mieszkanki naszego dorma.).
- Że ona nic nie ma w mózgu- powiedziałam wskazując na Miriam.
- Hmmm...- zaczęła się zastanawiać Ama(Amanda).- Jakby się tak zastanowić to masz rację.
Zaczęłyśmy się śmiać i... nagle Miri rzuciła poduszką w Amę! Po kilku sekundach wszystkie się już okładałyśmy poduszkami i śmiałyśmy w niebogłosy. A mówią, że Ślizgonki to takie nudziary i damulki... Akurat!!!
Rzucałyśmy się tak nimi, aż nagle drzwi się otworzyły i wpadł Draco ze swoimi gorylami. Na nasz widok wybałuszyli oczy.
- Co wy robicie- spytał Smoczek z niedowierzaniem(Smoczek- bez skojarzeń z akcesoriami dla niemowląt! Draco znaczy Smok).
Nic nie odpowiedziałyśmy tylko wymieniłyśmy spojrzenia. Wszystkie w duchu się ze sobą zgodziłyśmy. I nagle... bez żadnego ostrzeżenia natarłyśmy z poduszkami na chłopaków. Po kilku chwilach leżeli na podłodze a my na nich siedziałyśmy^^.
- Macie dość- spytałam kiedy ponownie uderzyłam poduszką Goyla.
- Tak- wrzasnął goryl.- Puśćcie nas!
Ech... Zrobiłyśmy to, a jakże. A już po chwili schodziłam z Draco do WS. Kiedy przechodziliśmy koło stołu Gryffindoru spojrzałam na moich braci i ich przyjaciół. Fred i George wraz z Lee uśmiechali się podle. Ale czemu?
Nagle Draco stanął jak wryty. Spojrzałam na niego, był przerażony, a potem w stronę w którą patrzył. Stała tam Krakersowata. Była cała w łajnie smoka. Włosy miała pofarbowane na różne kolory, a jej zwykle czarne(jak każdego) szaty były teraz w kolorach tęczy. Uśmiechnęłam się z satysfakcją. No... to teraz wiem z czego rżeli bliźniacy^^.
Lecz nagle, ku mojemu zaskoczeniu... Draco pobiegł do niej. Kiedy przybiegłam za nim usłyszałam z ich rozmowy(Draco i Krakersa), że Draco jej udziela pomocy. A przynajmniej się starał.
- Pomóżcie mi- błagała wszystkich Parkinson.
- Uspokój się- powiedział Draco.- Zawołam Snape’a. Może on coś wymyśli.
To mnie zdziwiło. Ale na tym się nie skończyło. Kiedy usłyszałam odpowiedź tego karalucha, dopiero oniemiałam.
- Dziękuję, kochanie.
To mnie wkurzyła! Nazywać Draco „kochaniem” i to kiedy ja jestem przy nim? To lekkie przegięcie(baa lekkie! Ale zarobi!). Podeszłam do tej szmaty i z całej siły walnęłam ją w policzek. Au! Aż mnie ręka zabolała!=.=
Na ten moment wpadły akurat dziewczyny z mojego dorma.
- Co ty robisz- spytał zszokowany Draco.
- Jeśli się nie mylę jesteś MOIM CHŁOPAKIEM- powiedziałam ostatnie słowa akcentując.
- No i...- zapytał jakby to była najmniej ważna rzecz na świecia.
- No i taka siksa jak ona nie będzie ciebie nazywała „kochaniem”, puki jestem TWOJĄ DZIEWCZYNĄ, jasne?!
W tym momencie wkroczył ten Krakers.
- Odwal się od niego Wesley! Nie jesteś go warta!- I zwróciła się już łagodnie do Draco.- Prawda, kochanie?- I pocałowała go w policzek.
Spojrzałam na Draco z wielkimi oczami.
- Co to ma być- spytałam wyprowadzona z równowagi i zbita z tropu.
- Nic- odrzekł wymijająco.
Nagle poczułam jak głód mi całkowicie minął, a na jego miejscu pojawiła się wielka rozpacz. Wybiegłam z WS i pobiegłam na błonia, pod to samo drzewo pod którym kiedyś ryczałam.
Nic mnie już nie obchodziło. Miałam wszystkiego dość.
- Ham- powiedziałam sama do siebie.- Pieprzony ham!
10. Rozdział 10 " Nawet nie wiesz jak mi było z nim przyjemnie w tym łóżku"
Na towarzystwo nie czekałam długo, gdyż już po kilku minutach przybiegły dziewczyny z mojego dorma.
- Ginny! Co się stało- dopytywała się Keily.
- Nic, odwalcie się- odpowiedziałam zła.
- Ech... przynajmniej powiedz o co poszło- zaproponowała Natasza.
Spojrzałam po nich i chwilę się zastanawiałam co powiedzieć.
- Nie widziałyście tej sceny- spytała wymijająco.
- Owszem widziałyśmy- odrzekła mi Miri.- Czemu Draco nic nie powiedział, kiedy ta siksa go całowała?
- A skąd mam wiedzieć- spytałam ze złością i łzami w oczach.- Spytajcie bezpośrednio zainteresowanego- krzyknęłam i zaczęłam płakać.
Łzy ciekły mi po policzkach, a ja ukryłam głowę w kolanach(przypominam, że siedzę pod tym drzewem).Dziewczyny usiadły wokół mnie i zaczęły mnie pocieszać, gdy...
- Co jest Wesley? Coś cię stało- usłyszałam szyderczy głos przed sobą. Podniosłam głowę i zobaczyłam... Krakersa. Tą jebaną szmatę i mendę!
- Czego chcesz- warknęłam.
Uklękła przede mną wraz ze swoimi kumpelkami z fanklubu Draco i szepnęła do mnie.
- Wiesz jaki on jest słodki?
- Niby kto- wycedziłam przez zęby.
Uśmiechnęła się z satysfakcją i znów przemówiła.
- Draco, a któż by inny?
Spojrzałam na nią z chęcią mordu. Błagam, niech ją ktoś stąd zabierze, bo normalnie zabiję ździrę, mówiłam sobie w duchu. Natomiast ona ciągnęła dalej.
- Jeśli się nie mylę wczoraj nie pogadaliście na osobności, prawda?
- Co ciebie to obchodzi?
- No... Wiesz on tak się śpieszył do łóżka, bo musiał się wyspać, nie?
Jeśli komukolwiek zależy na życiu tej suki, to lepiej niech ją zabierze mi sprzed oczu nim powie o jedno słowo za dużo, szeptałam w duchu.
- Nawet nie wiesz jak mi było z nim przyjemnie w tym łóżku. On jest taki delikatny...
Dalej już jej nie słyszałam. Poczułam jak coś we mnie pękło... Jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi i zaczął nim się nim bawić i rzucać nim o ścianę. Czułam się dziwnie. Chciało mi się płakać, ale łzy nie spływały mi już po policzkach. Chciałam krzyczeć, ale nie mogłam wydobyć dźwięku z gardła. Chciałam chociaż wstać, ale nie mogłam się ruszyć. Czułam się całkowicie sparaliżowana. Przestałam myśleć o czymkolwiek, w głowie słyszałam tylko słowa, które wcześniej wypowiedziała Pensy: " Nawet nie wiesz jak mi było z nim przyjemnie w tym łóżku."
Nie wiem jak długo tak siedziałam myśląc nad tym co powiedział ten karaluch, ale kiedy się ocknęłam wokół mnie otoczenie zmieniło się całkowicie.
Czułam, że leżę. Spojrzałam przed siebie. Widziałam tylko kamienny sufit. Usiadłam. Okazało się ,że siedzę na łóżku w Skrzydle Szpitalnym. Rozejrzałam się dookoła. Na krzesłach koło łóżka siedziały moje kumpele i... ja chyba śnię! Przede mną siedzieli bliźniacy, Ron, Harry i Hermiona!!!
Spojrzałam z niedowierzaniem na tych ostatnich i wskazując ich ręką spytałam zdziwiona:
- A wy co tu robicie?
- Martwiliśmy się o ciebie- odpowiedział George znudzonym tonem.
- To chyba jasne, nie- spytała Fred.
Rozejrzałam się po SS i dopiero teraz nasunęło mi się proste pytanie:
- Co ja tu właściwie robię?
Moje koleżanki z dorma popatrzyły po sobie.
- Po twojej rozmowie z Krakersem przestałaś dawać oznaki życia- oznajmiła w końcu Ama.
- CO??
- A no to- dodała Natasza.
- Siedziałaś tak z pół godziny jak nie dłużej- powiedziała Miri.- Zawołałyśmy Snape'a i pomógł cię tu przywlec.
- Która jest godzina?
- Eee... Dochodzi dziewiętnasta- odpowiedziała Keili.- Ale to już środa- dodała po chwili.
Wybałuszyłam oczy.
- COOOOOOO???!!!!!!!!! To żart tak?
- Nie- tym razem odezwała się Hermiona.- To czysta prawda.
- A teraz wybacz. My już idziemy- dodał Ron i wraz z Harrym, Hermioną i bliźniakami wyszli z SS.
- To by było tyle, jeśli chodzi o zjazd rodzinny- powiedziałam z irytacją po czym padłam na poduszki przypomniawszy sobie, czemu się tu znalazłam.
PS... Mam nadzieję, że zaczniecie mi komentować... Błagam!!!!!!!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Delf
rogata Królowa piekła XD
Dołączył: 19 Lut 2006
Posty: 3586
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6 Skąd: Piotrków Trybunalski
|
Wysłany: Śro 18:05, 15 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
Naprawdę bardzo mi się to podoba.
Niewiem o co chodzi. Czemu wszyscy komentujecie wszytsko tylko nie to? Czy ja o czymś niewiem. Komentować! Ale już!
Fick jest fajny. Nie za krótki, można sobie poczytać.
Ciekawa historia.
Czekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam
Delf
P.S. No komentujcie ludzie, komentujcie... Błagam - to dobre słowo.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Cissy
charłak
Dołączył: 15 Mar 2006
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6 Skąd: Zadupie Śląskie
|
Wysłany: Śro 19:59, 15 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
Fajneee.
Minusem jest tylko podtrzymywanie sterotypu, że Ślizgon to ten zły, a Gryfon - dobry.
Ale pomysł nawet nawet. Przynajmniej to nie kolejna dziewczyna Syriusza Blacka xP
Hm, do tego ja bym zakończyła tym, że Ginny obudziła się jako Gryfonka. Ale cóż... Nie moje opowiadanie;)
_________________
EDYTUJ POSTY! NIE PISZ JEDEN POD DRUGIM!
Pozdrawiam
Delf
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: Śro 22:24, 15 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
Heh... dzięki za komenta... Naprawdę... Ale co do tego stereotypu... Cóż... Jak zaczniesz czytać dalszą część to dowiesz się, że nie zawsze Ślizgon lepszy od Gryffona.. Staram się tu pokazać rozterki Ginny, która przeniosła się do Slytha, a wraz z tym zmieniona została jej przeszłość... A Ślizgoni nie wszyscy są źli... Przecież Gin ma przyjaciółki, które są Ślizgonkami... ;]
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
Bluetab template design by FF8Jake of FFD
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|